Partnerstwo czy pantoflarstwo ?


W sobotni poranek, obudziwszy się po ośmiu godzinach snu (całkiem zdrowo) poczyniłam filozoficzne rozmyślania na tematy ważne i mniej ważne. Z różnymi ludźmi mam styczność. Każdy z nich wnosi coś interesującego do mojego życia. Chociażby różnice światopoglądowe i sposób postrzegania relacji damsko- męskich. I o tym właśnie będzie dzisiejszy post: o związkach właśnie. Zapraszam Cię więc w wyjątkową podróż w czeluście mojego umysłu, gdzie nie odkryję dla Ciebie Ameryki, a wyłożę prawdy oczywiste być może nie tylko dla mnie, ale i dla Ciebie.
Miewałam, jak i bywałam w związkach. Poprzez ich 'miewanie' mam raczej na myśli tą moją zakrzywioną ówcześnie percepcję. W skrócie bowiem: mnie się wydawało, że to już był ten moment, że tworzyliśmy związek. A dla drugiej strony nie. I już. Awantura gotowa. Dramaty i tego typu sprawy przerabiałam kilka razy. Przeżywałam to tak, jak każda kobieta widziana w melodramacie w tv. Nie mogłam ogarnąć moim rozumkiem, w którym momencie ja się zagalopowałam, a facet został w tyle. Wydaje mi się jednak, że to był przede wszystkim błąd komunikacji - za dużo miejsca na domysły i swobodę określania miejsca, w którym jesteśmy. A może to ja za dużo chciałam? Z perspektywy czasu oczywiście mogę teraz podśmiewać się z samej siebie. Prawdą jest, że dojrzałość emocjonalną zdobywamy w toku doświadczeń życiowych i upływającego czasu. 


Związki, w których bywałam to trochę stunningowana wersja miewania. Dlaczego? Bo to twór relacji związku, jakie się miewa z tym, że postrzegasz tą drugą osobę w perspektywie szerszej. Tej przyszłej. Nie że od razu suknia ślubna, dzwony kościelne i cała ta otoczka, która mnie osobiście się nie podoba. Nic z tych rzeczy. Tak zwyczajnie myślisz o tej swojej drugiej połówce: Hej, jestem z kimś wyjątkowym i mogę sobie wyobrazić, że za 10 czy 15 lat też będzie wyjątkowo.  I wiecie, co jest najfajniejsze w takim związku? Początek. Ten moment, kiedy to mężczyzna wyjeżdża Ci nagle z pytaniem na serio, czy będziesz jego kobietą. I to nie jest chwila, gdy jesteś nastolatką i to twój pierwszy chłopak, który poprzez bycie z dziewczyną chce dać upust...emocjom. Dwoje dorosłych ludzi spotyka się na swojej drodze. Tak to się dzieje - prosto. Bez komplikacji, melodramatów w tle.




źródło
A teraz przejdźmy do rzeczy: tam gdzie są związki, tam są i oskarżenia o pantoflarstwo. Czasem są one słuszne, a czasem nie. Związek jako relacja damsko-męska* to świadomy i wolny wybór dwóch osób, które postanawiają dzielić ze sobą kawałek swojego życia. O tym jak długi to będzie okres decydują oboje. Czasem pomaga lub przeszkadza los lub inni ludzie, niemniej jednak jestem zwolenniczką samodzielnego myślenia oraz zajmowania się swoim własnym losem i kreowaniem go w dobrą stronę. Skoro zatem mamy już panią i pana, którzy oderwać nie mogą od siebie wzroku, nadchodzi magiczny moment, kiedy jedno wprowadza się do drugiego. Na podstawie wspólnego mieszkania można wywnioskować wiele. Przede wszystkim można się naprawdę dobrze poznać. Okazjonalne pomieszkiwanie, a spędzanie ze sobą ogromnej ilości czasu, gdy mieszka się razem to zupełnie odmienne stany. I zawsze, ale to zawsze przychodzi ten moment, że ktoś kogoś nazwie pantoflarzem. Społeczeństwo nadal chyba uczy się pojęcia bardzo trudnego w relacjach: partnerstwa. Dla mnie, w ślad za słownikiem, partnerstwo jest tożsame z zaufaniem, współpracą i wzajemnością. Dla wielu ludzi z jakimi kiedykolwiek poruszałam taki temat, partnerstwo ograniczało się do....targania siat z zakupami. Ona płaci - on nosi. Albo częściej: ona wybiera - on płaci - on nosi. Partnerstwo polega na słuchaniu siebie wzajemnie. Na konstruktywnych dyskusjach i dochodzeniu do kompromisów, które zadowolą obie strony. To stała współpraca i budowanie własnego gniazda i bezpiecznego miejsca, gdzie można porzucić wszystkie maski, noszone każdego dnia. To wielogodzinne rozmowy, czasem o pierdółkach, a czasem o sprawach, które wyciskają łzy. To pomaganie sobie wzajemnie w potrzebach. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nadal, o zgrozo, żyjemy w czasach, gdzie mężczyzna gotujący obiad to pantoflarz. Facet, który idzie do apteki po leki dla siebie i swojej kobiety - pipka. Koleś, który nie ma ochoty na chlanie na umór z kolegami- leszcz. Mężczyzna, który sprząta? Phi, przecież kobieta jest od tego! Ale hola hola...koleżko. Wspólne gniazdo to nie tylko pielesze. Gotowanie, pranie, sprzątanie, zakupy, rachunki - nie zrobią się same. W partnerstwie fajne jest to, że robimy rzeczy wspólnie albo dzielimy się z sensem zadaniami. I nie jest to podział taki: ja robię ty leżysz. Robimy to i robimy to razem. 

Partnerstwo jako współpraca oparta na wzajemności wskazuje jednoznacznie, że nie jest nim, gdy ty dajesz z siebie za dużo, a nie otrzymujesz w zamian nic. Jeśli oferujesz komuś miłość, wsparcie, bezpieczeństwo, itd. zapewne oczekujesz podobnej gratyfikacji, nieprawdaż? Jest to myślenie prawidłowe. Pantoflarstwo natomiast to stan, w którym jedna strona podlega całkowicie tej drugiej. Tutaj konkretnie wskazuje się, że pantoflarzem jest mężczyzna przebywający pod całkowitą kontrolą kobiety. To mężczyzna, którego potrzeby i pragnienia są tłamszone przez wysoką pozycję kobiety. On sam stawia ją na piedestale odsuwając swoje cele na dalszy plan, co tylko pogłębia rozdźwięk komunikacyjny w związku. Może być tak, że o ile facet taki stan rzeczy akceptuje i jest z nim zaznajomiony, nie będzie nawet próbował przebić się przez otoczkę swojej kobiety, by wyrazić własne zdanie. Będzie papugował i powielał jej schematy zachowań i sposób postrzegania. Potrafię sobie to wyobrazić, znam nawet takich kandydatów do tego tytułu, nie miałam jednak w swoich dotychczasowych relacjach kogoś o takim charakterze czy sposobie bycia, by mógł zasłużyć na to niechlubne miano. 

źródło


Przypominam jednak, że nie każdy związek polega na tym, że baba przynosi facetowi kapcie w zębach, gdy ten wraca z pracy. Nie każda będzie tolerowała upijanie się do nieprzytomności lub inne dziwne wyskoki. Jeśli ktoś takową relację ma - świetnie. Co chatka, to inna zagadka i nikomu nic do tego, jak u kogoś jest w sytuacji, gdy nie dzieje się nic złego. Naprawdę odnoszę czasem wrażenie, że wychowano mnie na innej planecie niż niektórych ludzi. Nie doświadczyłam obrazu partnerstwa gdy byłam dzieckiem. Postanowiłam natomiast, już dawno dawno temu, czyli gdzieś między jednym związkiem miewanym, a kolejnym, że nie pozwolę sobie na sytuację, w której mój partner traktuje mnie jak służkę, albo panienkę na fajną noc. Albo jest tak, jak się na to umówiliśmy, albo jedyne, co mamy to ogromny problem do rozwiązania. Partnerstwo to nie pantoflarstwo. Każdy dojrzały związek polega na tym, że ludzie ze sobą są, bo tego chcą. Nie dlatego, że powinni, albo są zmuszeni. Chcą tego i czują się w tej relacji dobrze. Oboje. Cza przestać patrzeć na związki tak, jak zobrazowano nam to w filmach, albo co oglądaliśmy za dzieciaka po rodzinie. Tworzyć, miewać i bywać w relacjach opartych na szczerości, zaufaniu i innych pozytywnych emocjach. Być lepszym człowiekiem każdego kolejnego dnia.  



*Skupiam się na relacjach damsko-męskich, co nie oznacza jednak, iż nie działa to w relacjach męsko-męskich bądź damsko-damskich. Nie chciałabym również, by w którymkolwiek momencie moje wypowiedzi nabrały wydźwięku pozbawionej tolerancji osoby, gdyż za takową się nie uważam. Nie chciałabym jednak pisać o czymś, na czym się nie znam.   



Ps. Na blogu nie było jeszcze recenzji świetnej książki o inteligencji emocjonalnej. Napisz w komentarzu, czy chcesz by ją zamieszczono. 



Pozdrawiam 
Paulina M

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 100%.A inteligencja emocjonalna to ważny temat to poruszenia.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.