OMO - nie o proszku do prania, a o metodzie mycia włosów
OMO większości nie-włosomaniaków kojarzy się prędzej z proszkiem do prania ubrań. Tymczasem jest to metoda mycia i pielęgnacji włosów. W dzisiejszym wpisie chcę podzielić się moimi spostrzeżeniami dotyczącymi tego sposobu dbania o włosy.
Metoda nie jest skomplikowana, ani bardzo czaso- i pracochłonna, jakby większość osób, które jej nie znają, sądziły.
Etapy mycia włosów metodą OMO:
O jak odżywianie lub odżywka lub olejowanie. Na tym etapie na zwilżone włosy nakładam na długości odżywkę. Jej zadaniem jest zabezpieczenie włosów przed działaniem detergentu, którego za chwilę użyję do mycia. Aktualnie taką odżywką jest dla mnie Kallos Banan.
W roli pierwszego 'O' w metodzie OMO fajnie może się też sprawdzić olej. Ja olejuje swoje kosmyki na sucho, tj. nakładam olej na suche włosy. Najczęściej robię to na noc. Tak jest mi najwygodniej, by potem rano włosy dokładnie umyć. Do olejowania stosuję olejek konopny Efektima - czasem mieszam go też z olejkiem Isana (tym fioletowym- żeby szybciej skończyć opakowanie).
M jak mycie. Niby najprostsza rzecz, a ileż błędów się przy tej czynności wykonuje. Gdy do mycia stosowałam mydło czarne ciężko było mi je rozcieńczać, a nakładane bezpośrednio na skórę głowy potrafiło ją w efekcie przesuszyć. To samo zresztą dopadało mnie często zawsze wtedy, gdy szampon nie był uprzednio rozcieńczony. Teraz nalewam do pojemniczka odrobinę szamponu - aktualnie jest to tradycyjny syberyjski szampon nr 1 na cedrowym propolisie. Dolewam wody, potrząsam i tak rozcieńczonym szamponem myję dokładnie skórę głowy. Spłukuję i przystępuję do ostatniego kroku.
O jak odżywianie, czyli odżywka, która jest wisienką na torcie w całym tym rytuale. Czytałam, że fajnie jest wybrać sobie produkt, który naprawdę dobrze dogaduje się z naszymi włosami. Ja nakładam odżywkę Tresemme Botanique Nourish & Replenish, w której składzie znajduje się mleczko kokosowe, olej kokosowy oraz aloes. Stosuję ją zgodnie z zaleceniami producenta, choć bardzo możliwe, że nałożona i potrzymana - dajmy na to 20-30 minut pod czepkiem - mogłaby dać jeszcze lepsze efekty.
Zapytacie pewnie, co takiego daje mi ten sposób mycia włosów? Przede wszystkim moje włosy wreszcie odżyły! Zabezpieczone pierwszą odżywką nie wysuszają się podczas mycia. Rozcieńczanie szamponu sprawia, że mniej skoncentrowany detergent trafia bezpośrednio na moją wrażliwą skórę głowy. Proces mycia jest dla mnie efektywniejszy, bo włosy przestały się przetłuszczać i wyglądają dobrze do 3 dni. Wcześniej, gdy tradycyjnie wylewałam szampon na dłoń i w ten sposób myłam włosy - świeżą czupryną mogłam się poszczycić co najwyżej 2 dni. Drugie odżywkowanie sprawia, że włosy na długości są mięciutkie i sypkie, nie wiszą jak smutne strączki.
Poza taką oczywistą korzyścią zużywa się dużo mniej szamponu, który starcza na dużo dłużej niż przy tradycyjnym - nieekonomicznym zresztą - użytkowaniu.
Pojawić się powinno pytanie, czy metoda mycia OMO jest dla każdego i czy ma jakieś minusy? Jestem zdania, że jak coś jest dobre dla wszystkich i jest do wszystkiego, to jest do niczego. Myślę, że każdy kto chce może przetestować taki sposób dbania o włosy i zobaczyć, czy u niego się sprawdzi.
Jeśli zaś chodzi o minusy to jedynym, który przychodzi mi do głowy jest szybsze tempo zużywania odżywek oraz półproduktów do olejowania włosów.
Znacie tą metodę mycia włosów? Sprawdziła się u Was tak dobrze jak u mnie? A może znacie jakieś inne metody mycia włosów, nieco odmienne od konwencjonalnych?
Brak komentarzy: