Wisimityzm, czyli jak nie żyć na pełnym wkurwie

Stres to taki cichy zabójca, mawiają. I mają rację Ci, którzy tego parszywego stwora unikają jak ognia. Raz skryje się w torbie zakupów, która nieoczekiwanie postanowi przerwać swój żywot i zakończyć go wraz ze szklaną butelką świeżo kupionego mleka na asfalcie. Innym razem zawładnie drugim człowiekiem spotkanym chociażby przypadkiem, którzy spieprzy ci twój super pozytywny dzień. Często też sami sobie jesteśmy winni, bo nie kto inny jak my sami robimy sobie krzywdę denerwując się na wszystko i wszystkich.
zdjęcie z serii: tu byłam.

Jak żyć, żeby nie zwariować? Nie wyłysieć ani nie osiwieć za kilkanaście lat?
Ten post nie będzie receptą, złotą mądrością, która zmieni czyjeś życie.


To co obserwuje na sobie samej i wszystkich tych, którzy mnie otaczają, niesie za sobą straszne wnioski. Kochani - mamy problem z relaksem. Jesteśmy napięci i zestresowani na maksa. Są takie tygodnie, gdy wszystko układa się po naszej myśli. Na pewno każdy zna ten stan: zdążasz na autobus, truskawki zawsze są świeże, nigdy nie pada deszcz i nikt nie nastąpi ci na pantofel w tłumie w metrze. W takich chwilach, tej błogiej ciszy, powinniśmy oddychać pełną piersią. Powinniśmy, aha. Zamiast tego jednak zawsze, ale to zawsze umysł płata figla. Nauczeni doświadczeniami wszelakimi, zamiast cieszyć się tak zwyczajnie jak cieszy się niemowlę z obecności matki, zaczynamy rozmyślać, co się za chwilę popsuje. Bo jak to tak, żeby czuć harmonię, szczęście  i dobrostan tak na dłużej? No tak być nie może. Tak być nie będzie, jak mawia mój kolega. Sami sobie kreujemy jakieś dzikie przekonania i na siłę się stresujemy. A po co to tak? Po co robić sobie tą krzywdę? Potem rzeczywiście efekt jest taki, że gdy już się coś posypie albo rypnie czy jak tam kto mówi, z pełnym przekonaniem mówimy sobie w duchu: Nosz, ku....a, wiedziałem przecież że tak właśnie będzie. A jak ma tak nie być, skoro sam negatywnym myśleniem prowokujesz taki, a nie inny obrót spraw?

To samo tyczy się przenoszenia pewnych spraw na inne pola. Doskonale to można pokazać na sztandarowym już przykładzie korelacji praca-dom i dom-praca. Ja na ten przykład jestem pracusiem, ale nie pracoholikiem. Mogę o pracy myśleć w czasie poza nią, ale nie spędza mi ona snu z powiek. Chociaż fakt faktem, że jeden raz w ciągu ostatnich kilku lat śniły mi się koperty, listy, etc. Ale ja dzisiaj nie o tym:) Podejście mam takie, by nie ekscytować się, ani nie denerwować ponad miarę przez to, co wykonuję zawodowo. Szczególnie w czasie wolnym. W samym środowisku zawodowym zdarza mi się mówić pod nosem brzydkie słowa. Ba, czasem nawet można to usłyszeć. Niekiedy jedna rzucona soczysta wycedzona przez zęby fraza brzydkiego określenia na kobietę lekkich obyczajów daje więcej, niżeli medytacja na środku jeziora ;) W domu zresztą też mi się zdarza. Nie jestem na miejscu innych osób, ale dla mnie samej takie podejście jest zdroworozsądkowe. Wchodząc do domu zrzucam pancerz i ciężar wszystkich zawodowych spraw i skupiam się na prywatnej części swojego życia.  Będąc zaś w pracy jestem sfocusowana na celach do osiągnięcia w bieżącym czasie. Swoją drogą błogosławione niech będzie życie prywatne i dzięki ci za przyjaciół, bo bez nich jestestwo człowieka bez drugiego człowieka jest puste.

Czym skutkuje nadmierne przejmowanie się i sztuczne nakręcanie negatywnymi emocjami? Stajemy się smutnymi, znerwicowanymi ludźmi. Na co więc te wszystkie nerwy? Czy warto psuć sobie dzień i życie drobnymi, acz wkurzającymi maksymalnie sprawami? Nie warto. Tytułowy wisimityzm to nic innego jak doskonale zaadoptowana postawa asertywna wobec życia. A życie to nic innego jak sytuacje i osoby wokół. I nie zrozumcie mnie opacznie - nie chodzi bowiem, by drugim człowiekiem gardzić bądź go nie zauważać. Sformułowanie jest niefortunne, ponieważ często fraza "wisi mi to" nacechowana jest negatywnie. W gruncie rzeczy chodzi o to, by wypracować sobie umiejętność poddawania się emocjom dostosowanym do sytuacji/osoby/miejsca. Po chłopsku: nie rób scen tam, gdzie nie są one mile widziane ani wskazane.


Nauczmy się odróżniać ataki ad personam od chęci wyładowania złości drugiej osoby akurat na Twojej osobie. Stres to cichy zabójca. Skoro więc tylko spokój może nas uratować od rychłej zmiany stanu skupienia i rozbicia, weźmy sobie na serio na serca i rozumu, że przejmowanie się całym światem jest destrukcyjne. Myślisz, że cały świat i wszyscy ludzie w nim próbują Cię wkurwić? Nie próbują. Jesteś tylko przypadkową osobą, która skłonna jest przejmować się byle drobnostką i przeżywać to w sobie od nowa wciąż i wciąż. Potem to co gryzie Ciebie, choćby nawet pierwotnie kompletnie Ciebie nie dotyczyło, przenosi się na innych ludzi. Nie rób tak! 


Pozdrawiam
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.