Taki burak! Barszcz czerwony dla leniwych

27 listopada
Prosto. Szybko. Smacznie. 
Zima się zbliża wielkimi krokami. Przywdziałam już ciepłe skarpety, a to znak, że czas na rozgrzewające żarełko. Na samą myśl o zimnym jogurcie z lodówki mój brzuszek strajkuje. Jesień to czas zup i gulaszy wszelakich. A zupą mojego dzieciństwa jest barszcz czerwony. Naprzemiennie z pomidorówką, z ryżem gotowanym osobno rzecz jasna (!), czerwona zupka królowała na domowym stole. Dzisiejszy przepis to propozycja na szybki i smaczny obiad. Wyjątkowo bez zdjęć, bo te które miałam mnie nie zachwyciły.


Zup gotowałam w swoim życiu kilka, ale zupomaniaczką raczej nie byłam. Od rosołu specem jest Adrian. Dla mnie zupa krem porowo-ziemniaczana, brokułowa, czy marchwiowa nie stanowi już wyzwania. W swoich kulinarnych dokonaniach mamy chyba nawet kapuśniak. Nigdy jednak nie pokusiłam się o odtworzenie smaku dzieciństwa. Wiecie, to trochę tak, jakby zdradzić maminą najlepszą zupę świata. Zawsze świat kulinarny kręcił się wokół tego, że najlepsza zupa jest z maminego gara. Naszła mnie jednak ochota na barszcz czerwony straszna. Myślałam, że może dotrwam do jakiegoś wypadu do domu na zupę domową, ale pokusa była zbyt silna. Potuptałam więc do osiedlowej Biedronelli i zaopatrzyłam się prawie we wszystko, czego potrzebowałam. A że zupa jest tak dobra, że kubki smakowe dostają orgazmu - nie będę taka, podzielę się przepisem ;)


Składniki

5 większych buraków (warzyw, nie kolegów)
1 średniej wielkości cebula
ząbek czosnku
włoszczyzna
liść laurowy
ziele angielskie
sól i pieprz
kostka bulionu drobiowego
łyżeczka oleju kokosowego rafinowanego
2 łyżki śmietany


W dość dużym garnku zagotować wodę i wrzucić kostki bulionowe, włoszczyznę, ziele angielskie oraz liść laurowy. Poszłam na łatwiznę, takam sprytna i nie robiłam bulionu drobiowego ani z wołowiny. Jakoś tak wyszło, a mimo to zupa jest bardzo smaczna. Sporadycznie stosuję kostki bulionowe, bo to jednak sama chemia. Niemniej jednak gdy robiłam ten barszcz nie miałam nic innego pod ręką. Najważniejsze, że wyszło pysznie! Bulion się robi, czas na buraka. Warzywa obrać i poszatkować na tarce z oczkami lub w maszynie. Z racji bycia w weekend leniwcem posłużyłam się maszyną. Buraki mocno barwią wszystko czego dotkną, toteż obierać rekomenduję w rękawiczkach i zmywać wszystkie pozostałości buraka z mebli kuchennych i ubrań na bieżąco. Cebulę pokroić w piórka. Czosnek rozgnieść i po kilku minutach gdy jego aromat się uwolni również pokroić drobno. Podsmażyć na łyżeczce oleju kokosowego cebulę, czosnek i starte buraczki. Gdy całość nieco odparuje z wody i widocznie się podsmaży - zdjąć z ognia i dorzucić do gara z bulionem. Zostawić na wolnym ogniu przez godzinę. Doprawić do smaku solą i pieprzem.

Przed podaniem podgrzać zupę. Osobiście uwielbiam barszcz czerwony z ziemniakami, toteż ugotowałam sobie 3 średnie kartofle na okoliczność zupożarcia. Zabieliłam zupę śmietaną, która była pod ręką. I gotowe! Pyszne. Proste. Smaczne. Zupa wyszła prawie tak dobra, jak u mamy. Wiadomo, że nie jest to to samo, bo mama zazwyczaj osobno gotuje buraki, potem je ściera na tarce z oczkami, a bulion robi klasyczny. Taka zupa, nawet ze śmietaną, nie zrujnuje diety. Buraki są niskokaloryczne (43kcal/100g) i bogate w wit. C, kwas foliowy, potas, mangan. Zawierają również śladowe ilości kwasów omega-3 i omega-6. W kilku podręcznikach dotyczących żywienia wyczytałam, że burak to świetne źródło błonnika. I wszystko byłoby świetnie, tyle że to niespełna 3g na 100g warzywa. Czy zatem to rzeczywiście tak przytłaczająca ilość błonnika, byśmy mogli jego spożyciem uzupełnić dietę w błonnik? Nie jestem przekonana. Nie zmienia to jednak faktu, że barszcz czerwony to zdrowy posiłek i warto znaleźć miejsce dla zupy w swoim codziennym jadłospisie.



Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.