Mietifaktura prezentuje: krem nawilżający ze śliwką i brzoskwinią

03 października
Jesień nadeszła, a wraz z nią... wykończyłam ostatnie porcje moich ulubionych kosmetyków do pielęgnacji twarzy. Podążając za ostatnimi zakupami półproduktów do stworzenia kosmetyków i podtrzymania pewnych rytuałów pielęgnacyjnych, postanowiłam wyczarować sobie... krem nawilżający. Pisałam zresztą o tym przy okazji posta zakupowego. Jaki był efekt moich działań? O tym przeczytasz w dalszej części dzisiejszej notki. Zapraszam!



Mój typ cery to cera mieszana, ze skłonnością do podrażnień oraz pękających naczynek. Lekki rumień udało mi się zniwelować odpowiednią pielęgnacją oraz prawidłowym żywieniem. Na co dzień potrzebuję kremu, który: nawilża, nie zostawia tłustego filmu, łagodzi podrażnienia, pielęgnuje. Dokładnie taki krem zachciałam sobie zrobić samodzielnie.

Składniki do samodzielnej produkcji kremu nawilżającego ze śliwką i brzoskwinią

- 10 ml bazy kremowej 1-1-3
- 5 ml mieszaniny olejków: z pestek śliwki oraz brzoskwini
- 10 ml hydrolatu z jagód jałowca
- 5 ml mleczanu sodu


Pierwsze wrażenie z przygotowywania kremu oraz jego zastosowanie 

To banalnie proste! Wystarczy wymieszać ze sobą wszystkie składniki, przełożyć do czystego słoiczka i używać regularnie. 
Początkowo zamierzałam stosować się do proponowanych proporcji do wykonania kremu. Zgodnie z informacjami, przy zastosowaniu bazy kremowej, wystarczy jedną jej część wymieszać z jedną częścią fazy olejowej oraz trzema częściami fazy wodnej. Po wymieszaniu składników w tych pierwotnych proporcjach konsystencja była bardzo, bardzo wodnista. Zwiększyłam więc ilość bazy kremowej, by nieco zagęścić moją miksturę. Udało się. Choć przypomina emulsję lub mleczko, jest kremem to moje nowe mazidło. Gdybym zastosowała jakiś neutralnie pachnący lub względnie bezzapachowy hydrolat, najpewniej krem pachniałby czystą brzoskwinią i marcepanem - dzięki olejkowi ze śliwki. Mnie jednak zapach nie odstrasza, gdyż hydrolatu z jagód jałowca solo używam od dawna. Najważniejsze jest działanie składników. Olejki łagodzą podrażnienia i chronią skórę przed utratą wilgoci, podobnie jak mleczan sodu. Baza kremowa jak nazwa wskazuje stanowi podstawę kremu. 

Konsystencją przypomina, jak wspomniałam wcześniej, emulsję. Jest lejący, nieco lepki. Lepkość nie zostaje jednak na buzi po nałożeniu. Stosunkowo szybko się wchłania, dlatego też doskonale sprawdza się jako baza pod makijaż. Nie zauważyłam, by podkład rolował się lub migrował w styczności z moim samoróbnym kremem. Może się tak stać, gdybym nie poczekała do wchłonięcia się kremu lub gdybym nałożyła grubą jego warstwę. Nie nadeszły jeszcze bardzo zimne dni, nie mogę więc ocenić, czy skóra traci wodę mimo bariery kremu. Na moment pisania tej notki nie zauważyłam, by cokolwiek niepokojącego działo się z buzią po zastosowaniu mojego kremu.

Stosowany rano ładnie nawilża moją buzię i przygotowuje ją do dalszych czynności kosmetycznych. Nie stosuję go do wieczornej pielęgnacji - ale to czyni moja lepsza połowa i póki co chwali sobie krem. Narzeka co prawda na zapach, ale wspominałam wyżej z czego wynika aromat kremu. Następną porcję zrobię na pewno z hydrolatem o bardziej neutralnym zapachu.


Nie bałam się eksperymentu i swojej wariacji na temat kremu do nawilżania i pielęgnacji buzi. A jak to wygląda u Was? Robicie własne mazidła, czy jednak zawsze stosujecie drogeryjne kosmetyki?


1 komentarz:

Obsługiwane przez usługę Blogger.