Lwia grzywa w kolorze brąz - moje hennowanie z Light Mountain Dark Brown

No! To moje włosy musiały czekać kilka miesięcy na moment, kiedy znów zostaną pohennowane. Zawsze było coś ważniejszego niż hennowanie. A i nie jest tajemnicą poliszynela (poliszynszyla :D), że babranie się z lawsonią i indygo to przygoda na kilka godzin i błotko na włosach i wszędzie tam, gdzie się pochlapie. Wizerunek jednak udało się podreperować - tak akurat przed moimi urodzinami!
Moje włosy bardzo długo musiały czekać na ten dzień. Poprzednia henna - robiona w październiku- wypłukała się z włosów i znów moje ombre ujrzało światło dzienne. Bardzo skrupulatnie wybierałam sobie hennę do kolejnego koloryzowania włosów. Wybór padł na Light Mountain mimo, że niewiele jest w internecie opinii o odcieniach brązu tejże marki. Swoją hennę kupiłam podczas listopadowych targów Ekocuda. Zdecydowałam się na odcień Dark Brown. Koszt takiej henny to ok. 34 zł za 113 g produktu. Tak oto, po kilku miesiącach oczekiwania nadszedł dzień, w którym nałożyłam sobie hennę ponownie.
Henna zapakowana jest w gustowne kartonowe pudełko z podobizną lewa na nim. Proszek znajduje się w foliowym woreczku. Dołączona jest również ulotka informacyjna, rękawiczki i dość prowizoryczny bądź co bądź - czepek.
Całe opakowanie proszku wymieszałam z ok. 450 ml wody w temperaturze mniej więcej 50 stopni. Henna dobrze się wymieszała - bez upierdliwych grudek i dość szybko. Aplikowałam przy użyciu pędzla do nakładania farb oraz klasycznie przy użyciu rąk. Dodatkowo robiłam to naprawdę ekspresowo w czasie, kiedy Borówka smacznie sobie spała. Ale wiecie, jak to jest przy małym dziecku: teraz śpi, za kwadrans się budzi, po kolejnym kwadransie znów zasypia. Udało mi się aplikować hennę od A do Z bez przerwy.
Na ulotce wewnątrz opakowania widnieje informacja, by henny nie trzymać na włosach dłużej niż 4 godziny. Dzielnie trzymałam się tej instrukcji i po 4 godzinach zmyłam zielone błoto z włosów. Dzięki zastosowaniu czepka - ale innego niż ten, który był w paczce z henną - henna nie wyschła i nie utworzyła skorupy, którą zmywałabym potem godzinę. I znów udało mi się zmyć hennę podczas drzemki Borówki - ja to mam drzemkolubne dziecię!
Dodatkowo wrzucam zdjęcie ulotki, gdzie rozpisane są potencjalne efekty kolorystyczne z odcieni henny Light Mountain. Myślę, że taka rozpiska daje pojęcie mniej więcej o tym, czego możemy się spodziewać po hennowaniu. Ja czytając ją wiem, że raczej nie "opłaca mi się" stosować henny w odcieniu czerwonym, bo wyrazistej zmiany koloru i tak nie uzyskam.
Dodatkowo wrzucam zdjęcie ulotki, gdzie rozpisane są potencjalne efekty kolorystyczne z odcieni henny Light Mountain. Myślę, że taka rozpiska daje pojęcie mniej więcej o tym, czego możemy się spodziewać po hennowaniu. Ja czytając ją wiem, że raczej nie "opłaca mi się" stosować henny w odcieniu czerwonym, bo wyrazistej zmiany koloru i tak nie uzyskam.
Proces zmywania jak to przy hennie bywa był dość długi i wymagał logistycznych umiejętności. Szczególnie dobrze się sprawdza wanna, ale mając łazienkę z kabiną typu walk-in trzeba trochę gimnastyki by zmywać z siebie hennę w pozycji głową w dół. Najłatwiej po prostu wejść pod prysznic i przy okazji zażyć kąpieli gdy już zielone błoto się wypłucze. Typowo dla henny przez pierwsze godziny i dni włosy brudzą wszystko wokół. Z racji zawartości indygo naprawdę mocno brudzi wszystko, toteż po hennowaniu zawsze zabezpieczam na noc poduszkę jakimś ciemnym ręcznikiem i unikam zakładania jasnych bluzek przez kilka dni.
To, co mnie zaskoczyło w ciągu tych pierwszych dni po hennowaniu to brak przesuszenia włosów. Nie stosowałam ani do henny ani po jej zmyciu żadnej odżywki czy maski. Spodziewałam się skóry głowy suchej na wiór i włosów a'la sianokosy, a tutaj takie miłe zaskoczenie. Kolor utrzymuje się ładnie i jest dość równomierny. Włosy, które były wcześniej rozjaśniane złapały nieco jaśniejszy odcień. Znalazłam też jedno mocno jaśniejsze pasmo, ale to akurat efekt moich umiejętności farbowania włosów - no nie ma ideałów :D Na mini minus fakt, że włosy podczas pierwszego mycia pachną jak zmoknięty kundelek :(
Kosmyki są błyszczące i sypkie, do tego wyraźnie pogrubione. Spodziewam się wypłukiwania henny, ale by temu przeciwdziałać zamierzam regularnie hennować włosy.
To, co mnie zaskoczyło w ciągu tych pierwszych dni po hennowaniu to brak przesuszenia włosów. Nie stosowałam ani do henny ani po jej zmyciu żadnej odżywki czy maski. Spodziewałam się skóry głowy suchej na wiór i włosów a'la sianokosy, a tutaj takie miłe zaskoczenie. Kolor utrzymuje się ładnie i jest dość równomierny. Włosy, które były wcześniej rozjaśniane złapały nieco jaśniejszy odcień. Znalazłam też jedno mocno jaśniejsze pasmo, ale to akurat efekt moich umiejętności farbowania włosów - no nie ma ideałów :D Na mini minus fakt, że włosy podczas pierwszego mycia pachną jak zmoknięty kundelek :(
Kosmyki są błyszczące i sypkie, do tego wyraźnie pogrubione. Spodziewam się wypłukiwania henny, ale by temu przeciwdziałać zamierzam regularnie hennować włosy.
Znacie hennę Light Mountain? Zaufałybyście hennie marki, której nie znacie?
Brak komentarzy: