Denko marcowo-kwietniowe_21

05 maja

 Marzec przeleciał mi przez palce tak szybko, że poza zrobieniem zdjęć zużytych produktów, nie znalazłam czasu, by je po krótce opisać. Dokładam zatem kwietniowe zużytki i tym sposobem zapraszam na denko z dwóch miesięcy.


Lećmy więc po kolei...

Pianka do golenia z Nivea - seria męska, pachnąca typowo męsko. Ten zapach był aż przytłaczający, wszechobecny i momentami drażniący. Już wiem, dlaczego mój mąż się z nią nie polubił.

To nie jest pierwsze opakowanie szamponu nawilżającego Alterra z granatem. Bardzo lubię ten kosmetyk, choć najlepsze efekty na włosach daje stosowanie go jako produkt myjący co któreś mycie. Włosy są umyte, ładnie trzymają świeżość.

O maseczkach do włosów Cien powstał osobny post - żeby nie powielać tego co pisałam, zapraszam do lektury recenzji.

Ciekawa maska z linii 24k od Dermiki. Stosowałam ją dość długo i byłam zadowolona - buzia wyglądała ładnie, choć te mieniące drobinki potrafili wkurzać. Odłożyłam ją na chwilę i użyłam ostatni raz w marcu - niestety wtedy, przy tym ostatnim razie mocno podrażniła mi cerę - musiałam na biegu zmywać produkt, bo skóra zaczęła mnie mocno szczypać. Generalnie produkt jest dobry, więc go nie skreślam, może kiedyś do niego wrócę.

Peeling enzymatyczny z Dermiki wspominam rewelacyjnie. To pierwszy peeling tego tyu, po którym buzia była wygadzona, ukojona, nie wysuszona, a wręcz nawilżona. Serio jestem pod wielkim wrażeniem działania - zdecydowanie sięgnę ponownie. 

Intensywnie odżywczy krem na noc z ceramidami Bielenda to gagatek, który dba o barierę hydrolipidową. Mamy już w domu drugie opakowanie i jest to kosmetyk, który bardzo podszedł mojemu mężowi i stosuje go codziennie. Jest to bogaty krem, natomiast buzia rano nie jest tłusta, jest przyjemnie nawilżona i ukojona. 

Emulsja i żel do mycia Eloderm to łagodne preparaty myjące do ciała maluszka. Delikatnie zapachowe, nie zauważyłam by wysuszały. Zużyliśmy też kolejny szampon z Hipp oraz żel do mycia z Nivea. Młoda lubi mycie z pianką, a te kosmetyki nie wysuszają jej skóry, nie podrażniają. 

Trehaloza od Basiclab doczekała się recenzji na blogu. 

Moje odczucia związane ze stosowaniem serum z witaminą C od Liqpharm znajdziecie we wpisie o dwóch produktach tej marki.


Hydrolaty z Ecospa kocham miłością prawdziwą. To długoletni romans, który prędko się nie skończy. Hydrolat jałowcowy to taki trochę śmierdziuszek, ma swój specyficzny zapach, ale pięknie pozwala leczyć stany zapalne skóry. Hydrolat kadzidłowca stosowałam głównie z myślą o jego pozytywnym wpływie na cerę naczynkową. Hydrolat oczarowy też łagodzi podrażnienia.

Kremowa pianka oczyszczająca Pure by Clochee świetnie się u mnie sprawdziła w pielęgnacji. Produkt o konsystencji chmurki otulającej skórę. Delikatny, a zarazem efektywny proces oczyszczania cery. Skończyła mi się całkiem niedawno i póki co stosuję inny produkt - i już widzę, że aktualnie stosowany żel nie oczyszcza skóry tak fajnie, jak to robiła pianka. Obowiązkowo do ponownego zakupu.

Skarpetki złuszczające z Be Beauty produkuje jakaś mało znana marka. A szkoda, bo to hit! Robią to co mają robić, ładnie i relatywnie szybko złuszcza martwy naskórek. Fantastyczna cena do jakości. Na te skarpetki trafiłam pierwszy raz kilka lat temu, zniechęcona stosowaniem wcześniej dużo droższych produktów o analogicznym działaniu - dałam im szansę. Wracam do nich regularnie, bo nie ma lepszych skarpetek złuszczających dla mnie niż te z Biedronki.  

Kremowy żel pod prysznic do skóry bardzo suchej Yves Rocher dostałam od koleżanek na urodziny. Przyjemny prodult o miłym zapachu, nienachalnym. Łatwa aplikacja, kremowy żel, który nie wysusza skóry, ale nie zostawia przy tym tłustawej warstewki jak to czasem przy kosmetykach do skór suchych bywa. Poręczna tuba- myślę, że dobrze sprawdziłaby się również w podróży. 

Na szarym końcu zużycia kosmetyków do włosów. Czarne mydło Agafii - uwielbiam, stosuję regularnie, mąż rekomenduje do kupowania wciąż i wciąż kolejnych słoików, bo bardzo odpowiada mu ten kosmetyk. Kolejny słoiczek maski drożdżowej również od Agafii. Cud, miód i orzeszki! Stosuję generalnie do emulgowania oleju i nakładam również na skalp. Skóra głowy nie jest podrażniona (a jest bardzo, bardzo kapryśna!), włosy są mięciutkie, sypkie. Szampon cedrowy od Agafii - warto nie pomylić go z mydłem cedrowym, bo to nie są te same produkty. O ile mydło świetnie domywa włosy, o tyle szampon jakoś niekoniecznie. Produkt był ok.


Maska Kallos color służyła mi wyłącznie do emulgowania oleju na długości włosów - nakładam od ucha w dół. Ewentualnie mieszałam ją z kilkoma łyżkami skrobi ziemniaczanej i dzięki temu powstawała turbo maska. Kallos color solo niestety furory nie zrobi - to taki fiat 125p wśród współczesnych aut.

Tresemme Botanique Styling wygładzający spray do stylizacji był ze mną dobrych kilka miesięcy. Wydajna, pięknie pachnąca kokosem i kaktusem mgiełka, pozostawiała włosy miękkie, ujarzmione. Zapach kokosa oszałamiający - ale ja kokosową nutę lubię, więc mi nawet duszący zapach nie będzie przeszkadzał. Na pewno do niej wrócę. 


To już wszystkie zdenkowane kosmetyki z ostatnich dwóch miesięcy. Mam nadzieję, że kolejne będzie mniejsze - z bieżącego okresu. 

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.