1 = - 5 , czyli matematyka wyższa gubienia zbędnych kilogramów.

Mam mnóstwo energii, co nie tylko mnie bawi i cieszy. Dzień bez siłowni wydaje się być dniem niepełnym, straconym.
Wróciła ochota do eksperymentów kulinarnych i wprowadzania częściej na talerz i na bloga również,przepisów z dań, których jeszcze nie próbowałam, albo co do których miałam obawy o ich walory smakowe.
Estetyczne już niekoniecznie, bo niejednokrotnie moje combo na lunch nie wygląda jak spod ręki szefa kuchni, ale za to smakuje dobrze. Bo przede wszystkim ma mi jedzenie smakować. Jedzenie to przyjemność, a nie przykry obowiązek. Współczuję z tego miejsca wszystkim tym, którzy muszą się zmuszać żeby jeść. Ja tego problemu nie mam, ale nie jest też tak, że pochłaniam żarcie jak odkurzacz. Jako dziecko byłam typem niejadka i dużo mi zostało z mojego podejścia za młodu. Nie dla mnie śledzie, wątróbki, krewetki i małże. A poza tym jem praktycznie wszystko.
Aktualnie treningi wykonuję przez 5 dni, częściej w tygodniu niż z weekend. Miło się zaskoczyłam pustkami na siłowni w ostatnią niedzielę, kiedy to odbijałam sobie jeden dzień z minionego tygodnia, kiedy na siłownię nie poszłam. Spędzam tam godzinę i wychodzę naprawdę szczęśliwa. Owszem, jestem zmęczona, ale to najmilsze zmęczenie ostatnich miesięcy. Nie trafiłam jeszcze na swój słaby dzień i nie walczę póki co z myślami by nie poćwiczyć sobie danego dnia. Być może dlatego jestem tak podjarana zmianami, jakie sobie w życiu zaplanowałam i do jakich dążę. Tym bardziej, że widze efekty. We wstępie zawarłam informację, że obwody mi maleją. Uściślając - poniższe wymiary zmieniły się w ciągu trwającego miesiąca - pierwszy pomiar był 1 marca, drugi dziś.
Maleje mi oponka wokół talii:
78cm - 75cm = 3cm
87cm - 85cm = 2cm
Z racji uwielbienia dla ćwiczeń dolnych partii ciała mogłam spodziewać się, że urosną mi uda. Nie sądziłam jednak, że będą rosły niesymetrycznie (nie żeby były, ale jeszcze na początku miesiąca różnica między nimi wynosiła tylko 0,5cm - teraz jest to 1cm). Przedramię też zyskało na objętości, co mnie cieszy, bo to obszar nad którym należy się pochylić i wypracować sobie sensowny trening, by ukształtować górę sylwetki jak należy.
Każdy trening zaczynam od rozgrzewki w formie 15-minutowej przebieżki na bieżni. Potem następuje seria dziwnych poz z hantlami przy lustrze, gdzie mam okazję pochichrać się w duchu ze swojej purpurowej twarzy i strużki potu na czole. Następnie jest czas na zabawę na maszynach. Zwiedziłam już prawie wszystkie rejony siłowni i wiem, że jest masa fantastycznych przyrządów do ćwiczenia pośladków i nie będą one okupowane przez kobiety. Trochę mnie dziwi fakt, że ani jednej dziewczyny nie widziałam na suwnicy do wypychania ciężaru... Gdy już zrobię swoje, wskakuję na 5 minut na rowerek, a potem na matę, by się dobrze rozciągnąć.
I tak oto mijają mi popołudnia, a czasem poranki. Wszystko zależy od możliwości i czasu wolnego.
A ty jak ćwiczysz?
Zostaw komentarz - będzie mi miło :)
Pozdrawiam
Paulina M
Brak komentarzy: