Lokatorka z piekła rodem cz.2 czyli historia wyjątkowego kubka i braku dobrego wychowania

Niech nikogo nie zmyli tak późna data publikacji drugiej części potyczek z lokatorką z piekła rodem na pierwszym planie. Po fantastycznym wręcz odbiorze pierwszej notki o mieszkaniu z pewną upierdliwą kategorią człowieka ruszyła lawina hejtu ze strony rzeczonej osoby. Zarówno jej jak i jej partnera życiowego, który nie wiedzieć czemu próbował w jakikolwiek sposób uczestniczyć w sytuacji, która nie dotyczy go ani nie dotyka. Osobny akapit poświęcę gdzieś niżej, by rzucić odrobinę światła i blasku na kompana życiowego mojej wcale nie uroczej, szczęśliwie byłej już, współlokatorki. 

Przerwa w publikacji była doskonale przemyślana.
Po tym, jak ostentacyjnie 'wyniosła się' z domu na początku lipca zabierając klucz nie tylko od swojego pokoju, ale również od toalety uznaliśmy wszyscy, że daleko jej do normalności i dorosłości. Dodatkowo strona bloga jest ostatnio dostępna na dziwnych stronach z zimnego wschodu z portali o treściach dla dorosłych. Przypadek? Być może, choć ja w nie nie wierzę. To jednak wątek poboczny bez większego związku z całą sytuacją.

Z pierwszej części wyłonił się obraz osoby, dla której utrzymanie czystości wokół siebie stanowi nie lada wyzwanie. W ostatni weekend swojego bytowania w naszym apartamencie osoba pojawiła się, by zabrać kolejną część swoich rzeczy oraz... zostawić nam pełen kosz śmieci. Ona nie jest od wynoszenia śmieci - usłyszeliśmy kilka miesięcy temu. Nie zdziwiłabym się, gdyby nie wiedziała, gdzie znajdują się kontenery w bloku. Naprawdę staram się ubrać ładnie w słowa cały ten syf, jaki ta dziewczyna zostawia po sobie. Gdybym była okrutna, dorzuciłabym jej najlepszą fotkę i link do fejsa, insta i snapa. Nie zrobię tego, bo jestem miła. Jestem miła, mimo że stłukła (ona lub jej siostra) mój ulubiony kubek. Nie 'jakiś tam' kubek, jak to opisała w swoich wiadomościach do mojego partnera, który tu mieszka. W tej historii należałoby się zastanowić, jak to się stało, że jej siostra miała swobodny dostęp do naszego mieszkania, dzięki kluczom udostępnionym bez naszej wiedzy. O zgodzie nie wspominam, bo przecież jak mieszkasz z ludźmi to nie czujesz się zobligowany, ani nie jest w dobrym guście zapytać, czy weekendowy pobyt obcej dla nas osoby nie stanowiłby problemu, prawda? Najzabawniejsze, że my wszyscy z jej siostra mieliśmy okazję się poznać. Gdy zatem taka osoba lub jakakolwiek osoba wchodzi do jakiegoś miejsca, kultura nakazuje wręcz przywitanie się. Nie naciskam na kurtuazyjne "dzień dobry", bo zwykłe "cześć" mi wystarczy. Dla siostry ten poziom dobrego wychowania niestety był za wysoko. Skąd ten wniosek? Z obserwacji, kiedy kilkakrotnie była u nas i ani razu nie odpowiedziała "cześć" tylko spuszczała głowę i pędziła do pokoju. Ale też z opowieści, kiedy przy ostatnim pobycie wyminęła jednego z chłopaków w przedpokoju, jakby był słupkiem na drodze i schowała się w pokoju. My nie gryziemy, a przynajmniej nikt się na to nie skarżył.
radosna twórczość 


Zbrodnia niedoskonała 

Historia mojego kubka jest smutna. Nadal zastanawiam się, gdzie pierwotnie leżał. Mógł być na suszarce - jest to szalenie prawdopodobne. Być może odpoczywał w witrynie w towarzystwie innych kubantów. Te pytania pojawiły się wkrótce po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że skoro Adi zapytuje naszą 'uroczą' koleżankę, czy przypadkiem to nie jej wypadł kubek z rąk, to na pewno on go stłukł oraz kategorycznie zaprzecza, by brała coś z witrynki. Tyle, że Adi pytał o suszarkę do naczyń. I nie on kubek znalazł. Zakończył żywot nagle. Mój kubek, nie człowiek. Nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać. Jestem gdzieś, dzwoni telefon. Adi pyta, czy widziałam, co zostało mi wysłane. Nie miałam czasu sprawdzić, pytam co się dzieje. Potem wchodzę w wiadomości i widzę elaborat ze zdjęciami. Czuję się trochę jak agentka z CSI. On tam leżał. Sam. 


Na tej zimnej podłodze. Spadł, ewidentnie spadł. Nie zrobił tego samodzielnie. Kubki nie mają nóżek, nie potrafią przemieszczać się same. Spadł i został w takiej formie pozostawiony. Wiecie, że niby sam zeskoczył z witrynki lub suszarki. Ona zaprzecza jakoby miała ze stłuczonym kubkiem cokolwiek wspólnego wskazując jednoznacznie, że nie wchodziła do kuchni. Ja natomiast widzę obok zlewu szklanki, których nie było gdy wychodziłam rano. Także ten tego mam nadzieję, że miło Ci się tłukło mój kubek. Krzty wychowania nie ma. Przy tej nieprzyjemnej okazji wyszło kilka innych faktów.

Wyzwiska zaczynają się tam, gdzie brakuje argumentów

Skoro już ustaliliśmy, że trajektoria lotu kubka jest nieprzyzwoicie nieprawdopodobna, by kubek lotu dokonał samotnie i samodzielnie, poznaliśmy następujące fakty. Mój partner życiowy to wedle opinii współlokatorki z piekła rodem kogucikujący pantoflarz. Nie jest mi smutno z powodu tego typu obelg, bo są one zawsze efektem czegoś. Tym czymś jest zwyczajna zazdrość o partnerską, fajną relację, której nie posiada ten, kto rzuca takie słowa. No bo spójrzmy na kogucikującego partnera życiowego rzeczonej kobiety, który podskakuje pisząc nam notki na naszej domowej tablicy i karteczki z obraźliwymi tekstami. I zazwyczaj wpada do mieszkania kiedy nas nie ma. Jego dziewczyna zaś umieszcza w sieci zdjęcia z informacją, że poznała właśnie znaczenie określenia "kozak w necie, pizda w świecie", które następnie edytuje chyba przemyślawszy sprawę, zastępując brzydkie słowo określeniem "pipka". Proponuję, koleżanko droga, obejrzeć się w prawo, a następnie w lewo i poszukać pipek wokół siebie. Zakładam, że jest ich mnóstwo. Mnie do pipki daleko, a konfrontacji się nie obawiam. Nie dlatego, że mam obok siebie dwóch rosłych młodzieńców o zbliżonych poglądach na wybryki Twoje i Twojego 'faceta'. Dlatego, że mamy rację, a Ty jesteś w błędzie.

Dorosłość level gimnazjum

Nie inaczej można określić przywłaszczanie sobie klucza do toalety wraz z kluczem do swojego pokoju. Nieuzasadniona obawa przed wtargnięciem do jej królestwa była jednak wadliwa. Jest taki mały szczegół, którego chyba nie przemyślała. Każdy klucz w tym domu otwiera każdy zamek. Gdybyśmy więc bardzo pragnęli zobaczyć, ile dobytku zostało jej do zabrania, zrobilibyśmy to bez mrugnięcia okiem. Dodaj sobie do tego wtargnięcia do cudzego pokoju tylko dlatego, że jest w nim balkon. Albo router. To ten sam pokój. Niezależnie kto w nim mieszkał zdarzały się tego typu incydenty. Nie tylko z takimi problemami borykaliśmy się przez ostatnie miesiące. Wypracowaliśmy sobie dość skuteczny system rozliczania się z dóbr wspólnych. Nasza koleżanka sukcesywnie powiększała swój dług wobec nas. Ona nie zwróciła uwagi na powiększającą się kwotę do uiszczenia, choć nawet jej chłopak od razu zauważył, że wybija się na tle innych. Paulina i Adi za często robią zakupy, to dlatego, skwitowała. Nie, nie dlatego, że papier i płyn do mycia naczyń kończy się regularnie go kupujemy. Według niej robimy zakupy za często. Cóż, przynajmniej je robimy, czego nie można powiedzieć o niej. Któregoś dnia, z wielkim fochem (co było dość częste) przykleiła nam do lodówki banknot z kartką, byśmy się podzielili. To żeśmy się podzielili i nawet wydaliśmy resztę. Wszyscy byli tego dnia w domu, ale nie mogła się odezwać, tylko ostentacyjnie pacnąć kasę na lodówkę. Jej sprawa. Z innymi rozliczeniami wcale nie było lżej. Regularnie zalegała za internet, regularnie narzekając na łącze, które u innych śmigało bezproblemowo. Gdy się teoretycznie wyprowadzała, zaczęły się problemy z wypłacalnością (jakby miało być to nowością). Szczęśliwie człowiek zabezpieczony umową skonstruowaną dobrze nie dał za wygraną i należności zostały uregulowane. Wszystko rzecz jasna w atmosferze focha i wyzwisk, bo przecież nie mogła inaczej. Obrzucanie innych oskarżeniami za to, że sama podjęła decyzję o zmianie mieszkania, a potem żaliła się, że 'była zmuszona' poszukać innego miejsca. 

'dorosły i kulturalny' komentarz


Gdybym miała napisać i rozpisać wszystkie jej zachowania powstałaby z tego książka. To co zaskoczyło to list pozostawiony w dniu wczorajszym. Analiza w kolejnym wpisie. To zabawne jak notka o antyspołecznej współlokatorce może się rozwinąć dzięki jej własnym poczynaniom. Aż ubolewam, że ta przygoda się kończy. 




Pozdrawiam
Paulina M

1 komentarz:

  1. Niestety ja raz się przejechałam i teraz z nikim poza moją drugą połówką mieszkać nie potrafię ;(

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.