Detoks alkoholowy- o tym, jak smakoszka piwa przestała piwo pić.

03 września
Każda pora roku jest właściwa do stawiania sobie nowych celów i poprzeczek do przeskoczenia. Niemniej jednak do realizacji niektórych z nich miesiące letnie kompletnie się nie nadają. Ale mimo wszystko uznałam że spróbuję. Właściwie: spróbujemy, bo robiliśmy to w trójkę. W zespole łatwiej trzymać się postanowień, nieprawdaż?
długo szukałam zdjęcia idealnego do tego wpisu; Chorwacja 2011

Zacznę może od tego, że ze wszystkich alkoholi zawsze najbardziej lubiłam piwo. Nie jest to trunek zbawienny dla figury, bowiem piwo z natury sprawia, że po jego spożyciu brzuszek jakoś tak magicznie się zaokrągla. Najśmieszniejsze jest to, że przy moich gabarytach jeszcze kilka lat temu mogłam naprawdę sporo chmielowego trunku wypić i nie upić się tym kompletnie. Teraz jestem bardzo ekonomiczną piwoszką i raczej nie wypijałam więcej niż 2 butelki złotego trunku.

Pewnego pięknego lipcowego dnia obudziłam się i pomyślałam, dlaczego nie mam ochoty iść na siłownię. Nie miałam ochoty, bo poprzedniego wieczoru wypiłam piwo do kolacji. Czara mojego lenistwa i braku samozaparcia właśnie się przelała. Przeanalizowałam sobie tak zwyczajnie, kiedy nie ćwiczyłam w tamtym okresie. Albo kiedy nie zrobiłam czegoś istotnego dla mnie, bo zmorzył mnie ciężar dnia następnego po piżama party w domu? Wszystko stało się jasne: nawet minimalna ilość alkoholu sprawiała, że następnego dnia czułam się rozbita, zmęczona, zaspana i niechętna do życia. Uznałam więc, że alkohol jest winny temu, że nie osiągam takich efektów treningowych, jakie mogłabym gdyby go wyeliminować. Zapadła decyzja, że robimy detoks: 30 dni bez spożycia alkoholu z równoczesną eliminacją innych używek. Jak nam poszło?


Fenomenalnie!

Z ręką na sercu przyznam, że obawiałam się, że ten mini projekt detoksu zwyczajnie nie wypali. Że po dwóch, trzech dniach zapragniemy napić się czegoś ze słodu jęczmiennego (swoją drogą powinnam go chyba permanentnie odstawić), że będziemy tęsknić za niezdrowym żarciem raz na jakiś czas. Paradoksalnie im bardziej pozostali towarzysze tej niedoli popiskiwali z tęsknoty za piwem, tym bardziej ich stopowałam i cieszyłam się w duchu, że zapobiegam tragedii niepowodzenia tej akcji. I sama trzymałam się twardo swojego postanowienia. Mimo, że momentami napiłabym się piwa. Albo dobrego wina. Albo zjadła coś niezdrowego. Ktoś zapewne zapyta, czy widzę jakieś efekty? Owszem, widzę. Moje nerki pracują prawidłowo. Organizm nie kumuluje ani nie zatrzymuje płynów w nadmiarze i nie puchną mi dłonie. Cera zyskała blasku i nie jest wysuszona (to akurat efekt detoksu+ spożycie co najmniej 2 l płynów na dobę). Zniknęło uczucie znużenia i zmęczenia. Częściej też zaglądałam na siłownię, a mój trening był efektywniejszy. Zaczęłam się wysypiać, bo nie siedzieliśmy do późnych godzin nocnych. Po tych 30 dniach spróbowałam piwa i wiecie co? Nie smakowało mi. Zrobiłam nawet kolejne podejście po kilku dniach - nadal mi nie smakuje. Mogłabym zażartować, że chyba ten detoks mnie popsuł. Prawda jest jednak taka, że czuję się naprawiona jak nigdy przedtem. Cieszę się, że udało mi się ograniczyć choć jeden zły nawyk do minimum. Zmiażdżyć w samym zarodku chęć do alkoholu. Jakby nie patrzeć jestem kobietą i kiedyś zapragnę być matką. Wtedy na bardzo długo jakikolwiek alkohol pójdzie w odstawkę i nie będzie przebacz. Gotowym trzeba być każdego dnia.

A Ty jakim wyzwaniom stawiasz czoła w tym miesiącu? 


1 komentarz:

  1. Ja również lubię usiąść i wypić dobry kraftowy napitek. I co jakiś czas regularnie przeprowadzam sobie detoks alkoholowy. Mój organizm wtedy maksymalnie się energetyzuje.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.