O czym mamy rozmawiać?
Jeśli na konferencji o terminacji ciąży w Sejmie dyskutują głównie mężczyźni w sutannie, to zaprawdę nie wiem, o czym mamy rozmawiać?
Jeśli Ministerstwo Zdrowia wydaje 10 milionów na platformę edukacyjną dla nastolatków, z której mogą dowiedzieć się, m.in. że zarodek rozmawia z ciężarną, to zaprawdę nie wiem, o czym mamy rozmawiać?
10 milionów to naprawdę jest dużo pieniędzy. Nie wzięły się one z kosmosu.
Idee zarówno konferencji w Sejmie, jak i dotarcia do młodzieży są jak najbardziej potrzebne. Powinniśmy rozmawiać. Ale rozmawiajmy ze sobą szczerze i na poziomie.
Nie jest partnerem do dyskusji o aborcji ktoś, kto nie jest ani lekarzem, ani psychologiem, ani specjalistą w swojej dziedzinie z zakresu medycyny. Leczyć dusze to nie to samo co leczyć ciało. Encyklika nie jest podstawą w dyskusji o zdrowiu kobiet. Encyklopedia nią jest. Dlaczego tak trudno to zrozumieć? Dlaczego spycha się nas do roli niesamodzielnych, głupich istot, którym nie można powierzyć decyzji o swoim ciele?
Czy dla mężczyzny wyobrażalne i namacalne jest, by zakazywać mu wypicia piwa do oglądanego meczu ulubionej drużyny? Tak w imię ideologii i czyjejś wiary. Byłoby im fajnie? Byłoby komfortowo? Wiem, że to przykład za przeproszeniem -z dupy- ale rzecz się ma o sprawach ważnych i takich, które powinny wydawać się normalne. Albo gdyby tak powiedzieć mężczyźnie, że od dziś nie może uprawiać seksu, bo ktoś ma taką postawę życiową, więc i on będzie się musiał zastosować do czyichś zasad. Skoro ja nie mam cukierka, to ty też cukierka mieć nie będziesz. Nie bo nie, czyli najlepsza odpowiedź na każde pytanie. Brzmi dość bzdurnie i nieprawdopodobnie, prawda?
Dziwne, że kobiety traktuje się personalnie tylko wtedy, kiedy to reszcie - mężczyznom - pasuje. Księżom kobieta jest potrzebna jako matka, ale nie jako kobieta jako osoba decyzyjna w kwestiach swojego życia i przeżywania tego życia tak, jak chce. A gdy już pojawi się iskierka nadziei, że kobietę uznaje się za kobietę - odkrywasz, że dzieje się tak tylko po to, by zaspokajać pragnienia mężczyzn. Nawet w Biblii są odniesienia do roli kobiety jako posłusznej niewiasty, podporządkowanej całkowicie mężowi, czy ojcu. Za nieposłuszeństwo zaś kobiety karano. Nie tylko w średniowieczu, ale w każdym jednym okresie historycznym. W zasadzie można przyjąć, że w XXI wieku nadal karanie kobiet jest dość powszechne. Są też siniaki, które bolą bardziej niż te na ciele. To sińce na psychice lub duszy - bo różnie nazywamy swoje wewnętrzne JA.
Jeśli zajdziesz w ciążę, której nie planujesz - to twoja wina, bo się nie zabezpieczasz. Jeśli poronisz - twoja wina, powinnaś była uważać.
Jeśli urodzisz chore dziecko - na pewno zgrzeszyłaś.
Jeśli ktoś cię zgwałcił - sama tego chciałaś, źle się ubierałaś.
Jeśli facet cię bije - to kara za coś, co zrobiłaś.
Jeśli związek ci się rozpada - nie dbałaś o potrzeby swojego partnera i to twoja wina.
Można tak wymieniać bez końca. A ja bym chciała, żeby ten burdel w głowach społeczeństwa, który tak ochoczo ocenia i stygmatyzuje, wreszcie się skończył i ułożył w rozsądny ciąg logiczny.
Każdego dnia tego nie rozumiem. Tego braku szacunku. Aż się dziwię, że pozwala nam się pracować, choć za mniejsze pieniądze statystycznie niż pensja mężczyzny na tym samym stanowisku z tym samym wykształceniem i doświadczeniem. Nie wiem, czy mam się śmiać, płakać, czy trząść spódniczką na myśl o tym, że wypowiadanie własnego zdania przeze mnie jako kobietę w jakiejkolwiek kwestii - nie tylko o seksizmie, czy edukacji seksualnej itd. - powinnam traktować jako wielką łaskę od pradziadów, którzy "pozwolili" kobietom znaczyć więcej, niż dopełnienie krajobrazu przy męskim ramieniu. Nie wiem też, czy smucić się, że nie mam penisa - wszak to penis dzierży władzę i tylko jego posiadaczom dane jest znaczyć coś więcej, osiągać sukcesy i dokonywać coraz to lepszych odkryć.
Myślenie życzeniowe chyba jednak klasycznie pozostanie ze mną.
Dziwne, że kobiety traktuje się personalnie tylko wtedy, kiedy to reszcie - mężczyznom - pasuje. Księżom kobieta jest potrzebna jako matka, ale nie jako kobieta jako osoba decyzyjna w kwestiach swojego życia i przeżywania tego życia tak, jak chce. A gdy już pojawi się iskierka nadziei, że kobietę uznaje się za kobietę - odkrywasz, że dzieje się tak tylko po to, by zaspokajać pragnienia mężczyzn. Nawet w Biblii są odniesienia do roli kobiety jako posłusznej niewiasty, podporządkowanej całkowicie mężowi, czy ojcu. Za nieposłuszeństwo zaś kobiety karano. Nie tylko w średniowieczu, ale w każdym jednym okresie historycznym. W zasadzie można przyjąć, że w XXI wieku nadal karanie kobiet jest dość powszechne. Są też siniaki, które bolą bardziej niż te na ciele. To sińce na psychice lub duszy - bo różnie nazywamy swoje wewnętrzne JA.
Jeśli zajdziesz w ciążę, której nie planujesz - to twoja wina, bo się nie zabezpieczasz. Jeśli poronisz - twoja wina, powinnaś była uważać.
Jeśli urodzisz chore dziecko - na pewno zgrzeszyłaś.
Jeśli ktoś cię zgwałcił - sama tego chciałaś, źle się ubierałaś.
Jeśli facet cię bije - to kara za coś, co zrobiłaś.
Jeśli związek ci się rozpada - nie dbałaś o potrzeby swojego partnera i to twoja wina.
Można tak wymieniać bez końca. A ja bym chciała, żeby ten burdel w głowach społeczeństwa, który tak ochoczo ocenia i stygmatyzuje, wreszcie się skończył i ułożył w rozsądny ciąg logiczny.
Każdego dnia tego nie rozumiem. Tego braku szacunku. Aż się dziwię, że pozwala nam się pracować, choć za mniejsze pieniądze statystycznie niż pensja mężczyzny na tym samym stanowisku z tym samym wykształceniem i doświadczeniem. Nie wiem, czy mam się śmiać, płakać, czy trząść spódniczką na myśl o tym, że wypowiadanie własnego zdania przeze mnie jako kobietę w jakiejkolwiek kwestii - nie tylko o seksizmie, czy edukacji seksualnej itd. - powinnam traktować jako wielką łaskę od pradziadów, którzy "pozwolili" kobietom znaczyć więcej, niż dopełnienie krajobrazu przy męskim ramieniu. Nie wiem też, czy smucić się, że nie mam penisa - wszak to penis dzierży władzę i tylko jego posiadaczom dane jest znaczyć coś więcej, osiągać sukcesy i dokonywać coraz to lepszych odkryć.
Myślenie życzeniowe chyba jednak klasycznie pozostanie ze mną.
Brak komentarzy: