Denko sierpień 2018: Natura Estonica, Efektima, ZSK, Be Beauty i jeden mega-bubel
W sierpniowym denku pojawiło się tak dużo produktów, że maseczki stosowane tego lata dostaną swój osobny post :) W dzisiejszej notce zapraszam tradycyjnie na przegląd zużytych kosmetyków i akcesoriów. Towarzyszyły mi przez ostatni czas, a sierpień okazał się ich ostatnim miesiącem w mojej kosmetyczce. Dodatkowo jeden ogromny bubel kosmetyczny, którego absolutnie nie życzę sobie więcej w mojej pielęgnacji. O jakim produkcie mowa? Zapraszam do lektury :)
Tonik nawilżający Sofora Japońska do cery normalnej i suchej Natura Estonica Bio przy mojej cerze mieszanej spisywał się przyzwoicie. Nie zauważyłam nawilżenia buzi, a wręcz wysuszanie. Miałam wrażenie, że lepiej ten tonik aplikuje się wylewając trochę na wacik i przecierając buzię niżeli psikanie bezpośrednio na buzię. Krem do twarzy z Biedronki Be Beauty zużyłam do pielęgnacji ciała - zastępował mi balsam do stóp. Stosowany pierwotnie zgodnie z przeznaczeniem nie zdziałał cudów, ale nie zapychał, nie podrażniał.
W pielęgnacji ciała doskonale sprawdzają mi się peelingi. W sierpniu zdążyłam zużyć peeling algowy antycellu z zieloną herbatą od Efektima. Przyjemna kremowa konsystencja produktu z drobinkami peelingującymi z alg sprawiała, że aż chciało się po słoiczek sięgać. Udało mi się również dobić do dna lotionu pielęgnacyjnego Mamas Babydream, który również zawierał ekstrakt z alg. Gęsta konsystencja lotionu o średnim stopniu wchłaniania najlepiej sprawdziła się w pielęgnowaniu skóry wieczorem.
Kompletnie za to nie sprawdziła mi się tego lata brązująca pianka do ciała marki Bielenda. Stosowałam ją zeszłego lata i generalnie z tego co pamiętam, byłam z niej zadowolona. Nie robiła smug, nie śmierdziała jak typowy samoopalacz. Wyrzucam, bo właśnie minął termin ważności produktu.
Zużyłam również glicerynę roślinną ze Zrób Sobie Krem. Butelka 60 ml to bardzo duża pojemność. Stosowałam ją przede wszystkim do wzbogacania maseczek do buzi i do włosów, a czasem stosowałam razem z olejkami do pielęgnacji dłoni i stóp.
Z kolorówki mam tylko wykończone opakowanie pudru ryżowego Wibo. Jestem bardzo zadowolona z tego produktu i mam już kolejny jego słoiczek. Pięknie matuje na długie godziny każdy podkład, jak i buzię saute. Nie sprawdził się niestety u mnie puder ryżowy z organicznym olejkiem marula marki Hean w odcieniu 302. Puder w kamieniu to jednak nie jest to, czego szukam. Na pewno nie zakupię go ponownie, jak prawdopodobnie żadnego innego pudru w kamieniu.
Pozbywam się dwóch pędzli skośnych. Ten z czarną rączką traci włosie w zastraszającym tempie. -co zresztą widać nawet na zdjęciu. Drugi pędzel ma włosie syntetyczne i do tego fatalnej jakości - bardzo drapie przy stosowaniu. Dawno go też nie używałam, ale gdy wyciągnęłam z kosmetyczki i pomiziałam się po dłoni - istny dramat. Bez żalu oba pędzle lądują w koszu.
Bez żalu żegnam się również z podróbką perfum Versace - obok Versace to to na pewno nie stało, a do tego niemiłosiernie śmierdzi. Nigdy więcej!
W pielęgnacji włosów po kilku miesiącach sumiennego stosowania naprzemiennie z innym produktem myjącym zużyłam szampon przeciwłupieżowy 2w1 Head&Shoulders z mentholem. Stosowałam go już kiedyś i byłam zadowolona. Powróciłam do niego po bardzo długiej przerwie i o dziwo - ten szampon znów zrobił to, co zrobić powinien. Ograniczył łupież, zniwelował odczucie swędzenia i podrażnienie skalpu. Czasem przy tego typu produktach mam wrażenie, że lepiej się na mojej głowie sprawdzi taki drogeryjny, powszechnie dostępny i przeładowany reklamą szampon, niż jakieś inne bardziej ekologiczne wersje.
Wielki zawód to szampon micelarny od Nivea. Skuszona pozytywnymi recenzjami kupiłam go wiele miesięcy temu, gdy był na niego taki wielki hype. Dzięki niemu zyskałam wspomniany łupież i przeokrutne podrażnienie skóry głowy, które zwalczałam przez kolejne miesiące. Zaznaczę, że umyłam nim włosy aż 3- krotnie, a potem nadszedł ten włosowy armagedon i produkt odstawiłam. To, co ten szampon z wersji wzmacniającej zrobił z moimi włosami to pasmo udręk i nieszczęścia. Jeszcze nigdy żaden produkt myjący nie zrobił mi tak ogromnej krzywdy. Szampon zużyłam do mycia pędzli. Nie kupię go na pewno ponownie i zdecydowanie nie chciałabym go więcej widzieć w mojej łazience. Wiem natomiast, że te szampony micelarne Nivea dla wielu użytkowniczek są fantastycznymi produktami i nasze opinie co do niego są skrajnie odmienne. Z kosmetykami już tak zresztą jest, że nie pasują wszystkim i akurat ten produkt kompletnie nie odpowiada moim potrzebom, a wręcz mi zaszkodził, a u innej osoby sprawdzi się doskonale.
W pielęgnacji włosów po kilku miesiącach sumiennego stosowania naprzemiennie z innym produktem myjącym zużyłam szampon przeciwłupieżowy 2w1 Head&Shoulders z mentholem. Stosowałam go już kiedyś i byłam zadowolona. Powróciłam do niego po bardzo długiej przerwie i o dziwo - ten szampon znów zrobił to, co zrobić powinien. Ograniczył łupież, zniwelował odczucie swędzenia i podrażnienie skalpu. Czasem przy tego typu produktach mam wrażenie, że lepiej się na mojej głowie sprawdzi taki drogeryjny, powszechnie dostępny i przeładowany reklamą szampon, niż jakieś inne bardziej ekologiczne wersje.
Wielki zawód to szampon micelarny od Nivea. Skuszona pozytywnymi recenzjami kupiłam go wiele miesięcy temu, gdy był na niego taki wielki hype. Dzięki niemu zyskałam wspomniany łupież i przeokrutne podrażnienie skóry głowy, które zwalczałam przez kolejne miesiące. Zaznaczę, że umyłam nim włosy aż 3- krotnie, a potem nadszedł ten włosowy armagedon i produkt odstawiłam. To, co ten szampon z wersji wzmacniającej zrobił z moimi włosami to pasmo udręk i nieszczęścia. Jeszcze nigdy żaden produkt myjący nie zrobił mi tak ogromnej krzywdy. Szampon zużyłam do mycia pędzli. Nie kupię go na pewno ponownie i zdecydowanie nie chciałabym go więcej widzieć w mojej łazience. Wiem natomiast, że te szampony micelarne Nivea dla wielu użytkowniczek są fantastycznymi produktami i nasze opinie co do niego są skrajnie odmienne. Z kosmetykami już tak zresztą jest, że nie pasują wszystkim i akurat ten produkt kompletnie nie odpowiada moim potrzebom, a wręcz mi zaszkodził, a u innej osoby sprawdzi się doskonale.
To już wszystkie zużycia z dzisiejszego posta. Mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc zużywam coraz więcej kosmetyków. Nie oznacza to jednak, że łazienka świeci pustkami - co to to nie :)
A Wam jak minął kosmetyczny sierpień?
Brak komentarzy: