Maska z BeBeauty i pogadanka o bublach
Tanie nie zawsze znaczy złe.
Niestety czasem okazuje się, że tani produkt jest bublem.
...ona nie robi totalnie nic. Plus za szklany słoiczek i cenę. Minus za zapach, który przypomina perfumy z czasów PRLu. Choć może przesadzam, bo ostatecznie po jej zmyciu skóra jest miła w dotyku. That's all. Zmywa się średnio, totalnie nie zastyga, co stoi w opozycji nieco do tego, że maska bazuje na glince. Nie wiem też, czy dobrze pamiętam, że na kartonikowym opakowaniu producent pochwalił się, że ok. 20 osób stosujących ten produkt zauważyło jego fantastyczne działanie już po pierwszym użyciu. Dwudziestu konsumentów. Tyle mniej więcej liczą klasy w szkołach. Czy to reprezentatywna grupa docelowa, która rzetelnie oceniła produkt? Zostawiam Was z tym pytaniem!
Stosowanie tego produktu skłoniło mnie do pogadanki na temat kosmetyków. Bo z jednej strony przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że "to co tanie, jest złe". Że za jakość się płaci. Ale kurde... Każdy, naprawdę każdy znajdzie w swojej łazience kilka kosmetyków, które nie były drogie, a są świetnej jakości. Ja lubię sprawdzać, czy niektóre tanie kosmetyki są rzeczywiście dobre. I o ile maski z Lidla były rewelacyjne, o tyle ta, konkretnie ta czarna maska z Be Beauty to kompletna porażka. Producentem maski dla Biedronki jest Marion. Ja przede wszystkim Marion kojarzę przez farby do włosów, którymi swego czasu chętnie koloryzowałam włosy i byłam zadowolona.
Nie lubię takiej bylejakości. Pomyślałam sobie w ten sposób: kupiłam maskę za 10 złotych, która ma wystarczać na kilka aplikacji (wystarcza: użyłam jej dotąd 5 razy i jeszcze nie jestem w połowie słoika), ale przez to, że jej efekt jest nijaki, więc czegoś podobnego nie kupię. Ja to ja- nie taką, to inną maskę kupię. Jak będę miała kaprys kupić maseczkę w jednorazowej saszetce za dwie dyszki - to ją kupię. Bo mogę. Taka bylejakość kosmetyków ma ogromną wadę. Ktoś, kogo co do zasady nie stać na pielęgnację z wyższej półki może mieć potrzebę kupienia sobie od czasu do czasu jakiegoś taniego kosmetyku. I wypuszczanie produktów, które nic nie robią sprawia, że nie masz ochoty tego kupować.
Nie wiem, czy zrozumiecie, co mam w tym momencie na myśli? Chodzi o to, że sprzedając buble, firmy nie zarobią w dłuższej perspektywie na klientach, którzy już się na taki kosmetyk nacięli. Myślę, że to jest też dobry moment, żeby przestać myśleć w kategorii, że jak coś jest tanie, to jest złe. Bo to nadal kosztuje pieniądze. Nie dostaje się tego za darmo. Płacąc na towar masz względem produktu jakieś oczekiwania i byłoby fajnie, gdyby chociaż te minimum z minimum zostało osiągnięte. Buble psują rynek, nie tylko kosmetyczny zresztą. Bo koniec końców wydając kilka razy małe kwoty na kosmetyki, które są do niczego, uzbiera się większa kwota na coś droższego. To jest ten moment, by odczarować nieco pojęcie taniości i niekoniecznie upatrywać się w czymś, co jest tanie, złej jakości. W przypadku dzisiejszego bohatera niestety tanie okazało się słabe.
O tanich i dobrych kosmetykach możecie poczytać posty, które już są na blogu od dłuższego czasu:
O tanich i dobrych kosmetykach możecie poczytać posty, które już są na blogu od dłuższego czasu:
Brak komentarzy: