A po co ci tyle kosmetyków?
Prowadzę bloga od kilku lat. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy wpadłam na radosny pomysł, by pisać nie tylko do szuflady, zaczęłam interesować się kosmetykami nieco bardziej. Nie jestem jakimś kosmetycznym freakiem, ale staram się czytać składy. Wybierać mądrzej niż robiłam to kiedyś. Niejednokrotnie spotykałam się z pytaniami, po co mi tyle kosmetyków? Spieszę więc donieść, że mam gotową na nie odpowiedź.
Zacząć warto od tego, że każdy z nas ma swoje, stricte indywidualne podejście do pielęgnacji. Dla kogoś będzie ważne, by stosować jeden krem, a sąsiad będzie smarował twarz całą tablicą Mendelejewa. Takie na przykład stosowanie balsamów w pielęgnacji ciała dla naprawdę dużej grupy osób totalnie nie istnieje. Sama byłam niegdyś zdania, że niekoniecznie codzienne balsamowanie się może jakoś diametralnie wpłynąć na stan skóry. Myliłam się. Może wpłynąć i wpływa, jeśli się dobiera kosmetyk umiejętnie. Kluczem jest jednak SYSTEMATYCZNOŚĆ.
Druga sprawa to zdefiniowanie, czym w istocie jest to "tyle" w przypadku kosmetyków? Jeśli ktoś ma jeden krem do wszystkiego, to nadmiarem będzie dla niego kolejna tubka mazidła. Ktoś inny będzie miał pięć wersji jednego kremu lub serum i nadal będzie twierdzić, że ma niewielką kolekcję. Dla mnie ilości optymalne w kosmetykach to taki stan na półkach, że mam kolejne opakowanie produktu na stanie. Chyba, że mówimy o kolorówce- tu jest troszkę inaczej. Mam aktualnie jeden nieotwierany podkład i dwa, które stosuję wymiennie.
Wszystkie kosmetyki, które miałam, mam i zapewne będę stosować, posiadam po to, by o siebie dbać. Tadam, Ameryka odkryta! To nie próżność, ani nie narcyzm. Stuprocentowa prawda. Moim celem w życiu nie jest zapuścić się. Myślę, że za mało się o tym mówi, że dbanie o skórę jest naprawdę ważne. Wychowałam się na wsi i widziałam, co kiepska pielęgnacja (lub jej brak) potrafi zafundować po latach. Nie żeby w mieście ludzie jakoś szczególnie o siebie dbali. Jest coś takiego specyficznego w życiu wiejskim, że kobietom się wydaje, iż nie ma sensu nakładać kremu, tonizować skóry, pielęgnować się maskami i regularnym złuszczaniem martwego naskórka.
Jestem panią swojego czasu i swojej kondycji i skóry również. To jak wyglądam przede wszystkim zawdzięczam temu, co ze sobą robię. Jak nie robię nic - nie ćwiczę, nie pielęgnuję skóry - ona "odwdzięcza się" tym samym. Dostaję rykoszetem. Są oczywiście czynniki, na które wpływ mam niewielki, jak perturbacje hormonalne, dzięki którym straciłam ok 30% włosów w 3 miesiące. Czy powinnam usiąść w kącie i zapłakać? No nie! Staram się działać tam, gdzie mam wpływ na jakość swojego życia. Nie zamierzam obudzić się za 20 lat z oponą na brzuchu, pokryta zmarchami, których mogłam uniknąć.
Wrócę jeszcze do systematyczności. To szczególnie widzę w stosowaniu kosmetyków. Zwyczajnie - najszybciej wtedy widać momenty zmiany pielęgnacji lub odpuszczenia sobie. Od jednokrotnej aplikacji kremu czy odżywki nie zadzieją się cuda. Czasem mam takie wieczory, kiedy naprawdę jestem styrana po całym dniu. Ostatnią rzeczą na świecie jest wtedy zabawa w balsamowanie się po prysznicu. Myślę sobie wtedy, że może tylko dziś odpuszczę sobie ten balsam. A potem zapomnę o kremie rano. Kolejny wieczór też może być ciężki i znów zapomnę. Rozumiecie, co mam na myśli? Wszystko jest kwestią rzeczy małych. To mała kropla drąży skałę. Małe codzienne rytuały pozwalają osiągnąć efekt taki, jaki chcemy.
Po to mi są właśnie kosmetyki ;)
Jako blogerka urodowa pewnie spodziewaliście się, że napiszę o kosmetykach jako źródle utrzymania się? Ha-ha! Mam za sobą kilka współprac, ale absolutnie nie prowadzę bloga, by zarabiać na recenzjach kosmetyków. Zresztą każda recenzja, czy to prywatna czy w jakikolwiek sposób sponsorowana, jest moją subiektywną oceną po zastosowaniu produktów. Nie wyobrażam sobie ściemniania i wychwalana pod niebiosa rzeczy niesprawdzonych, kiepskich lub takich, które mi nie pasują.
Wrócę jeszcze do systematyczności. To szczególnie widzę w stosowaniu kosmetyków. Zwyczajnie - najszybciej wtedy widać momenty zmiany pielęgnacji lub odpuszczenia sobie. Od jednokrotnej aplikacji kremu czy odżywki nie zadzieją się cuda. Czasem mam takie wieczory, kiedy naprawdę jestem styrana po całym dniu. Ostatnią rzeczą na świecie jest wtedy zabawa w balsamowanie się po prysznicu. Myślę sobie wtedy, że może tylko dziś odpuszczę sobie ten balsam. A potem zapomnę o kremie rano. Kolejny wieczór też może być ciężki i znów zapomnę. Rozumiecie, co mam na myśli? Wszystko jest kwestią rzeczy małych. To mała kropla drąży skałę. Małe codzienne rytuały pozwalają osiągnąć efekt taki, jaki chcemy.
Po to mi są właśnie kosmetyki ;)
Jako blogerka urodowa pewnie spodziewaliście się, że napiszę o kosmetykach jako źródle utrzymania się? Ha-ha! Mam za sobą kilka współprac, ale absolutnie nie prowadzę bloga, by zarabiać na recenzjach kosmetyków. Zresztą każda recenzja, czy to prywatna czy w jakikolwiek sposób sponsorowana, jest moją subiektywną oceną po zastosowaniu produktów. Nie wyobrażam sobie ściemniania i wychwalana pod niebiosa rzeczy niesprawdzonych, kiepskich lub takich, które mi nie pasują.
A jaką rolę kosmetyki pełnią w waszym życiu?
Brak komentarzy: