Twoja matka się do niczego nie nadaje!

06 października
-Twoja matka się do niczego nie nadaje! Nie powinna się brać za wychowanie! Kto to słyszał, żeby czapki dziecku nie ubrać!

Ten jazgot wydobywający się spode łba opancerzonego w moherowy berecik rozległ się po pustej ulicy. Tak właśnie babcia musztrowała wnuka, przy akompaniamencie potakującego ojca młodocianego. Zakładam, że to syn szanownej seniorki. Bo jaka matka powiedziałaby coś takiego o swojej córce? Żadna. A teściowa? To już inna para kaloszy!


W tym momencie moja głowa odwróciła się jak w zbliżeniu sceny filmowej, w slow motion, a ja dokonałam szybkiej oceny: kto? dlaczego? po co? 

Tyle się mówi o roli dziadków w wychowaniu dzieci. Że warto by pokolenia spędzały ze sobą czas. Że rola dziadków jest wspierająca. Tyle teorii. Praktyka? Macie we wstępie idealny przykład, jak jest. Tak być nie powinno. Ani na linii rodzice-dziadkowie, ani rodzic-rodzic, ani żadnej innej kombinacji. Wszyscy powinni grać do jednej bramki. Być jedną drużyną. Co to oznacza? Zdaje się, że chodzi o spójność w wychowaniu. O pewną konsekwentność i kreowanie postaw. Jeśli wychowujemy jako rodzice nasze dzieci w przeświadczeniu, że kłamstwo jest czymś złym, to nie możemy tolerować sytuacji, w której bliskie nam osoby uczą kłamać nasze pociechy. 

W przytoczonej we wstępie scence sytuacyjnej (autentyk!) razi mnie to, że ktoś jest na tyle bezczelny, by powiedzieć coś takiego dziecku! Jak można powiedzieć dziecku o jego matce, że się do niczego nie nadaje?! Jak można umniejszać wartość rodzica i uczyć dziecko takiej postawy wobec rodziców? Awantura dotyczyła tego, że matka nie dała synowi czapki przed wyjściem z domu. A pogoda dziś nie oszczędzała - pizgało złem i mroźnym wiatrem! Ale czy naprawdę to był jedyny właściwy sposób komunikowania swojego niezadowolenia szanownej seniorki? No nie. Można użyć innych słów. Można nie obrażać osoby, której de facto w tym miejscu nie było. Można nie pokazywać wstrętnej postawy małemu dziecku, które chłonie jak gąbka to, co go otacza. Osobną kwestią jest też to, że ojciec dziecka nawet się słowem nie zająknął. Oznacza to tyle, że jest zgodny z opinią swojej matki. Normalny człowiek, jak ktoś obraża życiowego partnera - reaguje, staje w obronie. A tutaj? Nic. Null. Nada. 

Ktoś kiedyś powiedział, że co do zasady dzieci się wychowuje, ale są też tacy, co je chowają. Mnie się chów kojarzy z trzodą chlewną i innymi zwierzętami gospodarskimi, co dalece odległe jest od wizji wychowywania dzidziutków. 

A u Was jak jest: wychowanie czy chowanie? Kto ma większy autorytet: rodzice, czy dziadkowie?




Obsługiwane przez usługę Blogger.