"Każdy człowiek jest skończonym idiotą co najmniej przez pięć minut dziennie. Mądrość polega na tym, by nie przekraczać tego limitu." - E. Hubbard
W czasach zarazy, która odciśnie ogromne piętno na życiu każdego z nas, mądrość jest ważną cnotą. O pandemii uczyłam się na studiach i chyba nikt nie spodziewał się, że będzie dane nam przekonać się na własnej skórze, czym ona właściwie jest. Polacy masowo rzucili się na mydło i papier toaletowy, a także maseczki i rękawiczki jednorazowe.
Z półek w zastraszającym tempie znikały makarony, ryże i mąki. Drożdże zaś to towar luksusowy i deficytowy, choć muszę przyznać, iż zmuszona w dniu wczorajszym do szybkiej eskapady do Biedronki, zaskoczona dostępnością drożdży kupiłam aż trzy paczki. Pieczemy sporo chleba od bardzo dawna, więc drożdże w domu musza być. Pandemia to ogromny sprawdzian dla całego społeczeństwa, dla pracodawców i pracowników, dla partnerów i rodziców.
Doszłam dziś do wniosku, że codziennie widzę trzy typy wiadomości dotyczących zagrożenia epidemicznego wywołanego koronawirusem:
- zachwyty lub oskarżenia wobec rządowej tarczy antykryzysowej
- informacje o kolejnych przypadkach wykrytych zakażeń COVID-19
- wieści o ludziach, którzy nie stosują się do kwarantanny i chodzą na zakupy lub do pracy.
Z jednej strony cóż ja mogę, kimże ja jestem, by oceniać zachowania innych ludzi? Z drugiej jednak, bądź co bądź, jako magister zdrowia publicznego, ubolewam bardzo nad poziomem debilizmu niektórych ludzi. Nijak nie mogę nazwać inaczej szaleństwa zakupowego podczas obowiązkowej kwarantanny, korona-party (wtf?), urządzania grilla, spotkań towarzyskich w tym trudnym dla nas okresie. Puszczanie dzieci na plac zabaw, gdzie jest masa poręczy i przedmiotów, których dotykali inni ludzie to świetny rezerwuar dla drobnoustrojów - wirusów, bakterii i grzybów. Wychodzenie na zakupy jest ok, pod warunkiem, że robisz to szybko, sprawnie, w miarę możliwości tam, gdzie nie ma dzikiego tłumu ani ludzi kaszląco-kichających, w rękawiczkach, a potem dezynfekujesz ręce lub myjesz i dezynfekujesz w zależności od możliwości. Wyjście na spacer też jest dobre, bo dotleniać się trzeba. Ale nie pośród mnóstwa innych osób!
A już nóż w kieszeni mi się otwiera, jak oglądam i słyszę wypowiedzi ludzi, szczególnie seniorów, że oni się śmierci nie boją, są już starzy. To takie "zesrałem się, moja kupa śmierdzi i co mi zrobisz?". Jak komuś na własnym zdrowiu i życiu nie zależy - spoko. Ale nie w sytuacji zagrażającej innym ludziom. Ludziom się zwyczajnie w dupach poprzewracało. Nie piszę tego, by siać panikę. Skoro jednak Ministerstwo Zdrowia, Główny Inspektorat Sanitarny, środowisko medyczne - wszyscy oni przestrzegają i uczulają nas na zagrożenie, jakim jest koronawirus, to może jednak warto w miarę możliwości siedzieć w domu? Serio zrobienie grilla i wspólne chlanie jest tak ważne w tym okresie?
W zeszłym tygodniu, gdy ogłoszono zamknięcie szkół, wracałam pociągiem do domu i słuchałam fascynującej opowieści trzech nastolatków podekscytowanych faktem wolnego od szkoły. Umawiali się na "chlanie wódy na pusty żołądek". Nasza współczesna młodzież jak widać ma wysokie ambicje. Albo przechwałki, że dzieciak jest ubezpieczony na 200 tys złotych, więc jak zachoruje i umrze (!), to rodzice będą bogaci. Nie każdy ma możliwość pracy zdalnej lub opieki nad małym dzieckiem w tym czasie. Jest cała masa branż, które pracują i każdego dnia w mniejszym lub większym stopniu ryzykują kontakt z osobami zakażonymi. Może warto docenić fakt pozostawania w domu?
Smutne też jest to, że dla wielu osób taka kwarantanna to przymus spędzania czasu z ludźmi, od których w normalnych warunkach się ucieka. Te sygnały płynące z mediów, pojękiwania i stękanie, że trzeba siedzieć z dziećmi w domu. Wy tak na poważnie? Takimi rodzicami jesteście? Ja rozumiem, że nie każdy do roli rodzica jest stworzony, ale może warto wziąć na klatę fakt, że spłodziliście sobie bombelka i to na was spoczywa ciężar wychowania? Jak się ma rodzinę, to naturalną konsekwencją takiego statusu jest odpowiedzialność i opiekuńczość. Nikt nikomu do domu nie zagląda i do relacji, ale to trochę przypomina sytuację z zaglądaniem do portfela. Nikt nikomu do portfela nie zagląda i niech każdy wydaje na co chce, ale jak jęczy potem, że biedny i kasy nie ma, to niech nie dziwi się, że nie spotka się z głaskaniem po głowie.
Na spędzenie kwarantanny jest co najmniej kilka pomysłów. A prawda jest taka, że w kwestii kreatywności ogranicza nas jedynie wyobraźnia.
- Można nadrobić zaległości czytelnicze - tu z pomocą przychodzi też Empik, który udostępnił za darmo dostęp do książej, e-booków i audiobooków.
- Rozwinąć swoje pasje.
- Spędzić więcej czasu z najbliższymi - tymi, z którymi mieszkamy.
- Przygotować ogród, balkon na wiosnę.
- Zrobić porządki w domu: zarządzić reorganizację garderoby, pozbyć się przedmiotów, których nie używamy, etc.
- Nauczyć się czegoś nowego, np. oszczędzania. Tu z pomocą przychodzi post z 2018 roku, a nadal aktualny :)
- i wiele wiele innych, co tylko sobie wymyślimy, a co nie angażuje nadmiernych środków finansowych, ani wizyt w sklepach i spotkań z innymi ludźmi.
Co ja wyniosę z tej kwarantanny?
- Na pewno kilka kilogramów więcej, bo szykujemy sobie smakowitości, w tym pieczemy ciasta. Staramy się przy tym utrzymać nasze założenia noworocznej listy postanowień, wedle której ciasto robimy raz w tygodniu i staramy się, by za każdym razem było to coś, czego jeszcze nie robiliśmy :)
- Tonę cierpliwości, bo czytając wiadomości z kraju odnieść można wrażenie, że jest tak wielu idiotów, którzy nie liczą się z innymi i za nic mają drugiego człowieka, opadają ręce.
- Więcej czasu spędzonego z rodziną.
A co Ty wyniesiesz z tej kwarantanny?