Kozieradko moja!

Wcierki wcierać każdy może,
Nigdy nie zaszkodzi, a pewno pomoże.

Rymowanka jak ta lala adekwatna do tematu. Wcierka - hit blogerek i włosomaniaczek od kilku lat. Metoda wymagająca systematyczności, ale to właśnie efekty tych systematycznych zabiegów włosowych przynoszą piękne efekty. Produkty tego typu swoja nazwę zawdzięczają metodzie aplikacji :) Niebywałym plusem ich stosowania jest pobudzenie włosów do wzrostu i wzmocnienie cebulek. Zależnie od główenego składnika wcierki nasza czupryna może wolniej się przetłuszczać, zyskać na objętości dzięki lekkiemu odbiciu włosa od nasady, zmniejszyć uporczywy łupież i wypadanie. Ciemna strona medalu jest taka, że niektóre produkty stosowane przez dłuższy czas mogą skórę głowy przesuszać, a wręcz podrażniać. Sentencja wszystko jest dla ludzi, ale w odpowiednich ilościach jest tutaj jak najbardziej ok.

Czas aplikacji wcierek jest kwestią indywidualną.
Dla mnie najlepszą okazją do ich stosowania jest wieczór przed porannym myciem włosów.
Do tej pory  z produktów kosmetycznych dostępnych na rynku stosowałam wodę brzozową ( ok. 3 zł ) oraz czeską wodę pokrzywową ( ok. 2 zł ). Mimo zawartości alkoholu żaden z produktów nie wpłynął negatywnie na skórę głowy. W przypadku wcierki brzozowej zauważyłam odbicie włosów od nasady oraz doskonałe pobudzenie wzrostu włosa. Czeska pokrzywa jest z kolei bardzo wydajna ( błogosławiona butelka z aplikatorem! ), przedłuża świeżość fryzury i łagodzi podrażnienie skóry.
Z wcierek DIY mam za sobą zabawy z pokrzywą oraz skrzypem, a od 4 marca do stałego repertuaru dołączy również kozieradka.

Kozieradko moja!
Foenugraeci semen, czyli nasiona kozieradki to zioła do zaparzania bardzo pomocne w leczeniu stanów zapalnych skóry. Podawane doustnie pobudzają łaknienie. Są źródłem saponin, wit. PP oraz D, choliny, lecytyny i flawonoidów. Kozieradka stosowana na włosy ma pomagać w ich wzroście i hamuje wypadanie.
We will see about that!

Kozieradka opanowała blogi i włosy blogerek, a zachwytów nad jej fantastycznym wpływem na długość kucyka i ilości włosów zbierane z wanny, nie ma końca. Mam nadzieję móc za miesiąc lub dwa podpisać się rękoma, nogami i innymi członkami pod tymi pochwałami. Produkt kosztuje grosze w sklepach zielarskich (ok 2.60zł), niestety wiele aptek w mojej okolicy nie posiada kozieradki w asortymencie :(
Można ją zakupić w formie nasion zmielonych, bądź nie. Ja mam te pierwsze, ale mimo, że posiadanie produktu zmielonego ułatwia produkcję wcierki, to smutno mi, że nie mogę pobawić się blenderem i poczuć się jak wiedźma nad magicznym kociołkem. Łyżeczkę zmielonych nasion zalewam szklanką wrzątku i zaparzam aż do ostygnięcia. Przelewam do butelki, z której wygodnie przeprowadza się aplikację i chlup, żółty kurczak jest na głowie. Czemu kurczak? Kto choć raz miał kozieradkę w zasięgu nosa, ten wie, czym to pachnie. Rosół z kury, curry, przyprawa Maggi albo zatęchłe wióry. Ja cierpię, mój nos cierpi, mąż cierpi. Ale czego to nie robi się dla urody. Prawdę mówiąc gorsze rzeczy się miało na sobie czy głowie, byleby tylko potem cieszyć się efektami :D Fantastycznym przykładem będzie henna, której zapach przypominający siano pozostaje z nami przez kilka dni po aplikacji :)

Tym miłym akcentem kończę posta i idę wcierać rosół we włosy!

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.