Nie wszystko złoto, co się świeci - Marokański Balsam Planeta Organica

Zapragnęło mi się słońce Maroka...we włosach. Potuptałam żwawo do pobliskiego sklepiku z kosmetykami naturalnymi i przy okazji zakupiłam ten oto, jakże wspaniały Marokański Balsam Planeta Organica. 
Producent obiecuje, że skład tego kosmetyku zapewni doskonałą ochronę przed UV, przyśpieszy regenerację włosów oraz przyśpieszy ich wzrost:
Aqua with infusions of Argania Spinosa Kernel Oil, Organic Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract, Rosa Damascena Flower Extract (róża damasceńska), Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Flower Extract (kwiaty pomarańczy), Eucalyptus Globulus Leaf Oil (eukaliptus), Organic Olea Europaea (Olive) Fruit Oil; Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum.
Nie żebym ślepo ufała obietnicy producenta, ale skład jest niczego sobie, a po stosowaniu olejku SESA, o którym pisałam tutaj, siłą rzeczy sięgam po inne dobra tego typu. 
Produkt zamknięty w smukłej plastikowej butelce z pompką, co jest fajnym rozwiązaniem na dozowanie produktu. Niestety ja jestem jakaś oporna na technikę, albo trafił mi się trefny egzemplarz - pamiętam, że musiałam walczyć z pompką, żeby się dobrać do balsamu. Pod koniec stosowania zrezygnowałam z niej - pompki - całkowicie na rzecz radosnego wytrzepywania gęstego balsamu pod prysznicem. Brzmi uroczo, nieprawdaż? Balsam pachniał orientalnie, co było niebywałym  jego plusem. Włosy po zastosowaniu ów marokańskiego specyfiku jeszcze długo przypominały o orientalnej pielęgnacji. Poza tym Marokański Balsam nie robił kompletnie nic. Nie nawilżał,nie regenerował w widocznym dla oka stopniu, nie przyśpieszył porostu włosów. Blokował mi miejsce w łazience i naprawdę nic nie zrobił dobrego dla mojej czupryny. Stał i pachniał. Po każdym użyciu jedno oko kierowałam na balsam Maroko, drugie na moje włosy. Bez życia, bez blasku, bez tego magicznego 'czegoś' czego się spodziewałam po tak wychwalanym pod niebiosa blogosfery produkcie. Moje włosy się z nim zdecydowanie nie polubiły i nawet nie będę robić kolejnego podejścia do tego produktu. Zużyłam go całkowicie i nie planuję do niego wracać. Myślę, że za 14-18 zł, bo taka jest mniej więcej cena tego balsamu w sklepach, można znaleźć dużo lepszą odżywę/maskę do włosów. Może inne produkty Planeta Organica przypadną mi do gustu. Wszystko w swoim czasie. 

Jakie produkty Planeta Organica warto wypróbować?
Czy inne rosyjskie marki kosmetyczne też robią furorę na polskim rynku?

Pozdrawiam
Toss  

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.