Jeśli coś masz zrobić, to zróbże to dobrze!

08 lutego
Od mniej więcej sześciu miesięcy zaczynam dzień właśnie od tej myśli:


Uroiłam sobie już dobre pół roku temu, że wezmę się tak na serio za swoje żywienie i aktywność fizyczną. Biegam. Ćwiczę w domu. Robię to sumiennie, choć czasem nieregularnie. Podobnie rzecz ma się z jedzeniem. Miewam tygodnie, kiedy non stop gotuję i stoję po szyję w garach. Są też momenty, kiedy kuchnia (której de facto nie posiadam, ale mniejsza o to) jest moim wrogom. Wtedy właśnie ulegam śmieciowemu żarciu. Ponoszę w takich chwilach swoistą klęskę. Gdzie się podziewa moja motywacja?!
Ostatnio dotarło do mnie, że nawet trener personalny nic nie zdziała w moim przypadku. Sorry, skłamałam. Nie uświadomiłam sobie - zostalam brutalnie sprowadzona na ziemię. I za to wielkie dzięki. 

Teraz od kilku dni nie ćwiczę kompletnie niczego poza cierpliwością. Kolejne dni zapewne przyniosą masę nowych pomysłów na automotywację i powrót do działań związanych z budowaniem sylwetki. Nie wydaje mi się, żebym musiała się odchudzać. Nie czuję, żeby spadek wagi był tym, czego chcę. Jedyne czego potrzebuję i do czego z potknięciami dążę to upakowanie siebie w lepszą formę. Spoglądam na swoje zdjęcia sprzed kilku lat i wiem, że zależnie od sposobu żywienia i cwiczeń mogę wyglądać różnie. Podobam się sobie, lubię siebie. Nie oznacza to jednak, że powinnam spocząć na laurach w zatłoczonym fast-foodzie przed kanapką typu BigMac popijając ją czarną mocno gazowaną Colą. Wiem, że stać mnie na więcej. Wiem, że jeśli skupię całą swoją energię na rozwoju swojego podejścia do dietetyki i sportu uda mi się osiągnąć to, czego chcę. Oceniam realnie, że moje zaangażowanie było do tej pory falowe i jak widać - nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Owszem, ciało się zmienia, ale nadal mam słabe dni, kiedy zwyczajnie wygodniej jest kupić sobie gotowe jedzenie napakowane chemią niż zrobić samodzielnie. 



Dobry cel to też podstawa. Albo pogrążanie siebie zależnie od tego, jak bardzo namacalny lub abstrakcyjny jest. Moim celem było osiągnąć taką formę i wygląd, by za 132 dni wkroczyć w nowy etap życia. Nadszedł czas na inne cele, skoro ten poprzedni nie wypali. Co to takiego będzie? Sama nie wiem. Muszę mierzyć siły na zamiary i znaleźć punkt zaczepienia pokrywający się z moimi oczekiwaniami i możliwościami. Może będzie to dumne wskoczenie w bikini latem tego roku na jakiejś gorącej plaży? A może zwyczajnie zechcę założyć na siebie sukienkę, której nigdy nie miałam na sobie, bo była po prostu za mała? Czas pokaże.... 

Pozdrawiam
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.