Nie warto nie rozmawiać, bo można wyjść na szaro. I co w tym wszystkim robi Christian Grey?
Miliony kobiet wzdychają teraz do własnego wyobrażenia Christiana Greya. Pewnie by chciały, żeby ich obecny lub przyszły partner był Szary i smagał je pejczem tu i tam. Smutne, że tylu ludzi jara się książką i filmem i oczekuje, że facet magicznie po lekturze/seansie sam domyśli się, że tego właśnie chcemy.
Nie nie zmieni się.
Ludzie, nie tędy droga!
Post nie będzie recenzją. Zamieszanie, które towarzyszy książce E L James powinniśmy wykorzystać inaczej, niż do fali hejtu czy zachwytów.
Każda publikacja tego typu wywołuje reakcję w ludziach. Szkoda, że często błędną. Kobiety będą idelizowały swoich partnerów seksualnych po to, by potem rozczarować się, gdy wyobrażenie nie pokryje się z rzeczywistością. Tworzenie własnego obrazu drugiego człowieka w swojej głowie zrobi nam większą krzywdę niż on sam we własnej osobie.
Chcesz ostrzejszego seksu z własnym facetem - to mu o tym powiedz.
Chcesz, żeby było inaczej - porozmawiaj o tym.
Uważasz, że on nie stara się zbytnio...Ok, może tak jest w istocie. Ale może to ty leżysz jak ta kłoda patrząc w sufit i odliczając minuty do zakończenia miłosnego aktu? Może to ty masz problem? Może macie go oboje? Czy nie warto się skusić na chwilę szczerej konwersacji, ewentualnie monologu o tym, dlaczego nie jest tak, jak było kiedyś? Czy łatwiej jest próbować samemu poradzić sobie z problem? Samodzielne radzenie sobie z napięciem w związku nie jest dobrym rozwiązaniem.
Jestem fanką prostej zasady: Swoje problemy rozwiązuję sama, problemy rodzinne w rodzinie, związkowe w związku,itd.
Proste. Logiczne. Skuteczne.
Czego chcieć więcej?
Moim marzeniem jest, żeby ludzie chętniej i szczerzej ze sobą rozmawiali.
O wszystkim.
O pozytywnych i negatywnych uczuciach towarzyszących każdego dnia.
O ludziach, których spotykają na swojej drodze i dzięki którym ich życie zmienia się tak dynamicznie.
O swoich kryzysach i bolączkach istnienia.
Ale nader wszystko chcę, by ludzie nauczyli się być otwarci na swoich własnych partnerów. Już nawet nie tyle w obrębie swojego łóżka, ale w całym wspólnym życiu. Bo partner to ktoś wyjątkowy. Decydując się na wspólne życie trzeba mieć świadomość tego, z kim się wiążemy (niekoniecznie do kaloryfera) i mieć w związku z tym poczucie bezpieczeństwa. Być z kimś na tyle blisko, by móc dzielić wszystkie dobre i złe chwile. Funkcjonować tak, by siebie wzajemnie nie ranić, bo nie taka jest idea związku. Móc być naprawdę szczerym, nawet jeśli ta szczerość wiąże się z przykrymi konsekwencjami. Jakie poczucie bezpieczeństwa i gwarancję życia bez ciągłego płaczu i strachu daje ci partner, który z tobą nie rozmawia albo z którym ty nie chcesz rozmawiać? Czym staje się taki związek? Kim się stajecie, jeśli zamiast rozwiązać wasze problemy wspólnie, każde działa na własną rękę? Takie działanie to związkowy sabotaż. W efekcie zamiast korzyści dostrzegasz jedynie straty.
I po co ci to było? Łatwiej jednak pogadać, co nie?
Jedyne co cię ogranicza to twoja własna nieśmiałość i lęk. Jeśli się tego wyzbędziesz i zbierzesz na odwagę - możesz jedynie zyskać.
Dobitnie więc, do upadłego niemalże, będę powtarzać jak mantrę:
Jeśli nie umiesz rozmawiać, to nie umiesz żyć.
Jeśli chcesz mieć swojego Greya to go sobie ulep z gliny, albo pogadaj z aktualnym towarzyszem życia. Ale najlepiej by było, gdybyś przestała żyć iluzją, że możesz go zmienić w kogoś, kim nie jest. Być może lektura lub seans 50 shades of Grey nie wniesie do życia ludzi nic ponad kilka uniesień miłosnych. Ale nawet jeśli będzie to tylko tyle, nie należy oceniać tego źle - zawsze to jakaś rozywka, nieprawdaż?
Pozdrawiam
Paulina M
Niestety nie wszyscy chcą rozmawiać i nie potrafią. Niektóre tematy wymagają zbyt wiele wysiłku, dlatego lepiej je po prostu omijać. W 100% się z Tobą zgadzam :) Rozmowa i szczerość to podstawa.
OdpowiedzUsuń