Szczęścia w nieszcześciach.
Bezsprzecznie każdy człowiek zasługuje na szczeście. Najlepiej na dużo dużo szczęścia. Ale życie to nie jest bajka, w której słodko pierdzimy serduszkami i rzygamy tęczą przez 40-50 lat związku. Tak naprawdę w każdej relacji istnieją zgrzyty- w pracy, w domu, w towarzystwie. Związek nie jest tutaj absolutnie odosobnionym tworem wolnym od kłótni, dyskusji, czasem pewnie monologów z energiczną gestykulacją.
Mając chyba na czole napisane "jestem urodzoną gadułą, możemy porozmawiać na każdy temat" mam okazję do dyskusji wszelakich o jakości i sensie istnienia relacji, ich podtrzymywania, rozpoczynania i ucinania. Sama też nie jestem z tych kobiet, co to jak już jest konkretnie źle, niedobrze, nieswojo i obco, to kisi się w czymś, co sprawia że nie chce się rano wstawać. Nie dobiłam jeszcze trzydziestki, tej magicznej liczby określającej wiek kobiety, a wiem już, że czasem warto inwestować w drugiego człowieka, a czasem nie. Tak po prostu. To prosta kalkulacja zysków i strat. I nie, nie mam tutaj na myśli tego samochodu, którego nie posiadam, czy willi z basenem, której mieć nigdy nie będę. Mówię o korzyściach i stratach po stronie emocji i stanu naszej duszy. Wierzę, że każdy ma swoje wewnętrzne 'ja', które chce utrzymać w absolutnej harmonii z tym, co reprezentuje sobą codziennie. Jeśli w środku jest się szczęśliwym, to szczęście emanuje na zewnątrz łatwo zauważalnie. Gorzej, jeśli wewnętrznie jest się w rozsypce, a próbuje się przekonać cały świat, że jest inaczej.
Szczęście to dla mnie stan harmonii, poczucie bezpieczeństwa, leniwie i słodko przedłużający się moment odczuwania w większości pozytywnych emocji i odczuć. Ale wiadomo - nie zawsze tak jest. Tylko ja wiem, ile dni, a czasem nocy przepłakałam po moim pękniętnym serduszku, zniweczonych wspólnych planach, czy kłótniach o byle co. Ale wszystkie te złe momenty ostatnich dziesięciu lat sprawiły, że jestem w tym miejscu w którym jestem, z tym z kim jestem i nie ma co żałować. Jak będzie za moment, za rok, czy lat dziesięć? A kto to wie, wiadomo, że nigdy nic niewiadomo. Jakby mi ktoś 5 lat temu powiedział, że dziś będę narzeczoną, prawie że żoną to bym go wyśmiała. A tutaj proszę, taka zmiana. Odgrzebując swój stary pamiętnik z czasów gimnazjum i liceum uśmiecham się pod nosem, gdy czytam o moich ówczesnych rozterkach miłosnych i porażkach w interakcji dziewczyna-chłopak. Z tamtej dziewczyny z pamiętnika nie zostało już prawie nic, no może poza zielonymi, kocimi oczami... Gdyby tak człowiek był mądry pięć, czy piętnaście lat temu w takim stopniu, jak jest teraz, pewnie nie byłby tym, kim jest. Nie byłby jednak sobą i nie odkrywał prawdziwego szczęścia. Niemożność doświadczenia pewnych niemiłych wydarzeń sprawia, że nie nabędziemy umiejętności przezwyciężania nieszczęść i przekuwania ich w szczęście. Ale nie zawsze się da. Nie zawsze jest tak, że po burzy wychodzi jasne i piękne słońce. Pamiętajmy o tym.
Pozdrawiam
Paulina M
Brak komentarzy: