O matkach niePolkach

Od Dnia Matki chodził mi po głowie post o kobietach- strażniczkach domowego ogniska i rodzicielkach. Marzył mi się wpis o ich wielkiej roli w rodzinie, o tym jak niedoceniane są, itd. Ale nie...Los mi musi płatać figla i podstawiać przed oczy sytuacje, które sprawiają że mam ochotę taką jedną czy drugą potrząsnąć, albo pacnąć po twarzy. 



W zeszłym tygodniu, jako że już ciepło i dni są dłuższe, na spacery wylegają matki z wózkami i petami w paszczy. Tak tak, nałogowe palaczki, starsze i młodsze, dumnie pchają przed sobą wózek z dzieciakiem. Co jakiś czas zaglądną do niego zadymiając mu przy okazji pucołowate policzki. Widziałam takich scenek kilkanaście - wszystkie jednego tylko dnia. Miałam też niemiłą okazję zobaczyć, jak taka matka-palaczka, która pięć sekund wcześniej miała w buzi papierosa, oblizuje dzieciakowi smoczek, który chwilę później ląduje w buzi małolata. Brzmi strasznie, nieprawdaż?

Bodajże przedwczoraj, wczesną wieczorową porą, mijałam parę stojącą na skraju chodnika. On dzierżył butelkę piwa, ona - papierosa. Ona nie zwróciłaby mojej uwagi, gdyby nie fakt że sukienka którą miała na sobie podkreślała sporych już rozmiarów brzuszek ciążowy. I oto przyszła matka, rodzicielka, stoi i jara szluga. Pali i jest z tego dumna. I konia z rzędem temu, kto udowodni, że to był jej pierwszy i ostatni papieros w trakcie ciąży. 

Dzisiejsza scenka rodzajowa rozbroiła wszystko. W upalną sobotę wracam sobie radośnie z uczelni. Uczelnia jaka jest każdy widzi, ale ja nie o tym. Wsiadam w linię 118, co by moje zacne jestestwo przewiozło się na jedyną właściwą stronę Wisły. I co widzę? Matkę widzę. Z siedmio- lub ośmiomiesięcznym maleństwem na kolanach. Oczywiście nie na miejscu dla matki z dzieckiem, bo tam siedział sobie ojciec, zerkając co raz w stronę wózka - nigdy niewiadomo, czy nie skradną w autobusie, wszak Targówek dzielnica niebezpieczna. Matka siedzi przy drzwiach na pierwszym siedzeniu przy kierowcy. Autobus jedzie z przyzwoitą prędkością, ale nie jest to niskopodłogowy Solaris, który nie podskakuje na asfalcie. Nasz transport trzęsie się jak paralityk i z każdym zakrętem i nierównością drogi matka z dzieckiem niemalże fruwa po autobusie. Strasznie przykry widok, bo ona uparcie siedziała na miejscu, gdzie nie ma blokady z boku i przy naprawdę niefortunnym skręcie wypadłaby z siedzenia z dzieciakiem w komplecie. Co dziwniejsze - matka nie sprawiała wrażenia jakiejś tępej dzidy. Wiecie o czym piszę - czasem głupota jest wypisana na ludzkiej twarzy. 


Przy takich obrazkach nasuwają mi się pytania: Za kogo ty się matko masz? Co reprezentujesz takim nieodpowiedzialnym zachowaniem? Że niby jak z twojej macicy wyjdzie/wyszło życie, to jesteś jego panią i możesz je bezsensownie narażać? 
Najchętniej dawałabym takim matkom-wariatkom kary finansowe, albo prace społeczne. Może to by je nauczyło używać mózgu. Bo  o tym, że go nie używają przekonuję się każdego jednego dnia. 

Pozdrawiam 
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.