Pamiętniki z wakacji

Nie nie nie - nie o serialu produkcji jakiejś tv będzie ta notka. O moich wakacjach będzie, a jest porno i duszno!
Niby wróciłam, a jednak już za moment znów wyjeżdżam. Dwa tygodnie urlopu to jednak to! I pomyśleć, że w czasach gdy byłam młoda, niekoniecznie piękniejsza, a najpewniej nie mądrzejsza wydawało mi się, że dwutygodniowe lenistwo to zło. Zło i niedobro, a kysz a fuj. Oh ja głupia! Taki reset to najlepsze momenty życia. Oderwanie się od codzienności, monotonii, problemów...oraz ludzi. 

Łeba
Mogłabym napisać, że w trakcie swojego wypoczynku nie robiłam nic, albo że robiłam dużo. Szczerze? Te pięć dni dało mi więcej niż ostatnie 6 lat.
Pierwszy tydzień był bardzo aktywny, choć może niekoniecznie z zasadą czystego talerza... Gdańsk przywitał mnie pięknym wschodem słońca tuż po 5 rano, a plaża w Brzeźnie zimną i brudną wodą. Łeba natomiast... chcę tu przyjechać jeszcze raz! Spontaniczny wypad w środku sezonu turystycznego okazał się strzałem w dziesiątkę. Wbrew pozorom miejsca do spania się znalazły, a portfel nie został spustoszony przez łakomych na hajsy restauratorów. Dom wczasowy 'Pod Zegarem" oraz Pokoje gościnne "Alexandra" mogę polecić każdemu. Czysto, schludnie i bardzo kulturalnie :)

Sahara nad morzem ;)

Plaża czyściutka, woda cieplutka, a piasek uroczo łaskoczący stopy. Łebskie wydmy ruchome to piękne miejsce - taka polska Sahara. Na FB pisałam, że zjarałam się na heban - prawda jest natomiast taka, że hebanowa jestem na plecach, rękach i nogach, na dekolcie zaś moja opalenizna to oparzenie II stopnia. Boli jak się czyta, prawda? No mnie też boli, zarówno skóra jak i własna głupotka. 
Metodą prób i błędów również smakowaliśmy obiadów wszelakich w mieście- te najlepsze oraz naleśniki, po których człowiek ma ochotę jedynie na błogi sen odnalezione zostały przez nas w dwa ostatnie dni pobytu.
Gdańsk
Gofery
I co mi dał ten tydzień? Te 5 dni spędzone w rewelacyjnym towarzystwie, urokliwym i tętniącym życiem miejscu pokazały mi, że można zwolnić tempo i zmienić wszystko diametralnie tak, że wreszcie chce się wstawać rano. Wszystko jest kwestią chcenia - pisałam wam o tym kiedyś na blogu. Czasem warto wziąć naprawdę głęboki wdech i pozwolić sobie samemu wypchnąć się poza strefę własnego komfortu. Z reguły nie jest bowiem tak, że to boli- to nie boli, to zwyczajnie czasem bywa trudne. Łatwiej jest przecież robić to co zawsze, z ludźmi z którymi spędzasz czas zawsze, w miejscach które znasz...od zawsze. Ale czy zawsze to daje ci szczęście? No właśnie...nie zawsze. Szczęśliwie przychodzi taki moment w życiu, kiedy budzisz się niejako z ręką w nocniku i myślisz sobie, że warto sięgnąć po więcej. Warto opuścić swoją strefę komfortu, podjąć ryzyko i sprawić, że życie będzie lepsze. Czasem tylko twoje, a czasem kilku innych osób po drodze. 
Anty-zdrowotne napoje wyskokowe
Można- mając lat 28 z niemalże wszczepionym niesmakiem do większości ryb - zjeść śledzia ze smakiem w hotelowej restauracji. Można przejść gołą stopą 20 km po gorącym piasku w pełnym słońcu nie czując zmęczenia. Można zakochać się z wzajemnością, skoczyć na bungee, czy odnaleźć swoje drugie albo i nawet trzecie JA. Bo wszystko jest tak naprawdę kwestią chcenia.

Teraz czas na przepakowanie się i jutro wyruszam dalej na podbój świata.*   



Pozdrawiam 
Paulina M










*jadę do mamci leżeć brzuchem do góry ;)

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.