Powiem nieskromnie: kocham siebie. Pokochaj siebie i ty.

Są takie dni, kiedy patrzę w lustro i myślę sobie: Gdybym była facetem, podrywałabym tą laskę, która gapi się na mnie po drugiej stronie szkła. Brak skromności, prawda? A może to już nawet bezczelność, to obnażanie się z samoakceptacją i samouwielbieniem?
Nieprawda to. 


Kochanie siebie samego to naprawdę bardzo ważna sprawa. Nie powinno się umniejszać ani spychać akceptacji swojej skromnej osoby gdzieś w czeluście innych życiowych prawd i zagadnień. Z kim bowiem jak nie z samym sobą spędzamy całe swoje życie? Czasem rzeczywiście tylko ze sobą samym, ewentualnie swoim alter ego jeśli kto takowe posiada. Częściej jednak z partnerem, który de facto - też akceptować nas powinien. No nie wyobrażam sobie sytuacji trwania w relacji, w której akceptacja swoich wzajemnych wad i zalet, charakteru i sposobu bycia jest tematem tabu, albo jest tak pozorna, że język ciała wręcz krzyczy, że coś jest nie halo. 
Niezależnie jednak od połączeń i relacji, najważniejszym jest kochać siebie. Naprawdę. Zaakceptowanie faktu, że masz dwie fałdki na brzuchu więcej czy nogi dalekie od ideału to dobre małe kroczki do tego, by podjąć decyzję chociażby o podjęciu aktywności fizycznej. I nie mam na myśli katowania siebie, albo też pójścia w drugą stronę. Wszystko powinno być w życiu wyważone, akceptacja siebie również. W tym momencie przecież ktoś może mi krzyknąć, że jest gruby i mu z tym dobrze. Jeśli jest mu rzeczywiście dobrze i jest to spójne z nim samym - fine, good for you, man. Ale jeśli jednak płacze w kącie, bo nie może sobie kupić taki człowiek ubrania w swoim rozmiarze, albo czuje się odepchnięty społecznie przez swój wygląd i stale wyraża postawę negatywną do siebie - no to sorry, ale to się nazywa lenistwo. Lenistwo to nie akceptacja. Zawsze gdy myślę o tym temacie przypomina mi się Krysia. 

Historia Krysi

Krysia jest okrąglejsza, taki typowy pączek (sama zresztą tak o sobie mawiała, jak się kumplowałyśmy). Inteligentna i ładna. Zawsze wszystkim powtarzała, że nie może schudnąć, bo: 

  • genetyka;
  • grube kości;
  • hormony
i co tam jeszcze jej przyszło w danej chwili do głowy. Upierała się przy tym, że akceptuje siebie taką jaka jest i nie przeszkadza jej fakt, że faceci zmieniają ją jak rękawiczki, nie szczędząc przy tym przykrych uwag dotyczących aktualnej figury Kryśki. Przyszedł taki moment, że Krysia zmizerniała i miała smutne oczy. Któregoś dnia zapłakana wyżaliła się, że wcale siebie nie akceptuje, że odrzuca ją jej ciało i jest jej ze sobą źle. A potem...potem wzięła się w garść. I nagle ani genetyka, ani hormony, ani gruby kościec nie był przeszkodą do tego, by ubrania w rozmiarze 44 traktować jak spadochrony, bo Kryśka po roku nosiła rozmiar 36. Zmiana nawyków żywieniowych i regularne ćwiczenia po których widziała, jak zmienia się jej ciało -podziałały też na psychikę. Kryśka zaakceptowała siebie i fakt, że kiedyś obnosiła się z akceptacja przez ogromne "A" próbując ukryć zamiłowanie do ciastków, chipsów, hektolitrów coli i całych wieczorów spędzanych na kanapie. Z Krysią kontakt mi się trochę urwał, ale jej historia jest piękna. 





Kochać siebie to znać wszystkie swoje dobre i złe strony. Kochać siebie to pamiętać o tym, żeby nie zatracać się bez pamięci w innych ludziach i nie umniejszać swojej wartości. Kochać to znaczy dbać. O swoje potrzeby, o samorozwój, nawet o to, by kawa zawsze była gorąca, gdy wiesz że to poprawia twój poranek. Kochać siebie to być ze sobą samym i czuć się ze sobą dobrze. Brzmi banalnie? Zajrzyj w głąb siebie i zastanów się przez moment, czy aby na pewno kochasz siebie? Czy robisz dla siebie rzeczy dobre? Nie każdy odpowie twierdząco. Niektórzy zaprzeczą, a inni zastanowią się przez chwilę nad ostatnią przyjemnością, jaką zafundowali sobie. Nie koleżance, partnerowi, szefowi. Sobie. Bo akceptacja to taki mały egoizm, dobry egoizm. Trzeba być trochę egoistą w życiu, żeby nikt nas, za przeproszeniem, nie wyruchał. Każdy zasługuje na przykład na szczęście w życiu. Jeśli tkwimy w sytuacji, która nas unieszczęśliwia i nic z tym nie robimy, bo boimy się oceny społecznej - krzywdzimy siebie i zjadamy od środka. Akceptacja siebie to również dążenie do tego, by środowisko było wolne od czynników, które fundują nam dyskomfort życia. Stąd też właśnie akceptacja i egoizm mogą iść ze sobą w parze. Akceptacja to powiedzenie sobie prosto w twarz: jestem jaka jestem, z zaletami, które pielęgnuję, wadami nad którymi pracuję. Jestem taka i jestem szczęśliwa. Ja taka właśnie jestem, a Ty? 




Pozdrawiam
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.