No makeup day, czyli weź nie baw się w Helołin i się umaluj!


W przypływie euforii po bardzo porannej siłowni postanowiłam odpuścić sobie makijaż. W poniedziałek wieczorem nałożyłam sobie olejek tamanu i śmierdząc jak zgniły szczypiorek, odziana w moją dziecinnie uroczą piżamkę z króliczkiem, poszłam spać.
No nic nie poradzę na to, że obudziłam się taka piękna (if you know, what I mean ;)). Nie wystraszyłam się odbicia w lustrze. Dziewczyny z siłowni nie patrzyły na mnie dziwnie (no dobra patrzyły, ale żem pączek z sową na plecach, więc to na pewno to). Faceci również nie uciekli w popłochu. Werdykt: nie jest źle



Podekscytowana swoją piękną czerwoną twarzyczką po intensywnym wysiłku fizycznym doczołgałam się do pracy. Biuro jest na pierwszym piętrze i tylko silna wola powstrzymała mnie przed skorzystaniem z cuda techniki, jakim jest winda. Byłam silna i się nie dałam- dzielnie pokonałam schody. Co z tego, że teraz- późnym wieczorem- trasa z pokoju do kuchni wydaje się być ekstremalnie długa. Skatowany, długo nie ruszany mięsień tak po prostu funkcjonuje. Ale hola hola, bo o pyszczku dziś miało być! 

Weszłam do pracy i niemalże od razu rozbawił mnie tekst, że to nie Helołin i mam się umalować. Ja to bardzo doceniam, że pracuję z ludźmi, z którymi można rozmawiać o wszystkim i nawet wykonując czasem trudne bądź monotonne zadania, ciśniemy bekę z samych siebie. Zamiast posłuchać się koleżanek dumnie paradowałam prezentując moje dalekie od ideału wdzięki, otulone jedynie pierzynką kremu do twarzy i serum pod oczy. Żadnych podkładów, pudrów, bronzerów, różu, cieni, tuszy, pomadek, konturówek, korektorów. To było fajne. Muszę tak robić częściej. W sensie: chodzić na siłownię i się nie malować :D 




Ps. Dobrze, że nikt nie pytał, czy nie jestem chora - to zazwyczaj się słyszy, gdy świat ujrzał nas sauté.







Pozdrawiam 
Paulina M

1 komentarz:

  1. Tekst mistrzostwo :) ps. Zapach tamanu to rzeczywiście nic przyjemnego

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.