Leniwa sobota

Czy macie tak jak ja, że weekend upakowany po same uszy zajęciami wszelakimi przeleżycie w łóżku z katarem i bolącym gardłem? 
Tak?
To witajcie w klubie chorowitków. 

Plan na dziś był taki, że mieliśmy iść na siłownię. Wszak karnet wykupiony, dni lecą, Moje przeziębienie zaczyna jednak przybierać na sile.  Obstawiam wytoczenie ciężkiej artylerii typu czosnek i ciepły koc. Mogę poćwiczyć, bo czuję się w zasadzie normalnie, gdyby nie upierdliwy katar i ból gardła. Chwaliłam się ostatnio, że dawno anginy nie miałam - obym nie pochwaliła dnia przed zachodem słońca. 
jeden z moich ulubionych omletów - klasyczny, z konfiturą i płatkami migdałowymi

Piszę notkę z pozycji łóżka, obok mnie paruje moja kawusia. Z kuchni docierają do mnie fenomenalne zapachy śniadania. Niestety wygoniono mniej z niej, żebym nie mogła zobaczyć, co takiego pichci moja druga połówka. Ale ja wiem, co on wyczaruje. Omlety. Omlet to smak mojego dzieciństwa. Męczyłam moją mamę jako dziecko o masową produkcję omletów chyba tak często jak o owsiankę i płatki kukurydziane z gorącym mlekiem. Najlepsze omlety są takie grubiutkie i pulchniutkie. Takiego omleta wyczarować można prosto i szybko. Wystarczy oddzielić żółtko od białka i ubić je osobno na sztywną pianę. Mąkę, jaja, mleko i odrobinę wody gazowanej wymieszać delikatnie z pianą i smażyć na patelni, najlepiej bez tłuszczu. Do tego dobra konfitura, najlepiej domowa oraz owoce - świeże lub suszone. Pychota.

Voila. Śniadanie gotowe.


Miłego dnia !


Pozdrawiam 
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.