Z ombre-tchórza do long boba - szybka włosowa metamorfoza

01 maja
Wiosna to taki ciekawy okres w moim życiu. Zawsze wtedy, rok w rok, zmieniam coś w lub na sobie. W zeszłym roku od marca zaczęłam intensywnie ćwiczyć, by zmienić swoje ciało, mieć zajęcie i być pewniejszą siebie wersją. W tym roku... padło na włosy. Dzisiejszą notatkę poświęcam moim włosom, którym w majówkowy weekend zafundowałam jazdę bez trzymanki. O tym, co się stało, dlaczego i co z tego wyszło przeczytasz poniżej.



Jeszcze przed wiosną postanowiłam zaszaleć i delikatnie wrócić do rudości. Ogniste kolory ożywiają moją twarz i podobnoż (choć nie wiem tego na pewno) ocieplają mój wizerunek. Wiecie, że niby ludzie mniej się mnie obawiają gdy jestem ruda, niż gdy bryluję na parkiecie życia jako 100% brunetka. Mniejsza o większość - rudość nastąpiła. Teraz po tych kilku miesiącach, naoglądawszy się ombre, sombre, bronze, bronde i innych kombinacji - zapadła decyzja o lekkim rozjaśnianiu. Tja...Pamiętajcie dzieci drogie o jednym: każdy zabieg chemiczny niszczy włosy. Ja o tym wiem i fryzjerzy o tym wiedzą. I każda kobieta, która choć raz sięgnęła po agresywną farbę również doświadczyła przesuszu, kołtunów i siana na głowie.

ombre-tchórz z lewej, po prawej long bob
Zaplanowałam sobie rozjaśnianie końcówek. Tak się jednak rozszalałam, że z rozpędu potraktowałam rozjaśniaczem nieco większą partię włosów. Celowo wybrałam te najdłuższe, mając na względzie ewentualne cięcie. A cięcie dlatego, że long bob bardzo mi się podoba. Podoba mi się od jakiegoś czasu. Z długimi włosami jest jednak tak, że każda ich posiadaczka, a nie jestem w tym aspekcie odludkiem z poglądami, musi do cięcia włosów dojrzeć. Nie mówię tutaj o zwykłym podcinaniu końcówek o kilka cm. Obcięcie włosów powyżej 10-15 cm to dość znacząca zmiana. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że niektóre kobiety wolą farbować włosy niż je ścinać. No cóż - ja mam akurat odwrotnie. Do rozjaśniania użyłam profesjonalnego rozjaśniacza marki Alfaparf Equipment Evolution Color Tools Supermeches+ oraz utleniacza 12%. Wyszło to co na pierwszych zdjęciach jeszcze z włosami do pasa. Taki tam ombre-tchórz. Jako, że lepszą jestem swoją własną fryzjerką niż kolorystką - zrobiłam wreszcie long boba. Metoda najbardziej trafna ze wszystkich technik strzyżenia DIY lub strzyżenia home edition to metoda kucykowa. Wystarczy odrobina chęci, dobre fryzjerskie nożyczki lub maszynka do strzyżenia i pewna ręka. Doskonale przedstawia to w swoim filmie LynSire, zatem odsyłam do jej filmu (swoją drogą cięcie robiłyśmy z mniej więcej tej samej długości włosów, hah). 
Moje kłaki rosną szybko. Są z natury grube i niepodatne na układanie. Z przyjmowaniem farb jest u nich różnie - ładnie reagują na rozjaśniacz, ale wiadomo, że nie będę platynową blondynką z uwagi na mój naturalny odcień. Włosy mam pocieniowane - poza grzywką najkrótsza partia sięga do ramion - najdłuższa do pasa. No i zwyczajnie - znudziło mi się. Codziennie wyglądam tak samo, codziennie czeszę się podobnie. Codziennie będąc na siłowni muszę włosy związywać, bo niewygodnie mi się ćwiczy a poza tym się pocę. No i siłownia to nie wybieg. Nuda nuda nuda.


Myślę, że spodziewałam się takiego obrotu spraw. Już kiedyś robiłam sobie pseudo ombre i również efekt nie do końca był taki, jakiego oczekiwałam. To chyba był tylko taki prztyczek w nos, żeby sobie przypomnieć, dlaczego nie farbuję już włosów na jasne odcienie, dlaczego blond nie jest moim kolorem i dlaczego kondycja moich włosów ma znów na tym ucierpieć. No i chciałam tego long boba. Chciałam, więc mam. Chciałam też rozjaśnione końcówki. No i to też mam. Win win. Teraz tylko trzeba mocniej zadbać o lekko przesuszone końce włosów i jestem gotowa na lato.


A wasze wiosenne metamorfozy? Eksperymentujecie z włosami same, czy jednak oddajecie się w ręce fachowców?


Pozdrawiam
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.