Ale ja sprzątam...jak was nie ma! Lokatorka z piekła rodem cz.1

Odkąd przeprowadziłam się do stolicy na studia zawsze mieszkałam z ludźmi. W mniejszej czy to większej ekipie czasem są jakieś zgrzyty i nieporozumienia. Czasem. O różnych rzeczach słyszałam od moich znajomych. Przeróżne historie z cyklu życia z obcymi ludźmi słyszałam i zawsze się dziwiłam, że ludzie potrafią działać tak a nie inaczej, zachowywać się irracjonalnie. Niekiedy niektórym ludziom trafiają się lokatorzy z piekła rodem. Trafiło się i nam. I odbija teraz czkawką.


Ale zacznijmy od początku....
Za górami za lasami mieszkał sobie człowiek z buszu. Nauczony dobrych manier wie, że swoje fekalia należy przykryć dużym liściem i ruszać dalej w świat. A teraz wyobraźmy sobie, że w XXI-szym wieku, w cywilizowanym świecie, żyje i ma się dobrze taki właśnie człowiek. Kobieta. Dwudziestokilkuletnie dziecię swoich rodziców wypuszczone w wielki świat. Ja pedantką nie jestem i nie chodzę w białych rękawiczkach po domu sprawdzając, czy kurz już na meblach osiadł, czy jeszcze nie. Pewien porządek jednak być musi. Każdy miał w domu swój dyżur sprzątania. Umawialiśmy się na to zazwyczaj dość spontanicznie. I wiecie do jakich wniosków doszła reszta naszego domowego teamu? Że jedna osoba regularnie umywa ręce. A mogłaby chociażby zlew. Albo wannę. Albo toaletę. Ale nie, tak być nie może. Gdyby jeszcze taki człowiek nie brudził, to może taka kolej rzeczy, że jak nie brudzi to nie sprząta byłaby do przełknięcia. Ale tak niestety nie było. I nie jest.

Impreza, po której nie posprzątała

Pierwszym sygnałem ostrzegawczym powinna być impreza, jaką urządziła. O tym, że jakiekolwiek party będzie dowiedzieliśmy się.... z zaproszenia na fejsie. Impreza jak impreza. Wróciłam w niedzielę praktycznie w nocy po wyjeździe. Weszłam do toalety i od razu zauważyłam, że zlew jest....zanieczyszczony. Ewidentnie ktoś miał problemy z trafieniem tam gdzie powinien. Rozumiem, alkohol te sprawy, czasem komuś coś zaszkodzi i przytula się z toaletą. Potem jednak dowiedziałam się, że do zlewu również można wymiotować. Milunio, prawda? Robi się nieprzyjemnie od samego czytania? No właśnie. Myślicie, że kto to posprzątał? Oczywiście, że nie ona. Słuchałam tej opowieści z niedowierzaniem. No ale ok, każdemu może się zdarzyć. To nie powód, by człowieka od razu skreślać. Potem jednak przyszły kolejne tygodnie. Tygodnie, które przyniosły tumany kurzu i brudu.

Eksperyment i erupcja wulkanu hejtu

Wiosną zrobiliśmy eksperyment społeczny zaraz po tym, jak we dwoje wypucowaliśmy mieszkanie tak, że z płytek w kuchni można było jeść. "Nie sprzątamy i już", zawzięliśmy się nie na żarty. To był bardzo ciężki czas. Każdy z nas lubi porządek i patrzenie na to, jak syf się powiększa nikomu nie służyło. Niejednokrotnie ta kwestia była poruszana w domu i nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Każda próba zwrócenia uwagi kończyła się oskarżeniami o stosowanie gróźb (wtf?!) i obrażanie się. Ja rozumiem, jakbyśmy byli dziećmi to możemy się obrażać i tupać nogą. Ale nimi nie jesteśmy. W kulminacyjnym momencie, gdy kilka miesięcy temu po zwróceniu jej uwagi na to, że zostawiła światło w kuchni na całą noc, wyszło szydło z worka. Na pytanie, kiedy wreszcie posprząta mieszkanie, dowiedzieliśmy się, że  ona sprząta....jak nas nie ma. Dodatkowo okazało się, że w jej ocenie to my nie sprzątamy. Nie robimy tego, bo.... nie widziała nas sprzątających. Jeśli jest tak w istocie, to stawiam cały swój majątek na to, by efekty tego sprzątania w jej wykonaniu było widać. Bo ani ja ani dwóch facetów, z którymi dzielę metry kwadratowe jakoś tego nie dostrzegliśmy. Może i ja noszę szkła, bo nie najlepszy wzrok mam, ale bez przesady - czyste mieszkanie to takie, w którym widać, że się sprząta. Nie wiem, w jakim świecie trzeba żyć, by uważać, że powierzchnie wspólne, czyli kuchnia, łazienka i nasza jadalnia w wersji mini naturalnie jest czyściutka. Otóż nie dzieje się ta magia sama. Nie moja wina, że dziewczyna w domu nie przebywa tak często, jak my. Nie zmienia to jednak faktu, że jak już w nim jest - nagle zaczyna być bardzo brudno. Nie wiem na jakiej planecie trzeba żyć i się rozwijać, by efektywność sprzątania oceniać po byciu naocznym jego świadkiem. Że niby widze, że jest sprzątane dokładnie w tym momencie to mam dowód na to, że jest czysto. Dobre sobie. Gdyby tak właśnie miało być, musielibyśmy zamontować sobie kamery w domu. Nie widzę by było sprzątane, więc nawet jak jest czysto to nie było sprzątane? O przebojach ze ścieżką chwały w toalecie nie będę się rozpisywać. Każdy wyniósł chyba z domu umiejętność używania spłuczki i szczotki. Odświeżacz nie jest jakimś magicznym urządzeniem, nad którym nie da się zapanować. A jednak... Żenada po całości. Nic nie demotywuje do działania tak, jak taka syfiara w domu, w którym właśnie sprzątasz. Śmigasz z odkurzaczem, a ktoś ci włazi do domu w butach i paraduje w nich.

Jem, ale nie muszę po sobie zmywać od razu

Ani tego samego dnia. Ani następnego. Normą jest również pozostawianie swoich naczyń na dni kilka. Niechże nabiorą mocy, by jaśnie pani łaskawie wypucowała gary, które kleją się do wszystkiego. Szczytem szczytów był rosół. Pamiętny rosół, który kisił się w garnku przez bodajże 4 dni. Wyjeżdżając na weekend uznałam, że gdy wrócę, on nadal będzie tam stał. Więc wyrzuciłam. Nie mam na piętrze klatki schodowej - mamy windy. I było mi autentycznie wstyd jechać windą z workiem, w którym jest jedynie mięso z rosołu i warzywa, które już żyją własnym życiem, mimo że to przecież nie moje. Wszystko co mogłoby ze mną jechać tą windą - umarłoby. Czułam się tak, jakbym co najmniej zwłoki w nim przewoziła. Garnek musiałam wyparzyć. Nakląć sobie pod nosem przy okazji, że ktoś taki jest w moim otoczeniu. I przepraszam, ale z tym wcześniejszym wypucowaniem to zdecydowanie przesadziłam. Zawsze wiem, które naczynia były myte przez nią, a które przez nas. Te jej są zwyczajnie brudne. Gotowanie i sprzątanie ma ze sobą wiele wspólnego - często się przy tym brudzi. Przestaliśmy liczyć mozaiki z gotowania na kuchence i ścianie. Wiemy, że musimy sami to sprzątnąć, bo inaczej nie zniknie. Nic bowiem nie dzieje się samo.




Ostatnio podobno był jej dyżur sprzątania. Ja to określam sprzątaniem siłą woli. Ani bez woli, ani bez użycia siły. Efekty? Brak. Perfekcyjna pani domu gdyby wpadła z wizytą, padłaby krzyżem i rozpłakała się nad efektami tej (nie)ciężkiej pracy. Osobie marzy się sława i w istocie - jest taka. Dała się poznać jako ktoś, kto nie szanuje niczego i nikogo. Ludziom, którym przyjdzie z nią mieszkać polecam uzbroić się w cierpliwość, najlepiej od razu cały jej worek.

Zmęczeni dzisiejszym czytadłem? Ja też. A to dopiero pierwsza część i zaledwie promil morza wrażeń i odczuć z ostatniego roku. 




Pozdrawiam
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.