Artefakty prawdziwego dresiarza

Nie w tym rzecz, że mam jakąś awersję do ludzi noszących dres. Sama śmigam w dresach kiedy tylko mogę, bo to komfortowe i wygodne dla ciała. Daleko mi do blogerki modowej. Mam oczy i obserwuję świat wokół mnie. Luźne przemyślenia o dresach od dawna chodziły mi po głowie. 

Coś, co poza soczystymi 'kurwami' i 'o ja pierdole, zioooooom' upakowanymi w zdaniu tak gęsto, jak gęsty jest dym papierosowy w palarni, wyróżnia rasowego dresa - to jego ubiór. Mówi się, że dresiarz to stan umysłu, a nie to co się nosi, ale to nieprawda. Od zawsze dziwiło mnie, czemu niektóre grupy ludzi noszą nerki przewieszone przez obojczyk? Co daje czapka wpierdolka? Skąd jest zamiłowanie do kombinacji skarpety plus sandały albo wysokie skarpety do butów sportowych. Dziś post o artefaktach prawdziwego dresiarza.





Zamiłowanie do skarpet naciągniętych do wysokości połowy łydki, przypominających nieco te piłkarskie, noszone do spodenek. Spodenek, które wyglądają często gęsto jak te od piżamy. Tak sobie o tym myślę i myślę i może dresiarz to taki aspirujący fanatyk piłki nożnej? Może marzy mu się kariera w Ekstralidze, albo gdzieś na świecie? A może zwyczajnie nie chce, by jego stopa skalana była ziemskim kurzem i piachem? Podobna argumentacja myślę sprawdzi się przy sandałach i skarpetach do nich dobranych kolorystycznie na zasadzie przeciwieństw.

Nerka przewieszona przez obojczyk bawi mnie najbardziej. Wraz z jej obecnością zmienia się znacząco chód nosiciela. Wozi się to to na prawo i lewo jak król ulicy. Ostatnio oświecono mnie, że ta nerka w tej niesławnej pozycji to wszak sławny kołczan prawilności. Stanowi saszetkę na dobytek dresiarza. Siedząc pod sklepem i mędrkując (bardzo ładne słowo) o życiu przy puszeczce chmielowego napoju lepiej wszystkie swoje zabawki mieć przy sobie na wypadek rychłej ewakuacji.




Nie orientuję się za bardzo jaką szczególną funkcjonalność posiada czapka z daszkiem. Poza nazwą 'czapka wpierdolka' nie mówi mi to kompletnie nic i nie kojarzy mi się z niczym. Chronić ma pewno przed deszczem i być może...nadzorem monitoringu miejskiego. 


O ile jeszcze panów ubranych typowo dresiarsko jestem w stanie zrozumieć - powielają schematy wypatrzone u starszych braci i koleżków z osiedla, o tyle kobiecego podejścia do tego tematu nie rozumiem. Wbrew pozorom niewiele widziałam dziewczyn dobrze ubranych w dres. I nie chodzi tutaj absolutnie o marki. Zwrócił mi na to uwagę kilka miesięcy temu A. że kobiety często próbują naśladować facetów w dresach i naprawdę komicznie to wygląda. I ma chłopak rację. Dres bowiem to nie tylko wdzianko - to styl życia. Co jak co - nawet do dresu trzeba być predysponowanym.

Za tym całym dresiarskim wdziankiem często kryje się niewyparzona gęba. Twarz nieskalana intelektem, brak myśli mącących w głowach i mało wysublimowane słownictwo. Dorzućmy do tego mocny makijaż u kobiet i puszczanie 'hip-hop polo' i impreza kręci się sama....w tramwaju. I nikt nie zwróci takim ludziom uwagi. Czymże jest hip-hop polo? Na przykład najnowszy hit Soboty. Łatwy lekki i przyjemny. Zupełnie inaczej niż język dresiarza.





Pozdrawiam 
Paulina M
(odziana w dres niefirmowy, szary, wygodny)

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.