Trening i odżywianie #9

Mam mięśnie!
Nawet jeśli jeszcze skrywa je pierzynka tkanki tłuszczowej - one tam są. Rozwijają się i rosną w siłę. To mi się podoba i podnosi na duchu. Wreszcie ciało zaczęło działać tak, jak planowałam by działało. Dostrzegłam ostatnio, że wbrew upływającemu czasowi spędzonemu aktywnie siłownia nadal mi się nie nudzi. Fakt, gdy jedzie się 11 km rowerem z domu na siłownię samo na niej ćwiczenie jest o stokroć bardziej męczące, niż gdy przyjeżdżam tramwajem.


Jednakże...jestem chyba teraz w tym euforycznym stanie, gdzie głęboko w pupie mam, że nie mam idealnego płaskiego brzucha z kaloryferem na nim. I że mam boczki. I czasem drugą brodę - szczególnie gdy oglądam serial na leżąco albo w innej przepięknej, kompletnie nieseksownej pozycji. Jest tak jak jest i dokładnie tak, jak być miało.  

Trening

Wprowadziłam kilka urozmaiceń. Mniej cardio, więcej ćwiczeń siłowych. Sztangi już na stałe wpisały się w mój kalendarz ćwiczeń. Dzięki jednemu ćwiczeniu ćwiczę jednocześnie barki i plecy. Wiadomo, że nie będę wkładała sobie plasterków po 10 kg każdy, ale ćwiczyłam już z obciążeniem 2x4kg, 2x5kg oraz 2x6kg. Szczerze? Niezależnie od dobranego obciążenia moje ciało przechodzi poważny kryzys gdzieś około 6-7 powtórzenia w drugiej serii. Drugiej. A przede mną jeszcze jedna. Pojawia się to cholerne zmęczenie i milion pytań do samej siebie "No po co tak dużo nałożyłaś? Nie lepiej było dziś machać kettlem? Może jednak zrobić nogi? Tak! Nogi to super sprawa - idę. Nie, nie idę! Pójdę jak skończę." Do normalnego treningu dorzucam sobie też rekreacyjnie rower. Odkąd odkurzyłam mojego staruszka zaczynam dostrzegać same plusy jazdy rowerem. Ubolewam jedynie nad pewnymi brakami wyposażenia, ale wszystko jest do nadrobienia. Liczę w duchu, że przyjdzie taki moment, że po prostu spakujemy plecaki, wrzucimy żarcie do koszyków (których nie mamy) i wyruszymy poza miasto. Pierwsza rowerowa wycieczka zakończyła się niespodziewanie pod miastem. Powrót po deszczu przez dzikie chaszcze przy Kampinosie bardzo spoko:) 

Odżywianie

Moja ulubiona sekcja życia. Żyję posiłkami. Od jednego do drugiego. Hektolitry wody regularnie wypijane w ciągu dnia naprawdę pozytywnie wpływają na funkcjonowanie organizmu. Nadal jestem fanką meal prepu. Gdzieś ostatnio gdy mój mężczyzna w towarzystwie przyznał, ile orientacyjnie wydajemy na jedzenie, spotkał się z ogromnym zaskoczeniem. Z tym, że my nie wydajemy na jedzenie gigantycznych sum, a jemy zdrowo i z pewną regularnością. A co wiadomo o regularności? Jest to czynność powtarzalna, najczęściej niechętnie pomijana. Mnie się moje jedzenie należy co te 3-4 godziny. Co się dzieje, gdy ta przerwa się wydłuża (bo jakieś tam zajęcia, bo stres, bo deadline, bo wszystko na już a najlepiej na wczoraj, bo stoję w korku, bla bla bla)? Dramat. Jestem zła, ot co. Kto mnie zna i widział mnie wkurzoną, wie że jestem nie do zniesienia. Spokojnie zastąpiłabym niejedną gwiazdę w reklamie batonów, których nie jadam. Już nie jadam. Czasem jakiś fast food wpadnie. Taka na przykład Pizza 4 Sery z Biedronki. No nie odmówię sobie. Wersja autorska domu mego to powiększenie o jalapeno. I nic więcej mi nie potrzeba. Pizzerie się przy niej chowają. Fakt faktem, nie jadamy na mieście, a jeśli już to sporadycznie.

znajdź różnicę między moim, a typowym obiadem.

Lubimy gotować, co tu ukrywać. jak chcę zjeść domowy obiad to nie potrzebuję iść w tym celu do restauracji, by ktoś mi go przygotował. Mogę zrobić to sama. Wiem co jem i wiem za co zapłaciłam. Limity kofeinowe nadal trzymam. Jedna filiżanka kawy parzonej w kawiarce zwiniętej mamie, jedna kawa rozpuszczalna i sporadycznie do tego inka. Ale inka to wiadomo... ;) Orzechy, ryby, mięso, kasze, makarony, których po domowej inwentaryzacji mam dużo za dużo... Wszystko jest dozwolone. Być może, być może gdybym absolutnie wyrzekła się wszelakich słodkości, tłuszcze ograniczyła do minimum, nie raczyła się pizzą z Biedry i odstawiła inne niekoniecznie niezbędne do życia produkty moje efekty byłyby szybsze. Być może nawet natychmiastowe. Czy kiedyś będę gotowa, by taki reżim sobie narzucić? Nie wiem i nie odpowiem sobie na to pytanie w ciągu najbliższych miesięcy. No, chyba że mi się coś nagle odmieni. Wiecie, jakie życie jest nieprzewidywalne, prawda? ;)


Ale co tam u was, wszystkich ćwiczących i tych, dla których kanapa też wygląda apetycznie? Mamy lato, a to jest ten czas, kiedy aktywność fizyczna jest wszędzie. Co robicie? Jak spędzacie czas wolny? 


Pozdrawiam
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.