Publiczno-zdrowotny przegląd lutego, czyli łapy precz od macicy mojej

Temat antykoncepcji postkoitalnej i terminacji ciąży zatoczył koło i z hukiem zagnieździł się w bieżącym miesiącu. Dziwne, że tak długo było o nim cicho. W dzisiejszym poście postaram się kolejny już raz napisać co nieco o zdrowiu reprodukcyjnym i naszych prawach. Nie wolno nam godzić się na ograniczanie i odbieranie nam tego, co ważne.




Dzień rozpoczęłam w dobrym towarzystwie w pracy i przy audycji w Radiu Zet. Pech chciał, że trafiło na Ministra Zdrowia. Gorzej, że moje uszy więdły z każdym kolejnym wyartykułowanym dźwiękiem przez tego człowieka. Minister Zdrowia popisał się mistrzowsko swoją "wiedzą" na temat tzw. "pigułki po". Totalnym nieporozumieniem jest wprowadzanie obywateli w błąd co do działania tego typu produktów. Pan Radziwiłł zapytany, czy przepisałby tabletkę z grupy awaryjnej antykoncepcji gwałconej dziewczynce, uznał że nie, powołując się przy tym na klauzulę sumienia. Jak to przeczytałam na wielu stronach komentarzy z dzisiejszej audycji, pan się ani nie zna na medycynie, ani na prawie. Recepta sama w sobie nie jest świadczeniem zdrowotnym, a jedynie świadczenia zdrowotnego dotyczy klauzula sumienia. Pomijam już kwestię nieznajomości działania produktów leczniczych. Nie to, żebym oczekiwała wiedzy encyklopedycznej, ale jak już ktoś wyciera sobie twarz, nogi i co tam jeszcze chce, prawami kobiet, to niechże chociaż popisze się wiedzą medyczną zgodną z aktualnymi wynikami badań i reportami nie tylko z Europy i ale i świata. Że na moich studiach, gdy przygotowuję prezentację o zdrowiu reprodukcyjnym lub seksualnym widzę uśmiechy i zaskoczenie - nie dziwi mnie wcale, choć smuci niesamowicie. Ale gdy ktoś, kto pierdzi w ministerialny stołek wygaduje takie bzdury? Co to to nie!


Po obejrzeniu z kolei programu Renaty Kim, w którym występowała Kaja Godek i dr Grzegorz Południewski zauważam pewną tendencję. Otóż pani Godek, nie tylko zresztą ona, w konfrontacji z jakimkolwiek rozmówcą, który ma odmienne poglądy, stosuje typowo prostacką metodę. To takie totalne buractwo nie pozwolić komuś dokończyć wypowiedzi, przerywać i dorzucać swoje komentarze. Jedno mnie jednak zaskoczyło: pani Godek użyła pojęcia antynidacyjny, o którym powstał mój post kilka miesięcy temu. Wygląda na to, że ona już wie, że anitynidację możemy rozszyfrować jako zapobieżenie zagnieżdżeniu się. Szkoda tylko, że szafuje nim teraz w kontekście zabijania. 


Denerwuje mnie takie gmeranie między nogami kobiet. Odcina się nas, drogie panie, od postkoitalnej metody antykoncepcyjnej. Panowie też na tym utracą. Jeśli ciąża będzie chciana, będą obiadki i pampersy. Jeśli ciąża chciana nie będzie, będzie skrobanka albo alimenty. Nazywajmy rzeczy po imieniu: kobieta, które dziecka nie chce mieć, a jest w ciąży jest w stanie uczynić dużo, by swój odmienny stan przywrócić do swojej normy. 

Pojawia się tutaj od razu pytanie, co możemy zrobić, by polepszyć naszą sytuację? Wygląda na to, że znów obywatele muszą wyjść na ulice i pokazać, że mamy prawo egzekwować swoje prawa. Najbliższa okazja do manifestowania swojej niezgody pewnie nastąpi w Dniu Kobiet :) Mam nadzieję, że spotkamy się tam w większym gronie. 


Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.