Trening i odżywianie #12

Jestę pączkię.



No dobra, nie jestem. Tak sobie myślę, że marzec zakończę z całkiem niegłupim poczuciem, że jednak coś tam ćwiczyłam. Dobrze też jadłam, choć bez wpadek się nie obyło. Kwiecień, maj i czerwiec zapowiada się na miesiące, w których królować będą treningi i dobre żarło.



Trening

Nie mam co czarować, że zrobiłam magiczny progres. Nie zrobiłam. Nie dźwigam i nie macham dużo większymi ciężarami niż wcześniej. Zaplanowałam sobie jednak, że zmienię rozkład liczby powtórzeń i serii. Takim oto sposobem, moje oklepane 3x10 lub 15:10:5 wymienię sobie na 5x8 lub jakieś inne kombinacje z większym obciążeniem. Dużo pracy przede mną, a jako poniekąd leniwy człowiek, naprawdę czasem muszę wykrzesać z siebie pokłady energii do jakiegoś działania. Chyba ta zima i dwa miesiące chorowania wybiły mnie z rytmu. To albo zwyczajnie usprawiedliwiam się, że ćwiczę mniej niż pół roku temu i zdecydowanie prawie nic w stosunku do formy zeszłorocznej z przełomu zimy i wiosny. Wstyd mi
Generalnie jakichś dzikich wariacji w tych moich ćwiczeniach nie ma. Stałe elementy to wiosłowanie, orbitrek, wznosy nóg na maszynie w podporze, brzuszki oraz cała masa ćwiczeń zarówno na maszynach jak i z wolnymi ciężarami na klatkę, plecy, barki i nogi. Bardzo spodobały mi się wznosy bioder, aczkolwiek robię je stosunkowo rzadko. Odeszłam również od wypychania platformy nogami z uwagi na to, że jednak uda pompują się niesamowicie szybko. Jako że było to moje ulubione i katowane ćwiczenie, widzę mocny rozrost objętościowy moich ud, a dupka jak była mała, taka nadal jest. Przy wypychaniu, jako ćwiczenie angażujące bardziej tyłek, można pokusić się o wypychanie w siadzie bokiem jedną nogą. To dopiero ćwiczenie - kat. Gwarantuję, że wykonane prawidłowo w schemacie 3x10 powtórzeń na nogę z obciążeniem chociażby 20 kg pozostawi palące poślady na kilkanaście minut. Podobnie odczuwam również przysiady z kettlami i różne wariacje martwego ciągu również z kettlem. 

W marcu udało mi się być na basenie i się w nim nie utopić oraz pobiegać. I tutaj ciekawostka taka: jest pewien dystans, który zawsze, ale to zawsze był nie do pokonania bez zadyszki lub przerwy. A tutaj nagle bach i biegnę, mijam swój punkt i biegnę dalej. Mąż zaskoczony bardziej niż ja, że jestem w takiej formie, choć przecież ćwiczymy mniej niż wcześniej. Życie zaskakuje mnie każdego jednego dnia, hah!

Odżywianie

Mój meal prep już nie leży, ale nadal troszkę kwiczy. Zawezmę się wreszcie i zacznę liczyć kalorie. Dotąd bardziej interesowało mnie, ile w produktach mam białka, węgli i tłuszczy, ale patrząc na moją puchatość dochodzę do wniosku, że czas wytoczyć cięższe działa. Cieszę się, że udaje mi się gotować, bo jednak pozwala mi to na kontrolowanie swojego żywienia. Z drugiej jednak strony liczba wpadek z jedzeniem, którego aboslutnie tykać nie powinnam, a które pochłonęłam w ostatnich tygodniach daje mi jasny sygnał, że staram się za mało. A jeśli staram się za mało lub niezbyt efektywnie, to trzeba spiąć poślady i wziąć się do pracy nad swoim talerzem. Tym bardziej, jeśli widzisz progresy znajomych, a stoisz w miejscu. Rzekłabym, że to taka stagnacja, choć za samym słowem nie przepadam - źle mi się kojarzy. Taka bylejakość mi nie odpowiada. 
Na minus zdecydowanie były wszystkie niedozwolone produkty, po które sięgałam w marcu. Ogromną zmianą na plus jest stopniowe wietrzenie szafki z jedzeniem i lodówki. Lodówka zawsze była dotąd pełna i momentami nie wiedziałam, co jeść. W efekcie bywały dni, kiedy mimo zapasu jedzenia nie gotowałam nic. Sami wiemy, jaki to wszystko ma finał. Przypomniałam sobie o paczce nasion chia i regularnie mieszam je z jogurtem lub mlekim i owocami. 

Chciałabym móc napisać, że najbliższe trzy miesiące będą czasem diametralnych przemian w mojej kuchni. Nie chcę się jednak oszukiwać, że z dnia na dzień z lodówki wyjdzie mi mleko, gluten, etc. bo wiem, że tak po prostu nie będzie. Mam jednak nadzieję, że będzie świezo, soczyście i kolorowo!





Czasem zastanawiam się, jak wiele samozaparcia potrzebuję, by przejść taką totalną metamorfozę? Może by tak nieco 'schuść' do ślubu? Jak myślicie? Jakie wydarzenia z życia sprawiają, że przemiana idzie nam szybciej i dokonujemy jej z większym zapałem? 


Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.