Dobry zwyczaj - nie pożyczaj

18 września
Mam dziś dzień z rodzaju tych kreatywnych. Siedzę i tworzę kilka zaległych postów jeden za drugim. Czuję się trochę jak blogowy żołnierz, któremu słowa wyskakują na papier jak naboje z broni wojskowego. Jeśli w następnych dniach zobaczycie posty filozoficzne i kosmetyczne - wiedzcie, że powstały tego samego dnia co dzisiejszy:)
dwa lata i kilka kilogramów temu :)

Trywialne stwierdzenie, że dobrym zwyczajem jest, by nie pożyczać, niejednokrotnie do ludzi nie dociera. Co w tym takiego dziwnego, pytam? Czy gdy pożyczasz koledze swoje auto, zadowolisz się kierownicą, bo się nagle koledze odwidziało, by zwrócić ci coś twojego w całości?
Nacięłam się kiedyś na swojej dobrej duszy, pożyczając znajomemu rower. Rzeczony rower dostałam, gdy się o niego wykłóciłam. Dostałam go i uboższy był o kilka elementów. Ta i kilka innych sytuacji życiowych zaowocowała tym, że jestem ostrożna w tym, w co i w kogo inwestuję. Do pożyczania zawsze jest las rąk, ale do oddania tego, co nie Twoje już niekoniecznie. 

Żyję sobie na świecie lat tyle, by wiedzieć i rozumieć, co piszę. Być może widziałam już dużo, być może mniej. Ale jedno wiem na pewno: przeczytaj, zanim podpiszesz. Zanim kupisz również. Zanim zapłacisz też. Nie bądź ślepcem. Nie ufaj reklamom, które niemalże każą ci kupować rzeczy. Rzeczy których nie potrzebujesz, za kasę której nie masz. Stąd się biorą główne problemy finansowe ludzi. Próbując pokazać na ile nas stać, takie typowe "zastaw się, a postaw się" to najgłupsze z możliwych zachowań człowieka, jakie znam. Umówmy się, że świadkiem byłam różnych ludzkich zachowań i nigdy nic tak bardzo mnie nie irytowało jak bycie pozerem. Udawanie kogoś, kim się nie jest, bleh. Odrzuca mnie to strasznie. Bycie pozerem i nabywanie dóbr zbędnych w nadmiarze za nie swoje środki finansowe to prosta droga do katastrofy. A tą tragedią są długi. Obniżenie poziomu życia swojego i bliskich, stygmatyzacja, izolacja - to tylko niewielka część z całego wachlarza konsekwencji i odczuć związanych z posiadaniem zadłużeń. Wiem, że to słowo na literę 'd' ma wydźwięk negatywny i wiem, że ludzie się obrażają, kiedy się ich określa dłużnikami. Kiedyś byłam zaskoczona tym, co z człowieka wychodzi, patrząc na niego przez pryzmat ich (nie)stabilnej sytuacji finansowej. Aktualnie nie robi to już na mnie wrażenia. 

Większość problemów finansowych, ale nie tylko, bierze się z bardzo prostego działania: nie czytamy tego, pod czym się podpisujemy. Kasa zaślepia naszą logikę. Trochę smutny jest to wniosek, ale nie pamiętam, by w szkole czy na studiach ktokolwiek zwracał młodemu człowiekowi uwagę na sposób zarządzania własnymi pieniędzmi. Nie zwracamy uwagi na to, jakie de facto koszty poniesiemy, jakie są prowizje i inne opłaty związane z ewentualnym odroczeniem płatności. Nie dziwi zatem fakt zaaferowania tym dobrem luksusowym, które za chwilę będzie nasze. Nie sprawdzamy, co podpisujemy. I dopóki cała nasza sytuacja finansowa jest stabilna i stać nas na wygodne dla siebie raty, życie wygląda cudownie. Gorzej, jak nagle przyjdzie kryzys. Rozsiądzie się wygodnie na twoim portfelu i za nic nie zechce odejść. Ani płacz, ani krzyk, ani zgrzytanie zębami i wołanie bogów wcale tu nie pomogą. 

Jeśli pożyczasz - musisz oddać. Tylko tyle.
A najlepiej nie pożyczaj - problem rozwiązuje się sam wtedy, kiedy go nie generujesz. 

2 komentarze:

  1. Kiedy ma się naturę pomagacza, bardzo trudno odmówić pożyczenia czegoś. Ale czasem trzeba wykrzesać w sobie odrobinę asertywności i zamiast "tak" powiedzieć "nie".
    Myślę, że w czasach, kiedy reputacja wiąże się z posiadaniem, ciężko jest nie ulec konsumpcjonizmowi. A pieniądze po ulicy nie chodzą. Tu też potrzebna jest asertywność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na szczęście nie mam żadnych kredytów ani, uchowaj Boże, pożyczek w parabankach. Żyję bardzo skromnie i nie mam potrzeby pożyczania na jakieś luksusy, wycieczki czy mieszkania. Lepiej nie robić sobie na siłę długów, jeżeli nie ma takiej potrzeby.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.