"Botoks" - byłam, widziałam, podobało mi się

06 października
To ciekawe, że po polskich produkcjach zazwyczaj jeździmy jak po burej suce. Botoksowi oberwało się już chyba za wszystko. Za aborcję, za sceny porodu, za nagość, a nawet za brak humoru...




Zacznijmy może od tego, że to nie jest film komediowy. Jeśli ktoś liczył, w drodze na seans, że będzie się śmiał tak, że mięśnie brzucha zabolą, to się mocno przeliczył. Film utrzymany jest w konwencji thrillera, choć ja bym powiedziała, że to obyczajówka. Komedią bowiem zdecydowanie ta produkcja nie jest. 

Fabułę tworzy zlepek historii czterech kobiet, wokół których losy się przeplatają. Mamy dziewczynę, która chce wyjść z patologii dla zapewnienia przyszłości swoim dzieciom. Mamy kobietę, która odżywa na nowo po nieudanym małżeństwie i wiąże się z eco-freakiem. Mamy lekarkę uzależnioną od uśmierzaczy bólu, która odkrywa w sobie instynkt macierzyński i pragnie ofiarować swoje komórki jajowe innym kobietom, a po pewnym czasie sama postanawia zostać matką. Jest też lekarka, która w swojej pracy przeprowadza aborcje. Mamy również wątki poboczne, zgrabnie mniej lub bardziej wplątane między główne bohaterki. Fabuła osadzona w czasie rzeczywistym, w realiach związanych z ochroną zdrowia. 

Film jest drastyczny momentami i widzowie wrażliwi być może opuszczali sale kinowe. Ja rozumiem i wiem, że przy scenach naturalnych porodów grymas twarzy jest nieunikniony. Ale... nie nazwałabym tych kadrów z filmu obrzydliwymi. 

Mnogość wątków i tematów, jakie liznął Patryk Vega w swoim najnowszym filmie może sprawiać, że robi się z tego masło maślane. Aborcja, chirurgia plastyczna, antykoncepcja, tolerancja, zmiana płci, dyskryminacja kobiet, łapówki, nieprawidłowości w funkcjonowaniu jednostek służby zdrowia i przekręty w branży farmaceutycznej - przyznać trzeba, że jest tego sporo. W recenzjach, o których słyszałam - bo nie czytałam ani jednej ani przed ani po filmie, by nie sugerować się odczuciami innych - zarzuca się, że niepotrzebnie pojawia się sformułowanie na początku filmu, że jest on oparty na prawdziwych wydarzeniach. Śmieszy mnie to. Śmieszy mnie fakt, że dla kogoś stanowi problem to jedno zdanie. Kamieniem niech rzuci ktoś, kto nie oglądał filmu z kina światowego, "opartego na faktach". Dlaczego w rodzimej produkcji twórcę zalewa taka fala hejtu za to, że sugeruje inspirację scenariusza wydarzeniami prawdziwymi? Nie rozumiem tego. 

Mnie się jednak film podobał. I spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego. W odróżnieniu od fali produkcji, na której idealna pani zachodzi w swoją idealną ciążę i powija małego, słodkiego, ubranego w beżowe body niemowlaka, tu mamy krew, pot i łzy. Czasem również śmierć. Te obrazy zapadają w pamięć i podejrzewam, że taka właśnie jest ich rola. Vega pomyślał sobie może: "Hej, pokażmy, że poród to ogromny wysiłek, mnóstwo krwi, a nie puszczanie fiołkowych bąków i brak kropli potu na czole." 

Krytycy filmowi i tak mają na ten temat swoje zdanie. Ja wyrażam swoje, tym bardziej że w odróżnieniu od całej masy ludzi mnie naprawdę podobał się ten film. Polskich produkcji nie oglądam wiele, a komedii prawie wcale. Wychodzę z założenia, że niestety nie udaje nam się przygotować filmu na poziomie kina europejskiego, czy światowego. Są jednak drobne wyjątki, które zabłysną za czerwonych dywanach. Botoks do tej grupy należeć nie będzie. Ale i tak warto na niego pójść. Zobaczyć nieidealną rzeczywistość, celowo przerysowaną, wręcz karykaturalną. Wysnuć własne wnioski po seansie.

Byłyście na Botoksie? Wybieracie się? 



1 komentarz:

  1. Nie byłam, ale opinie które czytałam raczej w większości były krytyczne. Postanowiłam więc nie iść na to do kina tylko poczekać i obejrzeć go kiedyś przy okazji w domu

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.