Trening i odżywianie #17

11 października
Zaskoczyło mnie ostatnio, że napotkany znajomy mojego narzeczonego zadziwiony był wielce, że wspólnie uczęszczamy - ja i rzeczony narzeczony - na siłownię. Mnie bardziej dziwi kontekst tego pytania. No bo że jak to tak, razem na siłownię chodzić nie wypada? Mamy spędzać czas osobno, bo ktoś obcy uważać może, że za dużo czasu razem spędzamy? Oh, fuck it, to zwykła zazdrość, że ktoś kogoś ma i jest happy, a ten inny ktoś jak ten wolny elektron sobie krąży po świecie.



Trening

Wróćmy na właściwe, treningowe tory. Przerzuciłam się, bardzo chętnie zresztą do ćwiczeń na wolnych ciężarach i robię ich zdecydowanie więcej, niż dotychczas. Bardzo mnie to cieszy, bo czuję po takim treningu wszystkie mięśnie mojego ciała. Nie wyeliminowałam maszyn całkowicie, bo jednak fanie jest "dobić się" seriami na maszynach. Jednakże, wolne ciężary.... to znów bardzo fajna część mojego treningu. I wiecie, nie wyobrażajcie sobie, że ja dźwigam nie wiadomo ile albo że nie wiadomo jaką mam teraz dzięki temu sylwetkę. No nie mam. Nie szło mi ostatnimi czasy. Nie wiem czy potrzebuję jakiegoś monstrualnego kopa motywacyjnego, czy czegoś tam jeszcze. Wiecie: ja miałam taki plan, żeby zrobić sobie formę przed tym, jak postanowię zostać matką. Potem, że formę przed ślubem. Ani matkowania ani ślubu nie ma na ten moment. No i ten plan jest taki ruchliwy, taki niestabilny, taki totalnie wywalony w kosmos i niekompatybilny z moją filozofią, by wybierać cele SMART, że szok. Tu się włączył tzw. słomiany zapał i to, że ta moja zapałka zapału szybko gaśnie. Trochę jak to felerne pudełko zapałek, z których nie możesz odpalić pierwszej z paczki. Próbujesz drugą, potem kolejną. Następna tez stawia opór. Gdy już mówisz sobie, że masz dość, nagle rozpalasz dzięki tej cholernej, wadliwej zapałce, największe ognisko jakie mogłeś sobie wyobrazić. To właśnie mój zapał.  Przynajmniej umiem go nazwać! 

Odżywianie

Z żywieniem jest znacznie lepiej, tak jak z treningiem generalnie. Przygotowujemy samodzielnie posiłki, staramy się, by były zdrowe i zbilansowane. Zakupiliśmy kolejne odżywki białkowe, bo zauważyliśmy, że jednak brakuje nam takiego dodatku do naszego menu. Tradycyjnie, poszliśmy w SFD, bo znamy już te produkty i jesteśmy zadowoleni. Póki co pijemy wanilię, ale w kolejce już ustawiła się odżywka o smaku kokosa.

Zauważam też, że jem...mniej. Dzień zaczynam od szklanki wody lub zakwasu z buraka, potem jem śniadanie. Do pracy mam drugie śniadanie (lub je sobie niestety kupuję) i obiad. Gdy wracam do domu często jem tylko lekką kolację. Mam zatem tylko 4 posiłki, a kiedyś jadałam ich aż pięć. Nie liczę kalorii. Piję bardzo dużo wody i doskonale widzę po samej sobie, gdy piję jej za mało.

Spróbowaliśmy ostatnio też ignitera NAPALM i powiem szczerze: masakrator. Wypiłam połowę porcji i po kwadrancie zaczęłam czuć mrowienie w palcach tak nieznośne, że aż bolesne. Smak tego suplementu przedtreningowego - obrzydliwy! Coś jakby jabłko zanurzyć w bagienku. Smak obrzydliwy, ale kopniaka energetycznego rzeczywiście daje. Bądź co bądź nie jest to Xplode, tak znany i pijany przez nas wiosną.

Spektakularnych efektów odżywiania i treningów mam nadzieję spodziewać się niebawem. Zresztą ja widzę siebie codziennie i jestem z sobą dzień w dzień, więc relatywnie najciężej mnie samej byłoby określić, że rzeczywiście zaszła w mojej figurze jakaś zmiana. Myślę, że za jakiś czas ubrania zweryfikują, jak wygląda rzeczywistość ;)



Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.