Zakupy października (dużo zdjęć)

20 października
Jesiennie rozszalałam się z zakupami w tym miesiącu. Zaczynam powolutku rozumieć, dlaczego spędzanie w łazience 20-40 minut staje się normą. Przyzwyczajona do szybkich kąpieli, shower power i jazda żyć dalej, wkraczam na nowe, nieznane terytoria pielęgnacyjne. Nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam kosmetyki, które są uniwersalne, szybko się wchłaniają, szybko działają i dają efekty. Takie właśnie cudeńka wpadły na moją półkę kosmetyczną w tym miesiącu.


Chylę czoła i zwracam honor wszystkim babkom, które przesiadują całe wieki w łazience.
To naprawdę zajmuje tyle czasu! Nałożyć glinkę, nałożyć henną, maska, okłady... Poczekać, aż się wchłonie. Zmyć. Miziać się z radością po gładkim tyłku, który po borowinie zyskuje nowe 'ja'. No nie dziwota, że piękno i pielęgnacja nie może być tak szybka, jaka mogłaby być. 


Zrobiłam pokaźne zakupy w sklepie Bioarp. Jednym z tych zakupów była kamczatska glinka kosmetyczna - czarna - ujędrniająca - do twarzy i ciała marki Fitokosmetik. Mam w swojej kolekcji już jedną glinkę tego producenta i bardzo sobie chwalę. Czarna glinka to produkt wulkanicznego pochodzenia, która stymuluje proces regeneracji komórek skóry. Według producenta po zastosowaniu glinki czarnej skóra ma być zadbana, świeża i napięta. Sprawdzę to przy najbliższej okazji, czy rzeczywiście tak jest :) Opakowanie 100 g kosztowało mniej niż 4 zł.

Domowe spa zapewniłam sobie również dzięki syberyjskim okładom borowinowym z Natura Siberica. Wypatrzone przez koleżankę Martę w sekcji wyprzedażowej sklepu opakowanie w promocyjnej cenie ok 20 zł robi furorę w łazience, zapewne nie tylko mojej. Uczucie rozgrzania, miła i gładka skóra, wręcz jedwabista - to tylko kilka zauważalnych efektów po pierwszych aplikacjach.  

Aby zapewnić skórze gładkość, jędrność i młodość do koszyka dorzuciłam kamczatską maskę do ciała - gorącą z Banii Agafii. Doskonale byłoby po jej nałożeniu owinąć się folią i wskoczyć pod kocyk. Nie dla mnie jednak takie harce - póki co stosuję ją przy okazji nakładania glinek. Tutaj również skóra jest ekstremalnie gładka. Słoik maski to koszt ok 15 zł.


Generalnie do nawilżania ciała stosuję oliwkę. Ale... pomyślałam, że może przydałby mi się jakiś balsam. Trafiłam na ekstremalną obniżkę sufletu do ciała marki Oriental Touch. Pachnie jak paczka landrynek, a przez to pachnę i ja słodko jak opakowanie słodyczy. Wchłania się bardzo szybko i nie zostawia tłustego filmu na skórze.


Z Fitokosmetik zakupiłam również hennę irańską w kremie do włosów. Zdecydowałam się na odcień gorzkiej czekolady, bardzo zbliżony do mojego naturalnego koloru włosów. Jest to kolejny produkt alternatywny w stosunku do klasycznej henny, której przygotowanie i aplikacja jest mocno wydłużona w czasie. Saszetka henny to koszt ok. 6 zł.


Jeśli jesteśmy już przy hennie - w Rossmannie zakupiłam hennę do brwi marki Delia. Zastanawiam się, dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, by sprzedawać hennę już gotową - taką jak ta do włosów, do barwienia brwi lub rzęs. Oszczędziłoby to nam, kobietom, mnóstwo czasu. Hennę do brwi stosuję już kolejny raz, aktualnie opakowanie starcza mi na 5-6 aplikacji, mimo że wg producenta powinno starczyć na jeden raz. Nie wiem jakie brwi trzeba byłoby mieć, by za jednym zamachem wymieszać cały proszek i utleniacz, by zużyć na jedną aplikację :) Brwi podkreślone henną nie wymagają malowania przez ok 3-4 dni. Opakowanie kosztuje ok 2,50 zł.

Nie byłabym sobą, gdybym nie kupiła sobie do włosów kolejnego szamponu. Tym razem zakupiłam aż dwa różne produkty. Pierwszym z nich jest tradycyjny syberyjski szampon do włosów nr 1 na cedrowym propolisie. Butelka kosztowała mnie 8,33 zł. W podobnej cenie widziałam te szampony ostatnio w sieci Auchan. Składniki organiczne w nim zawarte, m.in. olej z orzeszków cedru i ekstrakt propolisu mają za zadanie wzmocnić włosy bez zbędnego ich obciążania. Póki co użyłam go kilkakrotnie i odstawiłam - poczekam, aż nieco kolekcja szamponów u mnie się zmniejszy. Do lepszego oczyszczania włosów sięgnęłam po szampon żurawinowy z Barwy. To tani produkt, a stosunkowo dobry. O dziwo szampony takie jak Aussie mi szkodzą - co nieco dziwi mnie, bo odżywka i mgiełka spisywały się świetnie. Po szamponie żurawinowym włosy są mocno oczyszczone, aż skrzypiące.


Na koniec zaś zostawiłam spontaniczny zakup pianki pod prysznic marki Isana o zapachu cytrynowym. To taki analogiczny produkt w stosunku do pianki Nivea - tyle że tańszy - opakowanie kosztuje 6,99 zł. Wydajność ocenię gdy ją wykończę. Zapach cytrynowy bardzo przypomina mi krem limonkowy z ciasteczek typu markizy. 


W tym miesiącu zdecydowanie poszalałam z zakupami kosmetycznymi. A miesiąc się jeszcze nie skończył... ;)


1 komentarz:

Obsługiwane przez usługę Blogger.