Najpierw ślub, potem dziecko, czyli o tym, czemu łapska patriarchatu klepią nas bezczelnie po tyłku
In vitro.
Latamy w kosmos.
Ale jak chcesz mieć rodzinę, to musi być ślub.
Tak, jakby ślub gwarantował cokolwiek. Idąc dalej, bo przecież za prosto być nie może, to nie może być taki tam, wyświechtany ślub cywilny. To SAKRAMENT musi być. Bo jak nie ma sakramentu to się nie liczy.
Ślub nie gwarantuje niczego. W małżeństwach też się ludziom nie układa. Wkrada się przemoc. Nawet w małżeństwach przemoc jest gorsza, bo nie tak łatwo jest - jak sądzę - odejść.
Brak ślubu to nie zwiastun rychłego rozstania, czy niepowodzenia w związku. Nie wiem, kto ludziom takich głupot nakładł do głowy, że związek nieformalny jest czymś gorszym od małżeństwa. Kościół? No nie można wszystkiego zwalać na religię. Może prędzej kajdany społecznie powielanego schematu, w którym to od dawien dawna tylko sakrament budował fundamenty rodziny.
Wszystko przewraca się we mnie wewnętrznie, gdy czytam komentarze pełne hejtu w sprawie zmian w prawie pracy dotyczące ciężarnych. Że rzekomo baby nic innego nie robią, tylko dają dupy na prawo i lewo, a potem całe życie na zasiłkach. Wszystko pięknie i ładnie, tyle, że zazwyczaj te wymuszające zasiłki zwyczajnie nie garną się do pracy.
Proceduje się teraz powoli ustawę, podobno obywatelską. By zakazać kobietom usuwania ciąż z nieodwracalnymi wadami płodu. W prostym przekładzie chodzi o to, by z kobiety zrobić inkubator, nie bacząc na jej wolną wolę i stan umysłu, samostanowienie, decydowanie o sobie. uczynienie z niej maszyny do wydawania na świat potomstwa, co do którego wie i ona i cały tabun medyków, że niezdolne jest ono do samodzielnej egzystencji, a jeśli nawet przeżyłoby poród - niechybnie umrze. Powinność kobiety jako rodzicielki, reproduktorki, dawczyni życia (co do tego ostatniego w opisanej wyżej sytuacji mam jednak wątpliwości) tutaj przedkłada się na jej własne prawa. To, co szczególnie mnie uderza to fakt, że w większości mężczyźni wypowiadają się dumnie, jak to oni będą bronić życia poczętego. Zbawiciele płodów nienarodzonych, jeszcze nie abortowanych.
Specjalnie przypominać chyba nie trzeba, że to panowie porzucają najczęściej kobiety dowiadując się o ciąży, nie płacą alimentów na dziecko, nie poczuwają się do uczestniczenia w jego wychowaniu. Czasem tylko z wyrafinowaniem i dumą mówią o swoich dzieciach, często zresztą wybierając sobie akurat to z dzieci z prawego, lewego lub innego łoża, które zaskarbiło jego łaski przez ostatnie lata. Albo przypominają sobie po latach o tym, że mają w ogóle dzieci, oczekują zrozumienia i atencji.
Mówią nam nasi rządzący (panowie w większości), jak mamy żyć. Kiedy mamy robić zakupy, jak mamy się (nie)zabezpieczać przed ciążą, jak mamy zostawać matkami - niezależnie, czy nimi chcemy być czy nie. Mężczyzn się o dzieci nie pyta. A ja zapytam: dlaczego? Wszak dziecko w warunkach naturalnych, poczęte jest z żeńskiej komórki jajowej i plemnika. Czy plemnik nie jest męski? Czy plemnik nie brzmi dumnie? Panów nie rozpytuje się w sondach ulicznych i badaniach opinii publicznej, czy usunęliby płód? Nie pytają o to, ile razy zapłodnili partnerkę, nieprawdaż? Rola ojca, choć z roku na rok raczkująco wychyla się na salony rzeczywistości, nie jest tak popularna i oczywista w kraju nad Wisłą.
Gdyby porównać życie kobiety w Polsce do jakiejś typowej, czysto życiowej sytuacji, to byłoby to zatłoczone metro lub inny środek transportu. Miejsce, gdzie świeżość to towar luksusowy, gdzie ludzi jest zdecydowanie za dużo i każdy narusza przestrzeń osobistą swojego sąsiada. To taka sytuacja, kiedy stojąc w autobusie, metrze lub tramwaju czujesz czyjąś łapę na pośladku, a nie masz możliwości manewru. Albo nagle nie masz portfela i sytuacja jest dokładnie analogiczna: nic z tym nie możesz zrobić. Ale czy aby na pewno? Gdybyśmy solidarnie sprzeciwili się temu, co się aktualnie w naszym kraju dzieje, skutecznie sparaliżowali jego funkcjonowanie, czy nie skłoniłoby to nikogo do odstąpienia od zmian? To, czego bać się powinna każda władza, to społeczeństwo niezadowolone z obecnego stanu rzeczy. Bo jeśli się nas nie boją, to się z nas śmieją.
Wszystko przewraca się we mnie wewnętrznie, gdy czytam komentarze pełne hejtu w sprawie zmian w prawie pracy dotyczące ciężarnych. Że rzekomo baby nic innego nie robią, tylko dają dupy na prawo i lewo, a potem całe życie na zasiłkach. Wszystko pięknie i ładnie, tyle, że zazwyczaj te wymuszające zasiłki zwyczajnie nie garną się do pracy.
Proceduje się teraz powoli ustawę, podobno obywatelską. By zakazać kobietom usuwania ciąż z nieodwracalnymi wadami płodu. W prostym przekładzie chodzi o to, by z kobiety zrobić inkubator, nie bacząc na jej wolną wolę i stan umysłu, samostanowienie, decydowanie o sobie. uczynienie z niej maszyny do wydawania na świat potomstwa, co do którego wie i ona i cały tabun medyków, że niezdolne jest ono do samodzielnej egzystencji, a jeśli nawet przeżyłoby poród - niechybnie umrze. Powinność kobiety jako rodzicielki, reproduktorki, dawczyni życia (co do tego ostatniego w opisanej wyżej sytuacji mam jednak wątpliwości) tutaj przedkłada się na jej własne prawa. To, co szczególnie mnie uderza to fakt, że w większości mężczyźni wypowiadają się dumnie, jak to oni będą bronić życia poczętego. Zbawiciele płodów nienarodzonych, jeszcze nie abortowanych.
Specjalnie przypominać chyba nie trzeba, że to panowie porzucają najczęściej kobiety dowiadując się o ciąży, nie płacą alimentów na dziecko, nie poczuwają się do uczestniczenia w jego wychowaniu. Czasem tylko z wyrafinowaniem i dumą mówią o swoich dzieciach, często zresztą wybierając sobie akurat to z dzieci z prawego, lewego lub innego łoża, które zaskarbiło jego łaski przez ostatnie lata. Albo przypominają sobie po latach o tym, że mają w ogóle dzieci, oczekują zrozumienia i atencji.
Mówią nam nasi rządzący (panowie w większości), jak mamy żyć. Kiedy mamy robić zakupy, jak mamy się (nie)zabezpieczać przed ciążą, jak mamy zostawać matkami - niezależnie, czy nimi chcemy być czy nie. Mężczyzn się o dzieci nie pyta. A ja zapytam: dlaczego? Wszak dziecko w warunkach naturalnych, poczęte jest z żeńskiej komórki jajowej i plemnika. Czy plemnik nie jest męski? Czy plemnik nie brzmi dumnie? Panów nie rozpytuje się w sondach ulicznych i badaniach opinii publicznej, czy usunęliby płód? Nie pytają o to, ile razy zapłodnili partnerkę, nieprawdaż? Rola ojca, choć z roku na rok raczkująco wychyla się na salony rzeczywistości, nie jest tak popularna i oczywista w kraju nad Wisłą.
Gdyby porównać życie kobiety w Polsce do jakiejś typowej, czysto życiowej sytuacji, to byłoby to zatłoczone metro lub inny środek transportu. Miejsce, gdzie świeżość to towar luksusowy, gdzie ludzi jest zdecydowanie za dużo i każdy narusza przestrzeń osobistą swojego sąsiada. To taka sytuacja, kiedy stojąc w autobusie, metrze lub tramwaju czujesz czyjąś łapę na pośladku, a nie masz możliwości manewru. Albo nagle nie masz portfela i sytuacja jest dokładnie analogiczna: nic z tym nie możesz zrobić. Ale czy aby na pewno? Gdybyśmy solidarnie sprzeciwili się temu, co się aktualnie w naszym kraju dzieje, skutecznie sparaliżowali jego funkcjonowanie, czy nie skłoniłoby to nikogo do odstąpienia od zmian? To, czego bać się powinna każda władza, to społeczeństwo niezadowolone z obecnego stanu rzeczy. Bo jeśli się nas nie boją, to się z nas śmieją.
Brak komentarzy: