Kosmetyczne zakupy z ostatnich tygodni: Wibo, AA, Golden Rose, Planeta Organica
Moje zakupy kosmetyczne chyba jednak staną się minimalistyczne. Gdy patrzę na moją półkę z kosmetykami, czy to pielęgnacyjnymi, czy kolorówką - wiem, że jest ich na tyle dużo, by nie kupować kosmetyków i nie mnożyć zapasów.
Dziś zapraszam na post zakupowy z kosmetykami, które wpadły do mojego koszyka stosunkowo niedawno. Są w większości zamiennikami produktów stosowanych wcześniej, które zdążyłam zużyć.
Odżywka- serum Total Action Eveline 9w1 zastąpiła kultowe już wersje 8w1 oraz diamentową odżywkę tej samej marki. Jak dotąd byłam zadowolona z efektów odżywek od Eveline. Tej używam króciutko, by móc się wypowiadać co do jej działania na moje pazury.
Puder ryżowy od Wibo zakupiłam jeszcze na tej wielkiej promocji w Rossmann. Stanowi alternatywę dla pudru mineralnego, który sama sobie stworzyłam, a który nie do końca spełnił się w swojej roli. Puder ryżowy robi dokładnie to, co ma robić: matuje na długo, bez efektu płaskiego talerza na twarzy. Nie bieli, nie zapycha porów. Dla mnie bomba!
Po tusz AA Wings No-Limit Volume sięgnęłam, gdy tusz od L'Oreal zaczął drażnić moje oczy. Muszę przyznać, że spędziłam masę czasu przed szafami kosmetycznymi, zanim ostatecznie wybrałam ten tusz. Tusze do rzęs to problematyczny dla mnie produkt, bo rzadko który spełnia moje oczekiwania. Nie są one wygórowane: tusz ma nie sklejać rzęs, nie podrażniać mi oczu i nie być odporny na demakijaż. To, czego nienawidzę to po demakijażu wychodzić spod prysznica z dodatkową pandą pod oczami. Tusz ma grubą szczoteczkę, która idealnie rozczesuje moje rzęsy.
Lakiery od Golden Rose od dawna są mi bardzo bliskie. Lubię je za trwałość, dostępność, feerię barw i niską cenę. Pazury pomalowane nimi wyglądają pięknie 5-7 dni bez użycia dodatkowego lakieru. Dodatkowo część lakierów Golden Rose jest sprzedawana w mniejszej buteleczce - co nie dość, że gwarantuje, że zdążę zużyć lakier, zanim zgęstnieje, to jeszcze zajmuje w kosmetyczce mniej miejsca. Ostatnie zakupy to lakiery z linii Ice Color. Maciupeńkie opakowania, w których ukryty jest trwały, mocno napigmentowany lakier. Dla mnie rewelacja!
Ostatnim produktem jest krem do rąk, który kupiłam z polecenia koleżanki Marty. Regeneracyjny krem do rąk Planeta Organica z wyciągiem z oleju z rokitnika doskonale się wchłania, pięknie nawilża i fenomenalnie pachnie. To pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni krem do rąk tej marki.
Jak widzicie nie jest tych kosmetyków dużo. Z miesiąca na miesiąc raczej nie będzie ich drastycznie przybywać. Powody są generalnie dwa: mam sporo kosmetyków, które dostałam i które czekają aż wykończę te aktualnie stosowane, by móc je otworzyć i sprawdzić, jak się u mnie sprawdzają. A drugi powód jest taki, że teraz troszkę moja skóra fiksuje i jeśli będę zmieniać kosmetyki, to najpewniej na mineralne, z mniejszą ilością konserwantów. Ot taki życiowy kaprysek ;)


Brak komentarzy: