Kiedy mniej znaczy więcej - reorganizacja garderoby

Powiem Wam tak - ciuchów to ja mam tyle, że zakryłyby sobą cały odcinek warszawskich bulwarów wiślanych. Na początku lipca, trzy lata temu, przeprowadzałam się w nowe miejsce i do dziś pamiętam żarty co do zawartości worków z moimi ubraniami (niektóre naprawdę były ciężkie, co najmniej jakbym zwłoki transportowała, choć umówmy się, że nie wiem ile ważą zwłoki). Od tamtej pory przeprowadziłam się jeden raz. Ilość moich rzeczy zmniejszyła się, to fakt. Nadal jednak ubrania stanowią bardzo mocną grupę mojego dobytku. Momentami mam ochotę pozbyć się większej ich części. Dlaczego? O tym w dalszej części posta.
żeby nie było - zdjęcie jest z 2017 roku, koszula założona może 3 razy:(



Otwieram szafę i... nie mam się w co ubrać. Jeszcze kilka lat temu moje zakupy ubraniowe były zazwyczaj wypadkową planu i spontanu. W efekcie otrzymałam zawartość szafy z dość przypadkowymi ubraniami, niekoniecznie uniwersalnymi i odpowiednimi na wszystkie okazje. Jestem w posiadaniu kilku sztuk ubrań, których poza przymierzaniem ANI razu nie miałam na sobie.

Zaczęłam w pewnym momencie przygodę z aktywnością fizyczną. Oczywiście w szafie musiały znaleźć się legginsy, bluzy, staniki sportowe i koszulki. Mam pewnie około 10-12 zestawów ubrań, czyli mogłabym spokojnie zabierać nawet codziennie i dopiero po dwóch tygodniach nie miałabym się w co ubrać.

Taką mam pracę, że nie muszę nosić koszuli codziennie. Z jednej strony jest to bardzo wygodne. Z drugiej jednak nie mobilizuje mnie to do powiększania szafy o eleganckie koszule. Gdybym miała teraz pracować w miejscu z dress code, musiałabym pewnie połowę szafy wywalić. Z drugiej strony byłaby to dla mnie większa motywacja do tego, by zrobić porządki. 

Już kilka miesięcy temu zrobiłam częściową reorganizację swojej garderoby. Zrobiłam to w kilku prostych krokach. Standardowo nie jest to odkrycie roku, za które stanę w blasku fleszy, ale... Uczę się całe życie, że najprostsze, najłatwiejsze rozwiązania są tak zwyczajnie najlepsze. 


Do zmiany trzeba dojrzeć.

Jakkolwiek banalnie to nie brzmi - tak w istocie jest również z ubraniami i dodatkami. Przyzwyczajamy się do tego, co nosimy. Jeśli jednak jakieś ubranie kompletnie z niczym się nie kojarzy, a co więcej - jeśli nie pamiętam, kiedy je ostatnio miałam na sobie - jest to sygnał, że może warto dać ubraniu jeszcze jedną szansę lub posłać w świat? Przestałam się łudzić, że sukienka wizytowa, w której ostatni raz byłam na weselu 5 lat temu będzie mi potrzebna. Swoją drogą akurat w ten egzemplarz, który mam na myśli zwyczajnie i po ludzku - no nie zmieszczę się :)

Więcej planu, mniej spontanu 

Wyznaczenie celu ma jedną zaletę: im bardziej ten cel jest realny, tym większa motywacja do jego osiągnięcia. Nie widzę sensu w reorganizacji swojej szafy, jeśli pójdzie za tym zakup kolejnych ciuchów, które zapełnią tą przestrzeń. Wtedy tak naprawdę nie zmienia się nic. Nie o to przecież chodziło! Ze mną jest tak, że odkąd zaczęłam robić takie cykliczne porządki nie kupiłam sobie praktycznie żadnego nowego ubrania. Dostałam za to bluzkę od mamy, a od siostry kombinezon i buty - więc to się nie liczy :) Chociaż przypomniało mi się właśnie, że kupiłam sobie plisowaną spódnicę midi ASOS w lumpeksie za 16 zł. Tak czy inaczej przyjmijmy, że nie kupiłam praktycznie nic. 

Oddaj lub sprzedaj

Postanowiłam sobie, że ubrania, w których nie chodzę, pójdą w świat. Część zasiliła kontener z ubraniami dla osób ubogich oraz wystawiałam kilkakrotnie worki z ubraniami, gdy ogłaszano zbiórki odzieży. Kilkanaście rzeczy wystawiłam i sprzedałam przez popularne portale ogłoszeniowe. Ta pierwsza czynność jest szybka i łatwa. Druga wymaga więcej uwagi i czasu, ale przy dobrej ekspozycji ubrania i sensownej proponowanej cenie, łatwo jest się pozbyć zalegających ciuszków w szafie. Poza tym: zawsze jest to dodatkowy przypływ gotówki. Cóż poradzę, jestem kobietą - lubię pieniądze, a najbardziej lubię swoje pieniądze. 


Odkurzam moją szafę ze zbędnych rzeczy raz na kilka miesięcy. Aktualnie znów robię porządki i ślęczenie nad zawartością mojej szafy bardzo mnie zmotywowało do publikacji notki na ten temat. Znów kilkanaście rzeczy wyląduje na aukcjach, a kilka wrzucę do kontenerów. Wyszedł mi z tego karton ciuchów. Karton! Chomikowanie ubrań nie jest dobre na dłuższą metę. Z szafy wysypują się ciuchy, a gdy potrzebujesz się w coś ubrać, okazuje się, że nie masz w co. Bardzo mnie,mimo mojego czasem bezgustnego podejścia do ubrań, cieszy że mam w szafie sporo luźniejszych bluzek i tunik, które idealnie sprawdzą się w najbliższych miesiącach.


A jak tam Wasze zawartości szaf? Regularnie robicie przeglądy ciuchów, czy też macie skłonność do chomikowania ubrań na "później"? :)

1 komentarz:

  1. Przeglądnięcie szafy od czasu do czasu to super sprawa. Ostatnio po takich porządkach odkryłam, że nie tylko mam mnóstwo rzeczy, jakich nie ubieram, ale i piękne szpilki na platformie, które idealnie będą pasowały do sobotniej weselnej stylizacji :D

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.