DRAMAtyczny tusz od Wibo, milusie stópki i inni, czyli kosmetyki, które zużyłam w marcu!
Marzec za nami, więc czas najwyższy podsumować zeszłomiesięczne zużycia. Tradycyjnie już nadal przewagę mają produkty z pielęgnacji nad kolorówką, co nie oznacza, że się nie maluję ;)
Dziś wyjątkowo zacznę miesięczne denko od kolorówki. Wielkim niewypałem miesiąca - a tak po prawdzie to kilku ostatnich miesięcy - jest tusz do rzęs Volume Drama od Wibo. Zakupiony pod wpływem ogromu pozytywnych opinii na jego temat. Przyznać muszę, że przez pierwsze tygodnie sprawował się poprawnie. Niestety im dalej w las, tym większa DRAMA z tym tuszem. Kruszy się niemiłosiernie, a do tego skleja rzęsy w nieestetyczne pajęcze nóżki. Koniec końców moje spojrzenie było dramatyczne: wygląd pandy murowany. Na plus mogłabym zaliczyć to, że naprawdę jest długotrwały i musiałam się nieźle namachać płatkiem kosmetycznym, by ten produkt z siebie zmyć (a i tak bywały poranki a'la panda). Nie kupię ponownie. Nie polecam. Kupujesz na własną odpowiedzialność.
Absolutnym hitem dla mnie w makijażu oka jest baza pod cienie Stay On od Hean. Kilka lat temu pisałam na blogu recenzję tego produktu i nadal jestem zachwycona. Bardzo możliwe, że nabieranie palcem bazy wprost z opakowania nie należy do najbardziej higienicznej czynności. Ale ale! Ten produkt jest świetnej jakości, o doskonałej wydajności. Jestem skłonna wybaczyć formę opakowania. Cienie trzymają się od ich nałożenia, aż po demakijaż. Powinniście zapytać teraz, gdzie mam kolejne opakowanie tej bazy, skoro tak się nią zachwycam? Testuję teraz stosowanie korektora jako baza pod oczy, stąd też brak kolejnego słoiczka. Powiem Wam w sekrecie: słoik z tamtej recenzji to słoik z dzisiejszego denka. Tak! Tyle czasu zajęło mi wykończenie całego produktu!
Matowa buzia to zasługa pudru ryżowego od Wibo. To już kolejne opakowanie tego pudru, które udało mi się zużyć. Nie podrażnia, ładnie matowi. Jest łatwo dostępny i kosztuje niewiele. Zdecydowanie warty polecenia! Świetnie współgrał ze wszystkimi podkładami. W cieplejsze dni stosowałam jedynie puder nałożony na wypielęgnowaną buzię bez podkładu - naturalny look gwarantowany :)
Nie szczędziłam sobie maseczek i peelingów w ubiegłym miesiącu. Wreszcie udało mi się zużyć płatki pod oczy od Purederm. Trzymane w lodówce dodatkowo niższą temperaturą na tkaninie maseczki pozwalało uzyskać lepszy efekt odświeżenia oka. Wbrew pozorom ilość w opakowaniu nie jest tak łatwa do szybkiego zdenkowania- tym bardziej, jeśli pielęgnację wykonujesz w łazience, a płatki leżą w lodówce :D
Naturalna moc zielonej glinki Be Beauty to maseczka oczyszczająca sprzedawana w dwupaku. Pamiętam, że ładnie pachniała i nie zaschła tak szybko na buzi - a spodziewałam się tego po maseczce na bazie glinki. Nie byłam nią tak zachwycona jak wersją z kwiatem wiśni (różowa).
Kolejny słoiczek Beauty Jar, który udało mi się zużyć to peeling Under Control z olejkiem z drzewa herbacianego. Peeling fajny, choć troszkę się rozwarstwiał - ma lekko olejową formułę. Sprawdził się do złuszczania martwego naskórka na buzi oraz innych wrażliwych miejscach na ciele.
Pozostając w temacie peelingów opróżniłam tubkę peelingu 3 enzymy z serii dermo face od tołpy. Używałam go od końca kwietnia do czerwca oraz teraz po ciąży. Przerwałam stosowanie, bo moja cera w ciąży nie do końca dobrze tolerowała peeling enzymatyczny. Generalnie bardzo dobry produkt, ładnie oczyszczający buzię. Przy regularnym stosowaniu zmniejszył widoczność porów, widocznie oczyścił cerę. Początkowo - bezpośrednio po aplikacji produktu skóra nieco piekła. Poza tym żadnych innych niepokojących odczuć co do niego nie miałam.
O masce regenerującej na tkaninie Be Beauty zbyt wiele napisać nie mogę. Tkanina miła w dotyku, bardzo dobrze nasączona substancjami, które mają cerę zregenerować. Maska nałożona na buzię ładnie przylega. Płyn, którą jest nasączona tkanina nie spływa po twarzy. Po jednokrotnym użyciu ciężko napisać, czy poza odświeżeniem dała cokolwiek więcej. Muszę kupić jeszcze kilka sztuk i poużywać dłużej.
Szampon do włosów z olejem awokado od Nature Box stosowałam w rozcieńczeniu. Dobrze oczyszczał skórę głowy. Nie podrażnił ani nie uczulił. Ładnie pachniał, mocno się pienił. Mył, bo generalnie tego oczekuję od szamponu.
Odżywkę Grow Strong od Fructis stosowałam głównie w metodzie OMO. Gęsta w formule, nie spływała z włosów. Po zastosowaniu zdecydowanie łatwiej rozczesywałam włosy. Zapach przyjemny, taki odświeżający.
Niemalże modliłam się, by kremowy żel pod prysznic Orchidea z Be Beauty się skończył. Bardzo chemiczny zapach, choć przyjemny, niemalże znikał po opłukaniu się wodą. Opakowanie z pompką, która dozowała stanowczo za mało produktu.
Pianka do golenia Venus to produkt, który zagościł u mnie zdaje się w zeszłym roku i od tamtej pory non stop kupuję kolejne opakowania. Pianka jest bardzo wydajna, niewiele kosztuje! Tym razem zużyłam zapach melon&pistacja.
Żel do mycia włosów i ciała Bambino to produkt dla Borówki. Bardzo dobrze się pieni. Nie podrażnił jej skóry, a niewielka jego ilość dodana do wanienki była wystarczająca do kąpieli.
W tym denku znalazły się również produkty do stóp. Pożegnałam się z kremem-dezodorantem marki Eveline. Ostatnie 2 tygodnie zużywałam ten produkt nakładając solidną porcję na noc, a na stopy zakładałam ciepłe skarpetki. Tak naprawdę dopiero wsmarowując dużo większą ilość kremu niż normalnie - odczuwałam przyjemne chłodzenie stóp. Poza tym absolutnie ten krem niczego nie zrobił stopom.
Pozytywnie zaskoczyły mnie za to skarpetki złuszczające Be Beauty. Ze skarpetkami jako takimi miałam kiedyś do czynienia i nieszczególnie byłam zadowolona. A tutaj taka niespodzianka! Śmiesznie chodziło mi się godzinę w skarpetkach foliowych z płynem. Przez pierwsze 2 dni złuszczenie kompletnie nie ruszyło o zaczynałam powoli myśleć, że znów niepotrzebnie wydałam pieniądze na środek, który nie zadziała. Dnia trzeciego zaczęło się złuszczanie i powiem szczerze, że efekt złuszczający w mojej ocenie jest rewelacyjny. Wiadomo, że wszystko zależy m.in. od tego, ile zrogowaciałego naskórka chcemy się pozbyć, etc. Niemniej jednak u mnie skarpetki wygładziły to co trzeba!
Całkiem obfity w kosmetyczne zużycia był marzec. A co przyniesie kwiecień? O tym już za miesiąc w kolejnym denkowym wpisie!
Nie szczędziłam sobie maseczek i peelingów w ubiegłym miesiącu. Wreszcie udało mi się zużyć płatki pod oczy od Purederm. Trzymane w lodówce dodatkowo niższą temperaturą na tkaninie maseczki pozwalało uzyskać lepszy efekt odświeżenia oka. Wbrew pozorom ilość w opakowaniu nie jest tak łatwa do szybkiego zdenkowania- tym bardziej, jeśli pielęgnację wykonujesz w łazience, a płatki leżą w lodówce :D
Naturalna moc zielonej glinki Be Beauty to maseczka oczyszczająca sprzedawana w dwupaku. Pamiętam, że ładnie pachniała i nie zaschła tak szybko na buzi - a spodziewałam się tego po maseczce na bazie glinki. Nie byłam nią tak zachwycona jak wersją z kwiatem wiśni (różowa).
Kolejny słoiczek Beauty Jar, który udało mi się zużyć to peeling Under Control z olejkiem z drzewa herbacianego. Peeling fajny, choć troszkę się rozwarstwiał - ma lekko olejową formułę. Sprawdził się do złuszczania martwego naskórka na buzi oraz innych wrażliwych miejscach na ciele.
Pozostając w temacie peelingów opróżniłam tubkę peelingu 3 enzymy z serii dermo face od tołpy. Używałam go od końca kwietnia do czerwca oraz teraz po ciąży. Przerwałam stosowanie, bo moja cera w ciąży nie do końca dobrze tolerowała peeling enzymatyczny. Generalnie bardzo dobry produkt, ładnie oczyszczający buzię. Przy regularnym stosowaniu zmniejszył widoczność porów, widocznie oczyścił cerę. Początkowo - bezpośrednio po aplikacji produktu skóra nieco piekła. Poza tym żadnych innych niepokojących odczuć co do niego nie miałam.
O masce regenerującej na tkaninie Be Beauty zbyt wiele napisać nie mogę. Tkanina miła w dotyku, bardzo dobrze nasączona substancjami, które mają cerę zregenerować. Maska nałożona na buzię ładnie przylega. Płyn, którą jest nasączona tkanina nie spływa po twarzy. Po jednokrotnym użyciu ciężko napisać, czy poza odświeżeniem dała cokolwiek więcej. Muszę kupić jeszcze kilka sztuk i poużywać dłużej.
Szampon do włosów z olejem awokado od Nature Box stosowałam w rozcieńczeniu. Dobrze oczyszczał skórę głowy. Nie podrażnił ani nie uczulił. Ładnie pachniał, mocno się pienił. Mył, bo generalnie tego oczekuję od szamponu.
Odżywkę Grow Strong od Fructis stosowałam głównie w metodzie OMO. Gęsta w formule, nie spływała z włosów. Po zastosowaniu zdecydowanie łatwiej rozczesywałam włosy. Zapach przyjemny, taki odświeżający.
Niemalże modliłam się, by kremowy żel pod prysznic Orchidea z Be Beauty się skończył. Bardzo chemiczny zapach, choć przyjemny, niemalże znikał po opłukaniu się wodą. Opakowanie z pompką, która dozowała stanowczo za mało produktu.
Pianka do golenia Venus to produkt, który zagościł u mnie zdaje się w zeszłym roku i od tamtej pory non stop kupuję kolejne opakowania. Pianka jest bardzo wydajna, niewiele kosztuje! Tym razem zużyłam zapach melon&pistacja.
Żel do mycia włosów i ciała Bambino to produkt dla Borówki. Bardzo dobrze się pieni. Nie podrażnił jej skóry, a niewielka jego ilość dodana do wanienki była wystarczająca do kąpieli.
W tym denku znalazły się również produkty do stóp. Pożegnałam się z kremem-dezodorantem marki Eveline. Ostatnie 2 tygodnie zużywałam ten produkt nakładając solidną porcję na noc, a na stopy zakładałam ciepłe skarpetki. Tak naprawdę dopiero wsmarowując dużo większą ilość kremu niż normalnie - odczuwałam przyjemne chłodzenie stóp. Poza tym absolutnie ten krem niczego nie zrobił stopom.
Pozytywnie zaskoczyły mnie za to skarpetki złuszczające Be Beauty. Ze skarpetkami jako takimi miałam kiedyś do czynienia i nieszczególnie byłam zadowolona. A tutaj taka niespodzianka! Śmiesznie chodziło mi się godzinę w skarpetkach foliowych z płynem. Przez pierwsze 2 dni złuszczenie kompletnie nie ruszyło o zaczynałam powoli myśleć, że znów niepotrzebnie wydałam pieniądze na środek, który nie zadziała. Dnia trzeciego zaczęło się złuszczanie i powiem szczerze, że efekt złuszczający w mojej ocenie jest rewelacyjny. Wiadomo, że wszystko zależy m.in. od tego, ile zrogowaciałego naskórka chcemy się pozbyć, etc. Niemniej jednak u mnie skarpetki wygładziły to co trzeba!
Całkiem obfity w kosmetyczne zużycia był marzec. A co przyniesie kwiecień? O tym już za miesiąc w kolejnym denkowym wpisie!
Ja też mam teraz ten szampon z awokado i też uważam, że jest dobry :-)
OdpowiedzUsuń