Mam alergię na biadolenie
Niewiele rzeczy ostatnimi czasy może wytrącić mnie z równowagi. Ale jeśli już coś sprawia, że wychodzę z siebie i staję obok to jest to właśnie ludzkie biadolenie. Bonusowo dorzucam jeszcze to, że alergię mam również na ludzi, którzy zamiast robić to, co robić mają, nie robią nic. Myślę, że mój poziom irytacji osiąga taki sam level expert.
Nie cierpię, nienawidzę i nie toleruję jojczenia i jęczenia ludzkiego. Sama wychodzę z założenia, że życie jest przewrotne i wbrew pozorom niewiele możemy zaplanować od A do Z. Nic tak nie podnosi mi ciśnienia niż takie biadolenie. Biadolenie - za słownikiem wyrazów bliskoznacznych - oznacza "marudzić;mieć pretensje;narzekać;skarżyć się;utyskiwać;żalić się". Nasze społeczeństwo jest wręcz mistrzem w biadoleniu.
Bo wbrew pozorom to, że ktoś zapytuje, jak idą pewne sprawy, nie daje mu furtki do wyrażania własnej litanii pod chwytliwym jakże tytułem :O jezu, jezu, jak ty to ogarniesz? Ale Jezuska to Ty w to nie mieszaj!
No wyobraźmy sobie, że ludzie mają różne sytuacje życiowe. Jedni tracą pracę z dnia na dzień, inni dach nad głową, a jeszcze inni zapadają na nieuleczalne choroby. Czy komukolwiek pomaga biadolenie i jojczenie o tym, w jakiej to sytuacji kto się obecnie znalazł? No nie wydaje mi się. Nikt nikomu naprawdę nie musi przypominać po raz setny, że rzeczywistość wygląda tak jak wygląda. To wszystko doprowadza do sytuacji, kiedy zwyczajnie gdy ktoś pyta, co słychać, odpowiadasz Spoko, co i tak często uruchamia machinę biadolenie.
I nie, biadolenie to nie jest zamartwianie się. Biadolenie to taka cecha ludzka, gdzie człowiek nie może nie powstrzymać się, by nie przypomnieć o tym, że ma własne zdanie na dany temat i dodatkowo cię jeszcze wkurwi. Od ludzi, którzy wiecznie marudzą uciekam w popłochu lub staram się minimalizować swój kontakt z nimi. Wiecie - żeby ta zła energia, która od nich bije nie przechodziła w moją stronę. To primo. A secundo, że nie lubię się wkurzać. Biadolenie naprawdę nie służy niczemu dobremu.
Jest taka szalona, bardzo negatywna tendencja w naszym społeczeństwie, by biadolić ile się da. Gdy mówisz, że wszystko u Ciebie dobrze - z reguły znajdzie się ktoś kto nie dowierza i musi - bo trzymać języka za zębami nie potrafi - stwierdzić, że zaraz coś się posypie. Prawdziwą radochą i gratką wręcz jest sytuacja, kiedy nie jest u Ciebie dobrze - wtedy niemalże spływa na Ciebie cała fala biadolenia, ględzenia i marudzenia, że stan rzeczy jest jaki jest, dlaczego taki jest i dlaczego mógłby być inny, gdyby tylko posłuchać dobrych rad. Szczególnie tych dobrych rad, które są jak kac i których wcale nie oczekujemy.
Jest taka szalona, bardzo negatywna tendencja w naszym społeczeństwie, by biadolić ile się da. Gdy mówisz, że wszystko u Ciebie dobrze - z reguły znajdzie się ktoś kto nie dowierza i musi - bo trzymać języka za zębami nie potrafi - stwierdzić, że zaraz coś się posypie. Prawdziwą radochą i gratką wręcz jest sytuacja, kiedy nie jest u Ciebie dobrze - wtedy niemalże spływa na Ciebie cała fala biadolenia, ględzenia i marudzenia, że stan rzeczy jest jaki jest, dlaczego taki jest i dlaczego mógłby być inny, gdyby tylko posłuchać dobrych rad. Szczególnie tych dobrych rad, które są jak kac i których wcale nie oczekujemy.
Ale ale, nie zapominam o tym, że na równi z biadoleniem denerwuje mnie nic nierobienie. Jeśli jeszcze ktoś coś robi pro bono, za free, charytatywnie - to spoko. Ale jeśli komuś za coś płacisz, lub jeśli ktoś otrzyma zapłatę w wyniku swojego działania, a nie robi nic - tak tak, wkurw level expert. Jest wiele obszarów życia, w których lepszym rozwiązaniem jest zaufać komuś, kto poprowadzi cię jak dziecko we mgle i załatwi to, co ma załatwić. To jednakże temat na osobny wpis, który zresztą przygotowałam, a który traktował o nieudolności naszego pierwszego doradcy podczas procesu zakupu własnego wymarzonego domu.
W analogicznej konwencji utrzymane są jeszcze inne wpisy na tym blogu. Pokolenie narzekaczy to post sprzed 5-ciu lat, z 2014 roku. Traktuje raczej o tendencji współczesnego młodego człowieka do ogromnej napompowanej ambicji, która musi iść w parze z górą siana. Rozwój, samorozwój i niedorozwój to dość świeży tekst z lutego, w którym rozprawiłam się ze stwierdzeniem, że samorozwój nie istnieje. Zachęcam do poczytania i komentowania :)
W analogicznej konwencji utrzymane są jeszcze inne wpisy na tym blogu. Pokolenie narzekaczy to post sprzed 5-ciu lat, z 2014 roku. Traktuje raczej o tendencji współczesnego młodego człowieka do ogromnej napompowanej ambicji, która musi iść w parze z górą siana. Rozwój, samorozwój i niedorozwój to dość świeży tekst z lutego, w którym rozprawiłam się ze stwierdzeniem, że samorozwój nie istnieje. Zachęcam do poczytania i komentowania :)
Ale bez sensu jest ten post, i jeszcze czcionka za mała, i temat jakby nudny, i Wogle. Mnóstwo Wogli.
OdpowiedzUsuńTak że tego, ten...
;)