Denko czerwiec_21

08 lipca

Czerwcowe denko to nadal w przeważającej części produkty pielęgnacyjne. Wbrew pozorom nie tak łatwo zużywa się kolorówkę. Nadal stoję na stanowisku, by maksymalizować zużycie zapasów kosmetycznych. Nie żyjcie jednak złudzeniami, że skoro tak uparcie wygrzebuję się z zachomikowanych zapasów kosmetyków, to niczego nie kupuję. Nic bardziej mylnego! Kupuję, ale wyłącznie to, co jest mi potrzebne w codziennej pielęgnacji lub makijażu. 

Tymczasem jednak zajmijmy się zużyciami ubiegłego miesiąca, bo troszkę się tego znów nazbierało! 



Na pierwszy ogień pielęgnacja pod prysznicem. Do mycia bardzo fajnie sprawdzały się wszystkie żele. Męski Palmolive o przyjemnym zapachu świeżości, morelkowy Bambino i brzoskwiniowy od Le Petit Marseiliais. Do produktów z Onlybio podchodzę z rezerwą. Gdy je kupowałam był na nie wielki hype, wszędzie na grupach włosowych pojawiały się recenzje kosmetyków. Odżywka humektantowa Onlybio była bardzo przyjemna do stosowania. Do szamponu balansującego musiałam przyzwyczaić skórę głowy i nie do końca to jest coś czego oczekuję. Miałam wrażenie niedomytych włosów, o skróconej świeżości. Nie wrócę do niego. Szampon Shauma kupiłam kiedyś awaryjnie i to taki typowy drogeryjny szampon po którym moje włosy wyglądają dobrze. Stosowałam średnio raz w tygodniu, więc zużycie go też stanowiło nie lada wyzwanie. 

Złote mydło z Eo Laboratorie stosowałam i do włosów i do ciała. Przyjemny, wydajny produkt o lejącej konsystencji. Maseczkę algową Nacomi otrzymałam kiedyś jako gratis do jakichś zakupów. Kompletnie nie umiałam sobie z nią poradzić - postępując zgodnie z instrukcją producenta mieszałam ją z wodą o ustalonej temperaturze i zawsze robiły się grudki. Słabo się zdejmowało maseczkę, trzeba było domywać skórę. Źle mi się pracowało z tą maseczką, dawałam jej wiele szans i ostatecznie wyrzucam. Białą glinkę Fitokosmetik nawet nie pamiętam kiedy kupiłam. Na pewno ma kilka lat. Bardzo wydajny produkt. Stosowałam przeważnie do twarzy, rozrabiając z hydrolatem i kilkoma kroplami jakiegoś oleju. Sporadycznie była dodatkiem do szamponu. 

Hydrolat z kwiatów lipy od Ecospa był w mojej codziennej rutynie. Nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji bez hydrolatów. Wcierka do skóry głowy od Sattva z lukrecją i anyżem umilała mi masaże skóry głowy. Nie zauważyłam jakiejś diametralnej zmiany w kondycji włosów, ale chętnie sięgnę po nią ponownie. Pianka myjąca od Nacomi to moje ostatnie odkrycie. Ładnie domywa, nie przesusza skóry. Zapach słodki, ale nie jest uciążliwy. Żel-krem od Ole Henriksen to bohater wcześniejszego wpisu. Serum regenerujące od Basiclab to fajny kosmetyk o mlecznej konsystencji, który ma wspomóc cerę w odnowie. Cera jest pięknie ukojona. Jedyne co mnie drażniło to zapach Zapach jest dość specyficzny i nie umiem go porównać z niczym mi znanym, ale mnie osobiście mocno przeszkadzał i wiem, że gdy znów będę robić zakupy w Basiclab, prędzej sięgnę po trehalozę niżeli po to serum. 



Tu przechodzimy do kolorówki, z którą się rozstaję. Pomadę do brwi z Wibo lubiłam. Dobrze się nią pracuje. Odłożyłam ją na jakiś czas i klasycznie jak to bywa w tego typu produktach, bez jakiegoś cudaka a'la Duraline nie ma szans na to, by kosmetyk odzyskał dawną konsystencję. Kredka do oczu z Sensique ani nie za miękka, ani nie za twarda. Od dłuższego czas nie stosuję kredek w makijażu oka. Pomadki z Catrice wyrzucam, bo mam je już bardzo długo i szczerze mówiąc bałabym się ich używać. Byłam z nich bardzo zadowolona - nie rozmywały się, były dość trwałe, kremowe, zapewniające połysk na ustach. Podobnież z pomadką matową So chic! Mam ją kilka lat, fajna trwałość, formuła zastygająca, ale jednak czas przydatności kosmetyków się skończył. 


Kolejne sporawe denko za mną. Kolejne produkty do pielęgnacji lub makijażu już czają się, by zagościć w kolejnych odsłonach tegorocznego denka. Do następnego! 

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.