Denko_październik_21

20 grudnia

 Obiecywałam, że denko pojawi się jeszcze przed końcem roku. No to jest ;)

Tym razem na tapecie zużycia kosmetyczne minionego października. Tym razem pojawi się nie tylko pielęgnacja, ale co nieco z kolorówki również udało mi się zdenkować. Ostrzegam - tym razem więcej produktów jest na NIE. 


Żele do mycia twarzy z tołpy generalnie lubię. Żel micelarny z olejem z lnu jest bardzo delikatny. Mocno lejąca formuła niestety sprawia, że produkt nie jest wydajny. Za to orzeźwiający żel peelingujący zdecydowanie nie jest produktem, po który sięgałam często. To naprawdę mocny zdzierak i w mojej ocenie nie nadaje się dla cery wrażliwej. 


Zużyłam również hydrolat malinowy z Ecospa i próbeczkę żelu oczyszczającego do twarzy z Basiclab. Żel łagodnie, aczkolwiek skutecznie oczyścił skórę z pozostałości po demakijażu, nie przesuszył skóry. Krem z linii Normacne od Dermedic przyzwoicie się wchłania, nie zostawia tłustego filmu.

Podkład Perfect Stay od Astora w odcieniu 102 był trochę za ciemny, natomiast o dziwo po przypudrowaniu nie widać było tej różnicy. Bardzo przyzwoicie zachowywał się na skórze i już ta jedna aplikacja zachęciła mnie do ewentualnego zakupu. Za to zupełnie inne odczucie mam po Teint Ideal od Vichy. Odcien 25 kompletnie niedopasowany do jasnych karnacji Polek. Przypudrowany też zachowywał się nieźle, natomiast mając do wyboru tańsze podkłady o dużo lepszej trwałości i efekcie na skórze - naturalnym jest, że po niego nie sięgnę. Udało mi się skończyć podkład Max Factor Facefinity w odcieniu light ivory. To bardzo wydajny kosmetyk, o dość gęstej formule. Przykrywa niedoskonałości, nie gromadzi się nadmiernie w zmarszczkach mimicznych. Nie migruje, ściera się przyzwoicie. Ładnie wygląda przez cały dzień. 

Pianka do golenia Venus w sumie od kilku lat non stop towarzyszy mi w pielęgnacji. Bardzo wydajna, łatwo dostępn i tania. O dziwo antyperspirant Dove się u mnie sprawdził bardzo dobrze. Żel oczyszczający Soraya mania oczyszczania był poprawny, ale znam wiele lepszych produktów (swoją drogą mam jeszcze kilka opakowań do zużycia i choć nie jest to mój faworyt pielęgnacyjny, to i tak je zużyję). 

Stymulujący szampon na porost włosów Botanic to ten typ produktu, który uświadcza mnie w przekonaniu, że moim włosom nie jest po drodze z produktami "naturalnymi". Swędziała mnie po nim skóra głowy tak niemiłosiernie, że ciężko to nawet opisać.  Szampon L'Oreal z biotyną, któy był prezentem do jakiegoś zamówienia był w idealnej pojemności. Takiej akurat, by przypomnieć sobie działanie takich szamponów. Mogłam po nim nie zastosować odżywki, a włosy wyglądały dobrze. Papaya hairfood trochę mnie rozczarowała. Moje kapryśne włosy nie odczuły spektakularnego działania tego produktu. Mgiełkę z Gliss kupiłam w zastępstwie uprzednio stosowanej mgiełki z Tresemme. Niestety Gliss to Gliss i nie widziałam różnicy w kondycji włosów gdy jej używałam i gdy zapomniałam popryskać włosy. Zdenkowaliśmy również kolejne opakowanie czarnego mydła Agafii - ten kosmetyk jest stałym bywalcem mojej łazienki od ponad 7 lat. 


Efekt końcowy jest taki, że znów zużyłam bardzo dużo plastiku. Do większości bohaterów dzisiejszego wpisu nie wrócę, bo nie spełniały moich oczekiwań. Może to też kwestia jakiegoś przesilenia jesiennego lub fazy księżyca. Jedno jest pewne: życie jest za krótkie, by stosować słabe produkty. 


Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.