Czego było za dużo, czego za mało, a czego w sam raz?

Gdzieś na Instagramie w końcówce grudnia mignęły mi tego typu podsumowania minionego roku.

Ujęło mnie to odmienne spojrzenie na to, co uczyniliśmy (lub nie) przez ostatnie 365 dni. Fajnie było odbyć z samą monolog o tym, co w tym roku wyszło dobrze, a gdzie jeszcze można coś poprawić. Karcić siebie nie zamierzam za to, że nie dokonałam zmian, których dokonać chciałam. Wyniosłam z tych przemyśleń lekcję i spojrzawszy na niedociągnięcia czuję się dobrze, gdy myślę, że ten rok będzie mniej obfitujący w niedokonane zmiany.

Czego więc było za dużo, czego za mało, a czego było wystarczająco? 

Za dużo było mówienia o zmianach i planach. Za mało zaś było takich działań, które rzeczywiście mają doprowadzić do tych zmian. Wychodzi więc na to, że poza słodkim pierdololo niewiele zrobiłam w minionym roku.

W sam raz było zmian dokonanych w zakresie pielęgnacji i o tym powstanie osobny, krótki wpis. 

Zawodowo za dużo było wulgaryzmów. Serio. Nikt nie spodziewa się, że ja klnę. Praca z ludźmi i gaszenie pożarów potrafi dać popalić. Co do wulgaryzmów to mój mąż, gdy słyszy że przeklinam wie, że jestem już na granicy, tej ultra-cienkiej granicy moich nerwów.

Prywatnie za dużo było nerwów i zmęczenia. Próbowałam łapać kilka srok za ogon i nikt na tym nie zyskał, a wręcz mam wrażenie, że negatywnie to wpłynęło na rodzicielstwo bliskości. Za mało zaś było czasu skupionego wyłącznie na dziecku. 

Zdrowotnie źle nie było, chociaż katar i inne dziecięce choroby na dobre zadomowiły się u nas w minionym roku. 

Za mało było też pieniędzy, albo ujmę to inaczej: było ich tyle samo na koniec roku, ile na początku. Koszty życia niestety wzrosły, co chyba każdy obserwuje po swoich paragonach grozy, więc koniec końców odczucie skurczonego budżetu towarzyszyło mi do końca roku.

Za mało było aktywności i zadbania o samą siebie - o czas WYŁĄCZNIE dla mnie. Wbrew pozorom pierwsze dwa lata rodzicielstwa żyłam w takiej bańce, w której uważałam za krzywdzące robienie rzeczy bez udziału mojego dziecka. Komuś kto nie jest matką lub jest nią od bardzo dawna może się to wydawać niedorzeczne lub śmieszne. Ma prawo do takiej opinii tak, jak ja miałam prawo czuć się tak jak się czułam. Rozpracowałam to sobie i zmieniłam sposób postrzegania tego, co jest dla mnie dobre. Dzięki temu wiem, że czas dla mnie samej jest tak samo wartościowy i bardzo potrzebny, jak czas z rodziną. 

Życie jest zmianą. Jest za krótkie, by się dąsać. Za wartościowe, by nosić brzydkie gacie. Chcąc coś zmienić, trzeba robić wszystko, by tej zmiany dokonać - samo mówienie o niej mogę uznać za wstęp do zmiany. Zmiana napędza działanie, a działanie napędza zmianę. 

Mam jeden, skonkretyzowany cel na najbliższy czas: wrócić do bycia aktywną osobą. Mamy 7 dzień stycznia, a póki co 'jestem w gazie' w tym temacie. Oby dalsza część roku szła mi tak dobrze, jak teraz!


Ciekawa jestem, czy dla Was początek roku to też taki okres podsumowań i planowania całego roku? 



Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.