Przyjaźń damsko-męska, czyli przyczajony tygrys, ukryty smok.

Proszę Państwa,
odłóżmy na bok te zawoalowane uprzejmości podszyte nieprawdziwą przyjaźnią i powiedzmy to sobie szczerze: przyjaźń między mężczyzną a kobietą, którzy ze sobą (już) nie są zwyczajnie nie istnieje. Pewnie z tego miejsca kilka osób strzeli focha, który rozbryźnie się na ścianie bańki, w której żyję. No cóż...Taka jest prawda. Należy pamiętać też, że ewentualne wyjątki od tej reguły są dowodem na potwierdzenie tezy*.


Mniej więcej pięć lat temu, gdy ten blog raczkował (nie żeby teraz nie raczkował, ale to szczegół) pisałam, że istnieje płynne przejście między przyjaźnią a miłością. W tę stronę transformacja ma szansę bytu i jest nawet namacalna. Wiele par pytanych o to, kto jest ich przyjacielem wskazuje partnera właśnie jako personę, której powierza lwią część sekretów i grzechów. Dirty little secrets, które mogą dyskredytować nas w oczach naszych połówek zarezerwujemy dla uszu innych przyjaciół. Bo nie jest nigdzie powiedziane, że przyjaciel to ma być jeden jedyny i na całe życie. Życie nas zmienia, ewoluujemy, rozwijamy się, czasem uwsteczniamy. Wszystko się zmienia - nasze otoczenie i ludzie wśród nas również. A o przyjaciół ciężko. 

Przyjaciół mężczyzn to ze świecą trzeba szukać. Ale tylko tych prawdziwych. Reszta, ta od przemożnej chęci zaliczenia kręci się na babskiej orbicie całe życie. Odkąd zaczynają ci rosnąć cycki, pewnie aż do chwili, gdy zaczną wisieć gdzieś w okolicy kolan. Serio. Zauważmy, że zawsze w otoczeniu jest przynajmniej jeden facet, który służy kobiecie swoim ramieniem i pomocą w każdej, nawet nadrobniejszej sprawie. Zazwyczaj też sam sobie strzela w kolano i swoim zachowaniem wpada w szufladkę przyjaciela. A specjaliści od uwodzenia ze mną na czele (ale szkoleń nie prowadzę i hajsów z tego nie mam - ewentualnie satysfakcję, że od tylu lat pomagam ludziom za frajer stawać się lepszą wersją siebie) mówią wszyscy jednym głosem: jeśli chcesz od drugiego człowieka czegokolwiek to mu to powiedz bez udawania małpy w cyrku. To naprawdę jest tak proste. Zawsze najprostsze rozwiązania dają najlepsze efekty, a sprawiają przy tym największy problem w realizacji. Kręci się facet i kręci dniami, miesiącami lub latami. Odgrywa taki teatrzyk w życiu niewiasty, a potem jest płacz i lament, bo on chce czegoś więcej, a ona go jak brata traktuje. No litości, ludzie kochani. Albo ciastko, albo kebab - ewentualnie ciastko po kebabie, o ile jednym się nie najada.  

Można się kolegować po związku, oczywiście. Można nawet mówić o przyjaźni. Można nawet w nią wierzyć. Wszystko jest spoko, dopóki obydwu stronom wydaje się, że mają spójny tor prowadzenia tej znajomości. Demotywator, który widać wyżej naprawdę dość dobitnie i prawdziwie pokazuje, jak czasem bywa. Jedna strona odczuwa tylko i wyłącznie relację na płaszczyźnie przyjaźni; druga - czeka na moment, by wyskoczyć w samych gaciach z neonem Take me, take me now. Albo i bez gaci. Taki przyczajony tygrys, ukryty smok. Nie każdego nazwiesz swoim przyjacielem. To przywilej zarezerwowany dla nielicznych. Jeśli ja kogoś ośmielam się nazywać moim przyjacielem oznacza to, że w mojej ocenie zasługuje na moje zaufanie i pakiet lojalności. Wiadomo, że w życiu różnie bywa i czasem jest też nieprzyjemnie i niemiło. Przyjaciel to ktoś, kto wysłucha co masz do powiedzenia, czasem cię zruga, czasem przytuli, a czasem postawi kieliszek naładowany bąbelkami, bo tylko z alko można przełknąć ciężką życiową prawdę: że czasem jest naprawdę do dupy. Przyjaciel to ktoś, kto nie cieszy się z twoich porażek i kto nie dopieprzy ci przykrościami ponad to, co już od życia dostajesz. Tak naprawdę każdego dnia uczymy się, kto zasługuje na miano przyjaciela, a kogo lepiej sobie odpuścić. 
Czasem zastanawiam się, czy my kobiety nie widzimy, że otaczamy się fałszywymi przyjaciółmi czy robimy to z premedytacją? Bawi nas manipulowanie uczuciami drugiego człowieka, czy zaspokajamy własne ego? Jesteśmy głupiutkie, czy tylko takie udajemy?

Nie zachęcam teraz, żeby inwigilować i wilkiem patrzeć na swoich przyjaciół, nawet wśród byłych czy niedoszłych facetów. Być może wam też trafiły się wyjątkowe egzemplarze i wyjątkowe relacje, że na takim gruncie na jakim umarła namiętność i intymność, wyrosło coś na kształt przyjaźni. Ważne, żeby być spójnym ze sobą i by to co urosło nie śmierdziało i nie zdechło. Przepraszam za smrodliwe słowa, ale jechałam dziś 500 z babuszką, od której wiało jajkami, kurami i krowim łajnem. Wiem jak pachnie krowia kupa, wszak ze wsi jestem. A tutaj stolyca. Targówek. Wieś tańczy i śpiewa. Ona wysiadła - autobus rozwoził aromaty dalej. Village noir przy sobocie.     

*Swoją drogą wyjątki znam aż trzy. Mało? Dużo? Chyba w sam raz :)


Jedno jest pewne: przyjaciół poznaje się w biedzie. 


Pozdrawiam 
Paulina M

1 komentarz:

  1. Hmm są też różne typy przyjaźni. Zarówno mój chłopak jest moim przyjacielem, ale mam również takiego, który kijem by mnie nie tkną a kochamy się jak rodzeństwo :) Wierzę w taką przyjaźń, ale też wiem, że może ona się przerodzić w uczucie :D
    A słowa nie takie smrodliwe, tylko trochę kurami zalatuje :p

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.