Jestem słoikiem i mnie to cieszy

Nie ja jedna zauważam, że kąśliwe docinki o tym, że nareszcie "słoiki" opuszczają stolicę, przybierają na sile akurat w okresie świątecznym. Generalnie lata mi to, zwisa i powiewa. Ale...mogliby sobie warszawiacy nieco zluzować. 

"Słoikiem" jest każdy, kto ze stolicy nie pochodzi. Niby "słoik" to nie łatka, a status społeczny. Człowiek, o którym jeden czy drugi, rodowity (albo nie) warszawiak zakrzyknie per "słoik" to w ich ocenie ktoś, kto tu pracuje i żyje, często gęsto płaci tutaj podatki (o czym rodowici zdali się zapomnieć lub wyprzeć to z umysłów). To prezesi, korposzczurki, pracownicy fizyczni i umysłowi- jednym słowem wszyscy, którzy wraz z nadejściem piątków i świąt wszelakich opuszczają to miasto. Jadą do siebie. Na wieś. Albo do mniejszego miasta. Ale umówmy się: każdy zna "warszawiaka", co to wsią określa wszystko, co poza granicami miasta stołecznego Warszawy jest. To czy krzywdzący jest to opis, czy nie - to już kwestia indywidualna. 
źródło

"Słoikom" zarzuca się, że blokują rodowitym mieszkańcom miejsca pracy, mieszkania, a pewnie i powietrze. Niejednokrotnie jednak taki "słoik" nie dość, że zna miasto lepiej i wie o jego historii dużo więcej, wspina się po szczeblach kariery zawodowej szybciej i efektywniej i bardziej szanuje to, co ma. Może dlatego, że sam sobie "słoik" musiał zapracować. Bo miał gorszy start. Nie ma mieszkania z dziada, pradziada albo kupionego przez rodziców. Mieszka w miejscu, gdzie wynajem mieszkania 2-pokojowego to koszt lekko 2 tys. polskich złotych. A mama i tata nie zawsze mogą pomóc. Ci krzykacze, co to im nie pasuje, że ktoś kto się w Warszawie nie wychował, pracuje na wyższym od nich stanowisku- wam mogę powiedzieć tylko jedno: Każdy ma to, na co sobie zapracował. Nie studiuje to to, bo mu/jej się nie chce. Do pracy za dychę netto szkoda wstawać przed południem. 
Hah, przypomniałam sobie coś... Jeszcze w czasach, gdy bardzo aktywnie rekrutowałam, najbardziej problematyczną grupą byli właśnie ludzie, których rodzice osiedlili się w Warszawie jakiś czas temu.
Wykształcenia to nie ma, doświadczenie chyba tylko w melanżu. Zarobki preferowane? 3-4 tys zł. Życiorysu napisać nie umie, podaje do siebie "mejla", na umówione spotkanie nie przychodzi, bo i tak ma pracę w poważaniu.  
Człowiek tak sobie słucha i czyta i dochodzi do wniosku, że ludziom się poprzewracało tu i ówdzie. Gdybym ja, ten wstrętny "słoik" co sabotuje "warszawiakom" szanse rozwoju, wrzucała ich wszystkich do jednego wora - nie miałabym wśród znajomych ludzi, których przodkowie odbudowywali to miasto kilkakrotnie. Ale nie wrzucam. Mogłabym w takich kategoriach oceniać każdego człowieka, o którym dowiem się, że jest rodowitym. Ale tego nie robię. Jedyne co widze, to parszywe i głodne kawałki rzucane mimochodem jak kłody pod nogi. 
Bo myślą, że są zabawni. 
Nie są. 



Poza opustoszałym i nieco wymarłym miastem, stolica może poszczycić się faktem, że próżno szukać wtedy korków. Są za to: imprezowicze niskiej kategorii. Dziś już od rana meneliada i warszawska patologia celebrowała nadchodzące święta. Piwko z rańca w parku? Czemu nie! Wódeczka w autobusie w południe? Chętnie! Zbieranie własnych wymiocin z chodnika późnym popołudniem? Normalka. Podróżowanie przez miasto naćpanym tak, że mnie, jako osobie postronnej aż się robi przykro na takie widoki? Żadna nowość. Czyżby? Bo dla mnie, słoika który wyjeżdża dopiero jutro, taka rzeczywistość prezentuje się w sposób godny pożałowania. W każde święta niezależnie od dzielnicy tak właśnie się dzieje. Być może tak świat wygląda tutaj codziennie, albo w każdy weekend. Zwyczajnie zagęszczenie ludzi na metr kwadratowy się zmieniło i oto co wyszło. 


Mimo, że uwielbiam to miasto, cieszę się na myśl spędzenia świąt w rodzinnym gronie w miejscu, gdzie czas nieco zwalnia. Tam można osiągnąć inny poziom relaksu i odpoczynku (poza kręceniem mazurka i myciem okien rzecz jasna). 




Pozdrawiam 
Paulina M

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.