Kosmetyczni ulubieńcy ostatnich miesięcy

18 grudnia
Nie będę zbyt odkrywcza pisząc, że lubię romanse. Z niektórymi egzemplarzami nie rozstaję się od wielu wielu miesięcy. Czasem zdarzy się jakiś nieprzyjemny incydent, ale zazwyczaj szybko znajdujemy nić porozumienia i koegzystujemy radośnie. Razem. Mowa rzecz jasna o kosmetykach, bez których moje ciało i dusza byłyby uboższe, a ja pewnie mniej uśmiechnięta. Zapraszam na kosmetycznych ulubieńców ostatnich miesięcy! Końcówka roku to zawsze czas porządków i podsumowań. U mnie na tapecie zawsze są jakieś mazidła :)



W bieżącym miesiącu, tak jak i przez resztę mijającego roku niezmiennym kompanem każdego poranka był, jest i mam nadzieję nadal pozostanie naturalny krem oliwkowy Ziaja. Plastikowy dość solidny słój stoi dumnie w łazience. Być może słoiczki niektórym mogą nie odpowiadać. Nakładanie kremu palcami uprzednio wepchniętymi z impetem do słoika, by zawartość wydobyć dalekie jest od higieny co faktem jest niezaprzeczalnym. Tym bardziej, gdy posiada się słoik większy. Za 200 ml kremu, który idealnie nadaje się do mojej cery (choć ma w składzie parafinę to nie działa komodogennie i nie robi z buzią nic złego), pod makijaż i gdziekolwiek zechcesz, zapłacić trzeba aktualnie pewnie ok 9 zł. Cena może trochę śmieszyć, ale Ziaja to ultra tania marka, a posiadająca kilka perełek. Krem oliwkowy w lekkiej formule jest właśnie taką perełką nie tylko dla mnie - mój mężczyzna również stosuje kremisko i sobie chwali działanie. Produkt ładnie się wchłania, nie pozostawia tłustej oleistej chmury na buzi. Łagodzi podrażnienia (sprawdzone na męskiej świeżo ogolonej twarzy!).

W makijażu nie odpuszczam z reguły stosowania korektora pod oczy. Nie mam specjalnie zasinień w tej okolicy twarzy. Lubię mieć rozświetloną okolicę pod oczami i do tego korektor Collection Lasting Perfection w odcieniu 01 Fair. Korektor świetnie maskuje wszystkie niedoskonałości i jak pisałam wyżej stosuję go głównie do rozświetlania. Ubolewam, że nie można go dostać stacjonarnie. Mój egzemplarz przyleciał z Anglii, ale wiem że sklepy internetowe mają je w swojej ofercie. Korektor nie roluje się pod oczami, ani nie przemieszcza. Mam najjaśniejszy odcień z palety kolorów, toteż rozświetlenie widać, mimo że nie odcina się od od podkładu. Ale gdybym sięgnęła po ciemniejszy podkład niż stosowany zazwyczaj (od jesieni, bo wiosną i latem nie malowałam się praktycznie wcale), pewnie wyglądałabym jak odwrócona panda, hah. Ma rewelacyjne krycie i dość precyzyjny aplikator ułatwiający zastosowanie.


Do pielęgnacji czupryny przysłużyły się w tym roku produkty od Babci Agafii. Kilka opakowań mydła cedrowego do włosów i ciała mam już za sobą. Ostatnio wykończyłam czarne mydło, którego recenzja pojawi się niebawem. Nowym nabytkiem zaś jest mydło kwiatowe, które równie dobrze co jego poprzednicy, pielęgnują moje włosy. Produkty od Babci Agafii w postaci mydeł w formie żelowej to przyjemna i ciekawa alternatywa dla tradycyjnego szamponu z butli. Tym bardziej, że produkt dedykowany jest również do mycia ciała. Ekstrakty z ziół, lekko podrasowane konserwantami i spieniaczami dobrze oczyszczają włosy. Dodatkowym efektem jest ich niesamowity blask. Włosy nie plączą się ani nie elektryzują po zastosowaniu mydeł zza wschodniej granicy. Najpewniej moja kolekcja mydlana mocno się rozszerzy, a uwielbienie dla tej marki z każdym kolejnym zużyciem rośnie.



Żel myjący siarkowy antybakteryjny marki Barwa to przypadkowy zakup, który okazał się ulubieńcem. Nie mam problemów z cerą - zależało mi jednak na sprawdzeniu obietnic producenta. Ten zaś zachwala, że produkt ogranicza przetłuszczanie skóry o ok. 20% w ciągu 4 tygodni stosowania. Na mnie to zadziałało. Żel ładnie doczyszcza buzię, zmniejszając też widoczność porów. Co do braku uczucia ściągnięcia to niekoniecznie mogę się wypowiedzieć, gdyż zawsze po prysznicu lub kąpieli stosuję serum stabilizujące własnej produkcji, olejki (na noc) lub krem (na dzień). Tubka jest taka troszkę niepozorna, ale 120 ml produktu starcza na ok 1,5 miesiąca stosowania przez naszą dwójkę. 

Zachwalając kosmetyki nie byłabym sobą, gdybym nie skrobnęła kilku słów o przyrządach do ich aplikacji. Szczoteczka do nakładania podkładu zawładnęła mną od pierwszego zastosowania. Kupiona za kilka groszy przyleciała do mnie z dalekiej Azji i zrewolucjonizowała mój makijaż. Codzienna rutyna makijażowa może być szybsza i precyzyjniejsza. Make-up brush wykonana jest z gęstego włosia. Oddaje prawie cały produkt, który za jej pomocą rozprowadzam. Myję ją regularnie z użyciem....fioletowego szamponu Joanna lub zwykłego mydła. Ale nie samą szczotką człowiek się maluje. Zakupiona gdzieś na początku roku żabka do opróżniania tubek z kosmetykami wszelakimi doskonale sprawdzi się podczas wykańczania kremu pod oczy, kremu do rąk, czy tez podkładu lub kremu BB/CC/etc. Ostatnio tak wiele produktów w tubkach mi się kończy, że zaczynam żałować, że nie kupiłam kilku takich gadżetów. Tym bardziej, że cena jednej takiej żabki to niespełna złotówka. Kolejnym umilaczem pielęgnacji jest dla mnie silikonowa szczoteczka do mycia i masażu twarzy marki Killys. Produkt do kupienia za ok. 9 zł w sieci Rossmann. Posiadam dwie wersje kolorystyczne: różową i niebieską. Doskonale nadaje się do codziennego mycia buzi z użyciem żelu dedykowanego do rodzaju cery, jak również do usuwania resztek maseczek czy glinek. Łatwa do utrzymania w czystości.


Jak widzicie nie szaleję jakoś szczególnie z produktami. Jestem raczej wierna temu, co działa na moją skórę dobrze i co sprawia, że przede wszystkim jest zdrowa i promienna :)

A co działa na Was? Bez jakich kosmetyków nie wyobrażacie sobie swojego typowego dnia? 


Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.