Denko majowe: Ecodenta, Isana, Himalaya, Kobo, Golden Rose i wiele innych

17 czerwca
Standardowo z czasowym przesunięciem przychodzę z denkiem minionego miesiąca.
Sądziłam, że podczas urlopu będę miała okazję nadrobić blogowe zaległości. Życie jednak pokazuje, że planować to ja sobie mogę co najwyżej poobiednią drzemkę ;)



Uniwersalny krem kojąco- osłaniający od Himalaya to zdecydowanie jeden z hitów pielęgnacyjnych dla mnie. Nie wiem, ile dokładnie tubek tego produktu już zużyłam. Chętnie po niego sięgam. Ma lekko ziołowy zapach, który nie utrzymuje się na skórze długo. Doskonale się wchłania i pomaga zawalczyć o buzię bez niedoskonałości.

Pomadkę ochronną Alterra rumiankową kupiłam dawno temu. Początkowo stosowałam ją na brwi - do ich wzmocnienia. Potem jednak przeleżała na półce jakiś czas i wiosną odkryłam ją na nowo. Dobrze nawilżała usta, choć znam wiele lepszych produktów o prostszym składzie. 

Czarna pasta Ecodenta ładnie odświeżała oddech. Nie zauważyłam jednak efektu wybielania. To co natomiast bardzo mnie w niej denerwowało to fakt, że ubrudziła końcówkę mojej szczoteczki elektrycznej permanentnie.  

Chusteczki do demakijażu Isana Young spełniły swoją rolę szczególnie na wyjazdach. Robiły to, co robić miały - zmywały makijaż bez jakiegoś szczególnego i intensywnego tarcia. Wiem jednak, że w przypadku wodoodpornych tuszy taka chusteczka solo może się nie sprawdzić. Poza tym zawsze po demakijażu chusteczką i tak myję twarz żelem myjącym do twarzy lub gąbką konjac. Są tanie i dość dobre - więc czego chcieć więcej? :)

Migdałowy żel pod prysznic marki Cosmia to scheda po wersji karmelowej. Tutaj jednak pojawiło się wielkie rozczarowanie. Żel mocno przesuszał moją skórę, co bardzo mnie denerwowało. Zużyłam go do końca, choć nie było łatwo, bo opakowanie było duże, z wygodnym dozownikiem. Nie sięgnę po tą wersję zapachową nigdy więcej. Zdecydowanie faworytem jest u nich karmel.


Oczyszczający płyn micelarny z Eveline skradł moje serduszko. Nie dość, że wydajny, to jeszcze zmywał makijaż perfekcyjnie! To, co w demakijażu może mnie irytować najbardziej, to problem ze zmyciem tuszu do rzęs. A ten gagatek radził sobie nawet z tuszem L'Oreal, z którym niewiele płynów poza Garnierem sobie radzi. Makijaż zmywało się dobrze, butelka jest duża, ale otwór mały i nic się nie wylewa w nadmiarze. Z pewnością jeszcze nieraz ten produkt znajdzie się na mojej półce. 

Tonic matujący z Natura Estonica to jeden z najtańszych produktów do tonizowania buzi, jaki do tej pory miałam. Kupiony w Lidlu w śmiesznej cenie 3 złotych starczał mi na kilka miesięcy. Zdecydowanie lepiej jest go nakładać wacikiem. Ja jednak podmieniłam sobie nakrętkę na taką z atomizerem i psikałam sobie buzię rano i wieczorem. Cera była uspokojona i ukojona. 


Maseczka Tołpa dermo face sebio z kwasami w chusteczce to ciekawa alternatywa dla typowych maseczek. Dodatkowo operując kwasami w obrębie twarzy w takim formacie maski ciężko jest sobie zrobić nimi krzywdę. Do tej pory zużyłam jedną chusteczkę, za jakiś czas zużyję drugą. Buzia nie była podrażniona, nic złego się nie zadziało. Coś tam na pewno podziałało, bo od kilku tygodni moja cera jest bardzo kapryśna, a po tej maseczce się jakby nieco wyciszyła. 

Maska peel-off ogórkowa z Purederm to zdecydowanie bubel miesiąca, jeśli nie roku. Nie wiem zupełnie dlaczego maska przy próbie zdejmowania rwie się i w efekcie o samym efekcie peel-off nie da się nic powiedzieć. Ładnie pachnie, koszmarnie się zmywa. 

Z kolorówki udało mi się zużyć BB Cream Beauty Balm od Golden Rose. Recenzję produktu znajdziecie tutaj. Tak jak pisałam w recenzji, tak i powtórzę się tutaj: u mnie ten produkt się sprawdził jako alternatywa dla cięższych podkładów. 

Zużyłam również korektor Collection Lasting Perfection, a w zasadzie pozbyłam się jego końcówki. To bardzo dobry produkt, który namiętnie stosowałam przy mocnym makijażu. Ale jedna uwaga: przy mocno kryjących korektorach koniecznie trzeba zadbać o dobre nawilżenie skóry pod oczami. Ja w pewnym momencie zauważyłam, że okolica oczu jest przesuszona i odstawiłam korektory, a postawiłam na intensywną pielęgnację tej wrażliwej okolicy. 

Rozstaję się również z paletą korektorów od Kobo, która straciła swój żywot. To też produkt o mocnym kryciu, dobrze sprawdzał się przy mocnym makijażu. Trudno jest zużyć produkt w terminie jego przydatności, jeśli nie używa się go regularnie, a tak było z paletką Kobo u mnie. 

Baza pod makijaż matująca, redukująca zaczerwienienia od Ingrid to dobry produkt, kolejny którego nie sposób zużyć, jeśli nie jest stosowany regularnie. Ponadto po kilku ostatnich aplikacjach zauważyłam, że mojej cerze nie odpowiada już ta formuła. Szkoda, bo efekt redukcji zaczerwienienia był bardzo przyzwoity. 

Błyszczyk Milky Lips z Paese został zużyty niemalże do samego końca. Nieco lepki na ustach, a mimo to zostawiał ładną taflę. Do końca zużyłam również fenomenalną pomadkę w kredce od Wibo, kupioną okazyjnie, bo jako końcówka serii. Piękna, intensywna malinowa czerwień, o niebywałej trwałości. 


Muszę przyznać, że trochę się tych kosmetyków w maju uzbierało :)
Jak to wygląda u Was? Macie jakieś doświadczenia z kosmetykami z dzisiejszego wpisu?


2 komentarze:

  1. Korektor z Collection używam teraz tylko do czyszczenia lini brwi, pod oczy jest jednak trochę zbyt ciężki.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.