Bród, smród i ubóstwo - czy naprawdę tak źle jest w naszych szpitalach?
Z niedowierzaniem przeczytałam artykuł o masowym złożeniu wypowiedzeń przez lekarzy z jednego ze szpitali z Dolnego Śląska. Generalnie sytuacja polskich podmiotów leczniczych stopniowo powinna się poprawiać. Tak brzmi teoria. W praktyce jednak wypływają historie takie jak ta: na oddziale ginekologiczno-położniczym we Wrocławiu dzieje się bardzo źle. Sytuacja jest tak poważna, że wszyscy lekarze, z ordynatorem na czele, złożyli wypowiedzenia z pracy. Brzmi to zapewne absurdalnie, że przy pompowaniu ogromnych pieniędzy w programy zdrowotne i rozwój medycyny, są placówki szczególnie odbiegające od wszelkich norm.
Bywają dni, w trakcie których w oddziale pracuje tak mało lekarzy, że nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa pracy w bloku porodowym, a lekarze mają tak wiele obowiązków na różnych oddziałach jednocześnie, że pozostawiają pacjentki bez opieki. Bywa, że odwoływane są zabiegi operacyjne. Dyrektor szpitala nie widzi w tej sytuacji nic złego. Los szpitala jest mu całkowicie obojętny
Pojawiać się mogą głosy, że lekarze są od tego by leczyć, a nie by wyliczać ilość przeprowadzanych remontów. Nie jest to jednak prawdą w mojej ocenie. Odświeżone pomieszczenia szpitalne świadczą o pewnego rodzaju standaryzacji wyposażania szpitali. W XXI wieku w kraju nad Wisłą nie powinny funkcjonować placówki z obdrapanymi ścianami i archaicznym sprzętem. Nie świadczy to dobrze o podmiocie leczniczym. To jest właśnie zły obraz zarządzania placówką publiczną. Zły i jednocześnie często typowy dla placówek tego typu. W prywatnej opiece zdrowotnej próżno szukać takich zwiędłych kwiatków. Wszystko sprowadza się bowiem do przyjętego modelu zarządzania. To co publiczne wydaje się być niczyje. Skoro zatem jest niczyje - nie warto o to dbać, nie warto unowocześniać. Placówki prywatne traktują pacjanta jak klienta i dbają o najwyższą jakość świadczonych usług. W placówce publicznej - co pokazuje przytoczony wyżej przykład - mimo szczerych chęci ze strony personelu - o tą jakość trudno.
Jeśli osoba zarządzająca placówką nie jest w stanie udźwignąć cieżaru rządzenia, to być może powinna ustąpić? Kurczowe trzymanie się dyrektorskiego stołka to wygodna opcja. Wygodna oczywiście dla siedzącego, nie dla całej reszty. Siedzenie i kolokwialne pierdzenie w stołek - też mi prestiż. Takie rzeczy tylko w Polsce, tylko w publicznej opiece zdrowotnej.
Tak naprawdę wszystko rozbija się o pieniądze. Tak, ktoś mógły zaraz mnożyć przykłady ku obronie postawy dyrektora placówki we Wrocławiu. Należy jednak zrozumieć, że jeśli masowo zwalniają się z danej placówki lekarze, to nie robią tego dla własnego wygodnictwa. W byciu bezrobotnym, nawet przez chwilę, nie ma nic wygodnego. Ani fajnego. Ani cool. Jeśli lekarze zrobili to co zrobili, to uczynili to by zwrócić uwagę na problem złej alokacji środków. W swoim liście opisują szereg niedociągnięć ze strony dyrektora szpitala. Wskazują jednoznacznie, iż taki stan rzeczy przekłada się na poziom świadczonych usług zdrowotnych. Zapytują jednogłośnie, czy potrzebny jest jakiś dramat, śmierć pacjentki, by ktokolwiek zainteresował się ich problemem?
![]() |
Uważam, że taka postawa to dobry kierunek do wymuszenia zmian. Zmian personalnych i systemowych. Żyjemy w kraju znowelizowanych ustaw, które poza zmianami w ich długości i nazewnictwie nie zmieniają nic więcej. Nadal w ludziach tkwi przeświadczenie, że publiczna ochrona zdrowia to materia kulejąca i niewarta inwestycji. Pozwalamy sobie na postawę roszczeniową tam, gdzie wydaje nam się, że płacimy bezpośrednio. Prawda jest taka, że płacimy za każdy rodzaj świadczenia. Zapominamy, że podmiot leczniczy, czy to prywatny czy publiczny, to specyficzne mini- przedsiębiorstwo. Generuje zysk - polepszanie stanu zdrowia społeczeństwa. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w placówce prywatnej czy publicznej, to od pacjentów zależy los istnienia podmiotów leczniczych. Bez opłacanych składek na ubezpieczenie zdrowotne polska opieka zdrowotna nie istniałaby. Bez pokrywania usług bezpośrednio przez pacjenta w placówce prywatnej jej istnienie też byłoby zagrożone. Paradoks polega jednak na tym, jak traktuje się pacjenta gdy płaci przez pośrednika - NFZ, a jak traktowany jest człowiek, gdy fizycznie pokrywa koszty własnego leczenia. Prawa pacjenta- temat rzeka.
W związku z zaistniałą sytuacją we Wrocławiu czekam na dalszy rozwój wypadków. Kto jeszcze złoży wypowiedzenie? Może dyrektor placówki? Szczerze w to wątpię. Czy Urząd Marszałkowski złoży jakieś wyjaśnienia w tej sprawie i zajmie stosowne stanowisko? Zainteresowanie mediów powinno pchnąć sprawę nieco do przodu. Przykre, że należy posuwać się do takich działań, by wygenerować jakiekolwiek zmiany w polityce zarządzania podmiotami leczniczymi w Polsce. Wcale nie jest wesoło czytać o takich nieprawidłowościach w placówkach, szczególnie jeśli studiuje się na kierunku, który ma takie obrazki skutecznie likwidować.
Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Pozdrawiam
Toss
Brak komentarzy: